[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Och, nie. - Jenny przełknęła ślinę. - Jesteś pewna, że Rawleyowi nic się nie stało?
- Na pewno. Poza tym, że ma lekko podbite oko, bo przyjął piłkę na twarz. Zgłosiłam
włamanie na policję i zawiadomiłam administratora.
- Diego.
- Mhm. Załatwił kogoś, kto dziś rano wymienił drzwi. Mam już nowe klucze. Diego chce
tylko, żebyś się z nim skontaktowała. Policja też prosiła, żebyś po powrocie dała im znać, co
zginęło.
Czuła, że ogarnia ją panika. To Troy. Włamał się do jej mieszkania. Była tego pewna,
jakby widziała to na własne oczy. Oddychała nierówno, próbowała się uspokoić. Musi wracać
do domu. Teraz. Natychmiast.
- W porządku, Janice - powiedziała odruchowo, chcąc zapewnić przyjaciółkę, że ta zro-
biła wszystko, co w jej mocy.
- Miałam ci nie mówić. Rick kazał mi zaczekać, aż wrócisz, bo i tak nic nie możesz teraz
zrobić.
- Myślisz, że to było zwykłe włamanie?
- No, chyba tak. A co innego?
- Wracam najbliższym samolotem.
- Jenny, proszę cię, nie rób tego. Proszę! Nie powinnam była dzwonić. Och, wiedziałam.
Myślałam tylko, że może lepiej ci powiedzieć.
- Oczywiście! Bardzo dobrze, że mnie uprzedziłaś.
- Proszę cię, nie wracaj jeszcze. Zostało ci tylko parę dni. Baw się, wykorzystaj je.
- Baw się! - Jenny zaśmiała się histerycznie.
- Wszystko jest porządnie pozamykane. Och, Rick mówił mi, żebym nie dzwoniła! Zabije
mnie, jeśli wrócisz wcześniej. Proszę cię, Jenny. Wszystko jest w porządku. Zostań do nie-
dzieli. Zadzwonię do ciebie jeszcze raz. To tyle. Proszę.
Jenny zamknęła oczy. Czuła każdy nerw. Musi wyjechać. Ale Janice rozpaczliwie prosi
ją, żeby została. Jaka to właściwie różnica? Usiłowała opanować zdenerwowanie i pomyśleć
racjonalnie, ale wszystko przesłaniał jej obraz twarzy uśmiechniętego pogardliwie Troya.
- Jenny, proszę cię - odezwała się znów Janice. Gdzieś w tle rozległo się zawodzenie. To
Becky i Tommy dawali o sobie znać. - Proszę!
- Muszę pomyśleć - odpowiedziała automatycznie.
- Nie martw się. Wszystko jest załatwione. Och, Rick wrócił... - W jej głosie zabrzmiało
zdenerwowanie. - To Jenny - powiedziała głośno. - Chce z tobą rozmawiać. Proszę cię, nie
mów, że wiesz ode mnie o włamaniu - dodała szeptem.
- Ale...
- Proszę!
Zawodzenie przybrało na sile. Jenny usłyszała stuk odkładanej słuchawki. Chwilę póz-
niej ktoś ją podniósł.
- Jenny? - spytał Rick. - Co tam słychać za południową granicą? Był tak swobodny i
odprężony, że musiała zacisnąć zęby. Co powinna zrobić? Ręka na słuchawce zwilgotniała.
- Całkiem miło - odpowiedziała troszeczkę za sztywno.
- O której masz samolot w niedzielę? Pojadę po chłopców, a potem odbiorę cię z lotni-
ska.
- Mhm... nie, dziękuję, sama zabiorę Rawleya, jeśli nie robi ci to różnicy. Będę w Ho-
uston wczesnym popołudniem.
- No dobra. Do Obozu Trzech Wiatrów masz jakieś dwie godziny jazdy.
- Wiem, ale... ee... chciałabym go przywiezć. Co tam słychać na obozie?
- Zwietnie się bawią. Już się umawiają na spotkania latem. I rzeczywiście grają coraz le-
piej. - Zaczął opowiadać o umiejętnościach chłopaków. Jenny słuchała w milczeniu. Miała
mętlik w głowie.
- Rick, muszę już iść - ucięła wreszcie. - Właśnie wychodzę.
- Tak? Tylko nie pij za dużo margarity, dobra? I skończ z tymi zabawami. Jestem za-
zdrosny. - Zachichotał. - Może zobaczymy się na obozie, jak przyjedziemy po chłopców.
Adios, amiga.
- Adios - odpowiedziała.
- Coś nie w porządku? - spytał Phil, a w tym samym momencie ze swojego pokoju wy-
szedł Matt. Obaj słyszeli ostatnie słowa jej rozmowy.
- Taksówka czeka - przypomniał Matt.
- Ktoś włamał się do mojego mieszkania - oznajmiła Jenny.
- O, do diabła - powiedzieli jednocześnie.
- Okradli cię? - spytał Matt.
- Wygląda na to, że nic nie zginęło, ale to dopiero ja będę mogła stwierdzić. - Przygryzła
wargę. - Chyba powinnam wracać.
- Nie. - Phil złapał ją za rękę, pociągnął po schodach i do taksówki. -To może zaczekać
do niedzieli. Ta noc należy do nas.
- Może pojadę z wami... - zaczął Matt, ale Phil stanowczo pokręcił głową.
- Dotrzymaj towarzystwa swoim przyjaciółkom.
Z tymi słowami pogonił Jenny do auta i ruszyli do centrum Puerto Val-larta. Phil, naj-
wyrazniej zdecydowany odwrócić jej myśli od włamania, gadał bez przerwy o gospodarce
meksykańskiej, o wspaniałej pogodzie i o tym, jak właśnie powrócił z ciemnej strony ga-
strycznego piekła".
Udało mu się tylko częściowo. Jenny wciąż czuła obecność Troya, jakby siedział razem z
nimi w samochodzie. Ale kiedy skręcili w główną ulicę biegnącą wzdłuż plaży, rzuciła przelot- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
- Och, nie. - Jenny przełknęła ślinę. - Jesteś pewna, że Rawleyowi nic się nie stało?
- Na pewno. Poza tym, że ma lekko podbite oko, bo przyjął piłkę na twarz. Zgłosiłam
włamanie na policję i zawiadomiłam administratora.
- Diego.
- Mhm. Załatwił kogoś, kto dziś rano wymienił drzwi. Mam już nowe klucze. Diego chce
tylko, żebyś się z nim skontaktowała. Policja też prosiła, żebyś po powrocie dała im znać, co
zginęło.
Czuła, że ogarnia ją panika. To Troy. Włamał się do jej mieszkania. Była tego pewna,
jakby widziała to na własne oczy. Oddychała nierówno, próbowała się uspokoić. Musi wracać
do domu. Teraz. Natychmiast.
- W porządku, Janice - powiedziała odruchowo, chcąc zapewnić przyjaciółkę, że ta zro-
biła wszystko, co w jej mocy.
- Miałam ci nie mówić. Rick kazał mi zaczekać, aż wrócisz, bo i tak nic nie możesz teraz
zrobić.
- Myślisz, że to było zwykłe włamanie?
- No, chyba tak. A co innego?
- Wracam najbliższym samolotem.
- Jenny, proszę cię, nie rób tego. Proszę! Nie powinnam była dzwonić. Och, wiedziałam.
Myślałam tylko, że może lepiej ci powiedzieć.
- Oczywiście! Bardzo dobrze, że mnie uprzedziłaś.
- Proszę cię, nie wracaj jeszcze. Zostało ci tylko parę dni. Baw się, wykorzystaj je.
- Baw się! - Jenny zaśmiała się histerycznie.
- Wszystko jest porządnie pozamykane. Och, Rick mówił mi, żebym nie dzwoniła! Zabije
mnie, jeśli wrócisz wcześniej. Proszę cię, Jenny. Wszystko jest w porządku. Zostań do nie-
dzieli. Zadzwonię do ciebie jeszcze raz. To tyle. Proszę.
Jenny zamknęła oczy. Czuła każdy nerw. Musi wyjechać. Ale Janice rozpaczliwie prosi
ją, żeby została. Jaka to właściwie różnica? Usiłowała opanować zdenerwowanie i pomyśleć
racjonalnie, ale wszystko przesłaniał jej obraz twarzy uśmiechniętego pogardliwie Troya.
- Jenny, proszę cię - odezwała się znów Janice. Gdzieś w tle rozległo się zawodzenie. To
Becky i Tommy dawali o sobie znać. - Proszę!
- Muszę pomyśleć - odpowiedziała automatycznie.
- Nie martw się. Wszystko jest załatwione. Och, Rick wrócił... - W jej głosie zabrzmiało
zdenerwowanie. - To Jenny - powiedziała głośno. - Chce z tobą rozmawiać. Proszę cię, nie
mów, że wiesz ode mnie o włamaniu - dodała szeptem.
- Ale...
- Proszę!
Zawodzenie przybrało na sile. Jenny usłyszała stuk odkładanej słuchawki. Chwilę póz-
niej ktoś ją podniósł.
- Jenny? - spytał Rick. - Co tam słychać za południową granicą? Był tak swobodny i
odprężony, że musiała zacisnąć zęby. Co powinna zrobić? Ręka na słuchawce zwilgotniała.
- Całkiem miło - odpowiedziała troszeczkę za sztywno.
- O której masz samolot w niedzielę? Pojadę po chłopców, a potem odbiorę cię z lotni-
ska.
- Mhm... nie, dziękuję, sama zabiorę Rawleya, jeśli nie robi ci to różnicy. Będę w Ho-
uston wczesnym popołudniem.
- No dobra. Do Obozu Trzech Wiatrów masz jakieś dwie godziny jazdy.
- Wiem, ale... ee... chciałabym go przywiezć. Co tam słychać na obozie?
- Zwietnie się bawią. Już się umawiają na spotkania latem. I rzeczywiście grają coraz le-
piej. - Zaczął opowiadać o umiejętnościach chłopaków. Jenny słuchała w milczeniu. Miała
mętlik w głowie.
- Rick, muszę już iść - ucięła wreszcie. - Właśnie wychodzę.
- Tak? Tylko nie pij za dużo margarity, dobra? I skończ z tymi zabawami. Jestem za-
zdrosny. - Zachichotał. - Może zobaczymy się na obozie, jak przyjedziemy po chłopców.
Adios, amiga.
- Adios - odpowiedziała.
- Coś nie w porządku? - spytał Phil, a w tym samym momencie ze swojego pokoju wy-
szedł Matt. Obaj słyszeli ostatnie słowa jej rozmowy.
- Taksówka czeka - przypomniał Matt.
- Ktoś włamał się do mojego mieszkania - oznajmiła Jenny.
- O, do diabła - powiedzieli jednocześnie.
- Okradli cię? - spytał Matt.
- Wygląda na to, że nic nie zginęło, ale to dopiero ja będę mogła stwierdzić. - Przygryzła
wargę. - Chyba powinnam wracać.
- Nie. - Phil złapał ją za rękę, pociągnął po schodach i do taksówki. -To może zaczekać
do niedzieli. Ta noc należy do nas.
- Może pojadę z wami... - zaczął Matt, ale Phil stanowczo pokręcił głową.
- Dotrzymaj towarzystwa swoim przyjaciółkom.
Z tymi słowami pogonił Jenny do auta i ruszyli do centrum Puerto Val-larta. Phil, naj-
wyrazniej zdecydowany odwrócić jej myśli od włamania, gadał bez przerwy o gospodarce
meksykańskiej, o wspaniałej pogodzie i o tym, jak właśnie powrócił z ciemnej strony ga-
strycznego piekła".
Udało mu się tylko częściowo. Jenny wciąż czuła obecność Troya, jakby siedział razem z
nimi w samochodzie. Ale kiedy skręcili w główną ulicę biegnącą wzdłuż plaży, rzuciła przelot- [ Pobierz całość w formacie PDF ]