[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czasu w nieskończoność ci pokazywać, powiedziałam, że pokażę ci, gdzie jest, nie  że będę go
z tobą szukać.
 W takim razie oddaj moje spodnie.
 Nie mogę.
 Dlaczego?
 Są mocno zawiązane. Poza tym obiecałam je siostrze, będzie niedługo znosić jaja.
Choć ona mówi, że są całe zakrwawione i do niczego się nie nadają.
Przez resztę snu Farah grzebała dłońmi w piasku, raz po raz natykając się na spinki,
pierścionki, sztuczne zęby i wałki. Wreszcie nad ranem znalazła koreczek na zardzewiałym
łańcuszku. Szarpnęła go. Woda momentalnie zaczęła wirować, bulgotać i schodzić, schodzić,
schodzić z oceanu coraz prędzej i prędzej, i prędzej...
I pomyśleć, że wszystko to poszło na konto biednego Jeda, który nie wiedział, o czym
śnił tej nocy, bo był na to zbyt pijany. Obudziła się na wpół naga; dół od pidżamy leżał
w przedpokoju.
Rozdział 12
I co jej strzeliło do głowy, żeby jednak POJECHA na ten wernisaż?
Chyba to, że był piątek. Piątek! Strzeżcie się wszyscy niepijący, niepalący, nieatrakcyjni
seksualnie, neurotyczni, zaburzeni, pogrążeni w depresjach, nieposiadający na Facebooku
pięciu milionów przyjaciół. Starzy, karmiący piersią i niemogący przez to się nawalić,
nieposiadający lamborghini, grubi, niekorzystnie wyglądający w składających się wyłącznie
z ramiączek sukienkach i spodenkach uszytych z samego paska. Kryjcie się: nieopaleni,
nieposypani brokatem, nieumiejący piszczeć, ciężarni, poruszający się na wózkach, ci
z cellulitem i nadmierną potliwością, bulimicy, chcący w spokoju pustoszyć lodówkę,
pracoholicy, muszący napisać dodatkowy, niepotrzebny nikomu do niczego raport,
komputerowcy, napierdalający mutanty pikselową maczugą i wszelkiej innej maści kopciuchy
i frajerzy. Albo po prostu zjedzcie kilo bordaxu, zamknijcie okna, zaciągnijcie zasłony
i umieściwszy stopery w swoich niewytrymowanych uszach, śpijcie twardym snem, nie poddając
się terrorowi szalonej piątkowej zabawy.
Mnie to wpędza w depresję. Miasto zaczyna się trząść już koło osiemnastej, a potem
buzuje aż do nocy, pełne przekrzykiwań, pisków, głupich śmiechów, łamiących się obcasów,
brzęku butelek, strzelających korków od szampana, koki zasysanej z desek klozetowych
i naciąganych na członki prezerwatyw... Przerabianie przez cały tydzień swojego jedynego,
niepowtarzalnego, nieubłagalnie mijającego życia na pieniądze musi skończyć się głupawką,
zwierzęcym wrzaskiem  mam prawo do odrobiny wolności!!! . Nawet jeśli ta hektyczna, hurtem
realizowana wolność, która musi wystarczyć na cały kolejny tydzień, oznacza prawo
do swobodnego robienia z siebie palanta, darcia śluzówki genitaliów na strzępy i do spania
potem z głową w sraczu.
 Nie idziesz dziś z nami na karaoke? Może być śmiesznie!  krzyknęła za nią
Ingeborg z sekretariatu, niby to niewinnie; jednak w jej głosie, Farah mogła przysiąc, był
przekąs, sugestia, że Farah NIGDY nigdzie nie chodzi.
 Raczej nie. Muszę...
 Pilnujesz bratanka?
 Nie, dlaczego niby miałabym go pilnować?
Farah przystanęła. Wręcz zawróciła! Czemu się do niej przyczepiają? O co jej chodziło
z tym bratankiem? A więc ta biedna Farah, ta socjalna kaleka, może tylko pilnować cudze
bachory? Nawet jeśli wcale tego nie robi i tylko tak mówi, żeby nie chodzić co piątek na to
durne, żenujące karaoke?
Banda straceńców  myślała Farah z pogardą, nagle powziętą nienawiścią. Co piątek
rezerwowali salę w japońskiej knajpie, zawsze na nazwisko  Pan Dupa , co co piątek okazywało
się dokładnie tak samo śmieszne  BARDZO ZMIESZNE. Już od rana zaśmiewali się z tego
pysznego dowcipu do łez. Jechali tam po pracy dwiema taksówkami; pierwsze pół wieczoru
poświęcali na rozmowę o tym, co kto napisał i przeczytał na Facebooku, by wreszcie schlać się
i drzeć jak stare gacie do 24.00, aż w sali śmierdziało nie do wytrzymania potem. Cóż, w końcu
czerstwych przygód musiało wystarczyć na cały tydzień opowiadania podczas lunchu i duszenia
się ze śmiechu (I wtedy Jake mówi: Gdzie jest mój kieliszek? TRZYMAJC GO W RKU!!!)
(A pamiętacie, jak Joe pomylił się i wszedł do damskiej toalety??? Nie mógł za grosz zrozumieć,
co się stało, dopóki ten śmieszny japoński kibelek nie wystrzelił mu nagle w twarz!!!).
Oczywiście mówili o tym tym głośniej i barwniej, im bardziej o 24.15 wszyscy byli już
w swoich łóżeczkach, wysmarowani od stóp do głów kremem na suche pięty.
 Piątek  żmudna, zwariowana zabawa w gronie współpracowników  cztery godziny
 mogli odhaczyć to w kalendarzu i przejść do kolejnych pilnych obowiązków.
Rzecz jasna, Farah jeszcze wtedy nie miała zamiaru iść na żaden idiotyczny wernisaż.
Tak tylko powiedziała, żeby zamknąć tej durnowatej Ingeborg usta. Ledwie jednak weszła
do domu, do drzwi zadzwonił dzwonek. Wyjrzała przez wizjer. To był ten sąsiad, którego
poznała w pralni, ten od psychotropów i perfekcyjnych stanów umysłu.
Dobrym pomysłem było, żeby mu po prostu nie otworzyć. Ale trzeba było jej to
powiedzieć, zanim wpadła już na inny, ten, który leżał dużo bliżej.
 Słucham?  powiedziała.
 Jest koniec świata, ewakuują budynek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl