[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żywiołowego ataku naszych żołnierzy. Kawaleria angielska cofa się w popłochu
i dopiero pod osłoną artylerii gromadzi się na nowo. Niespodziewanie kirasjerzy
i dragoni przypuszczają szturm na czworoboki, z których kilka wreszcie rozpada
się; żołnierze angielscy giną, lecz nie ustępują na krok. Teraz rozpoczyna się
straszliwa rzez, przerywana od czasu do czasu rozpaczliwymi atakami konnicy,
przeciwko której muszą zwracać się nasi żołnierze, podczas gdy czworoboki
angielskie znów nabierają tchu i formują się na nowo, by znów ulec rozdarciu.
Wellington przelewa łzy wściekłości widząc, jak 12 000 ludzi spośród
najlepszych jego wojsk ginąć musi z jego rozkazu. Wie jednak zarazem, że nie
ustąpią ani na krok. Wódz angielski oblicza czas, który musi jeszcze upłynąć,
zanim dzieło zniszczenia będzie zakończone, i wyjmując zegarek powiada do
swego otoczenia: wystarczą dwie godziny, zanim zaś jedna minie nadejdzie noc
lub - Blcher . I tak przez trzy kwadranse toczy się dalej morderczy bój.
Z wzniesienia, z którego widać cale pobojowisko, Napoleon dostrzega teraz
bitą masę, wyłaniającą się na drodze z Wavre... Nareszcie zatem nadchodzi
Grouchy, tak długo oczekiwany; przychodzi wprawdzie pózno, lecz jeszcze dość
wcześnie, by zwyciężyć. Na widok zbliżających się posiłków cesarz wysyła na
wszystkie strony adiutantów z wieścią, że zjawił się Grouchy i za chwilę
wzmocni nasze linie. W rzeczy samej owe masy rozwijają się w szeregi, formując
się w szyki bojowe. %7łołnierze nasi walczą teraz ze zdwojonym zapałem,
przekonani święcie, że to już ostatnie uderzenia. Wtem nagle od strony nowo
przybyłych wojsk zaczyna się straszliwa kanonada artylerii, a kule zamiast
zwracać się przeciwko Prusakom, sieją spustoszenie w naszych szeregach.
Wszyscy stoją w osłupieniu, gdy nagle cesarz uderza się w czoło:to nie Grouchy,
to Blcher!
Jednym rzutem oka Napoleon ogarnia swe położenie. Sytuacja jest tragiczna.
60 000 żołnierzy, których nie brał pod uwagę, napadło znienacka na nasze
wojska, zdziesiątkowane 8-godzinną bitwą. W centrum ma wprawdzie jeszcze
przewagę, nie ma już jednak prawego skrzydła. Dalej prowadzić żniwo śmierci,
by nieprzyjaciela przeciąć wpół, byłoby teraz bezcelowe, a nawet niebezpieczne.
Cesarz nakazuje przeprowadzenie jednego z najpiękniejszych manewrów, jakie
kiedykolwiek w swych najśmielszych kombinacjach strategicznych wykonał: jest
to mianowicie wielka ukośna zmiana frontu, za pomocą której może zwrócić się
czołem w stronę obu armii. Nadto upływa czas i noc, która miała przyjść z
pomocą Anglikom.
Natychmiast rozkazuje Napoleon lewemu skrzydłu zluzować pierwszy i
drugi korpus, które najdotkliwiej ucierpiały. Lobau i Duhesme mają cofać się
dalej i uformować w szeregi powyżej Planchenoit. Centrum armii może i
powinno ostać się o własnych siłach. Równocześnie adiutant otrzymuje rozkaz
objazdu całej linii z wieścią, że marszałek Grouchy nadchodzi.
Na tę wiadomość zapał powszechny ożywa na nowo. Na całej niezmierzonej
linii wszystko prze naprzód. Ney, pięciokrotnie pozbawiony konia, chwyta
miecz do ręki. Napoleon staje na czele rezerwy i sam rzuca się do ataku na szosę.
Nieprzyjaciel wciąż jeszcze cofa się ku swej linii środkowej, pierwsze zaś jego
szeregi są przełamane. Przebija się przez nie nasza gwardia i zdobywa baterię. Tu
jednak natrafia na drugą linię nieprzyjaciela; są to niedobitki pułków
rozgromionych przed dwiema godzinami przez naszą kawalerię, które teraz na
nowo się uformowały. Kolumna francuska rozwija się jakby do manewru, gdy
nagle zaczyna walić w nią z odległości strzału z pistoletu 10 polowych armat
ustawionych w baterię, szerząc wśród naszych szeregów śmierć i spustoszenie.
Równocześnie 20 innych dział naciera za nią z flanki, czyniąc wyłom w masach
skupionych dookoła Belle-Alliance. Generał Friant zostaje ranny, generałowie
Michel, Jamin i Mallet padają od kul, zabici też zostają majorowie Angelet,
Cardinal i Agns. Generał Guyot, prowadzący po raz ósmy z rzędu ciężką
kawalerię do ataku, zostaje dwukrotnie trafiony. Mundur i kapelusz marszałka
Neya przedziurawione są przez kule. Linia nasza zdaje się na chwilkę być
zachwiana. W tym samym momencie zjawia się Blcher w La Haie, wypędzając
stamtąd oba pułki broniące tego punktu. Oba te pułki, które przez pół godziny
stawiały opór 10-tysięcznej armii, zaczynają się cofać, Blcher zaś ściąga do
siebie 6 000 angielskiej konnicy, która dotąd osłaniała lewe skrzydło
Wellingtona. Oddziały te, zmieszane ze ściganymi przez siebie Francuzami,
zadają straszliwy cios w samo serce naszej armii. Wtem generał Cambronne
rzuca się z drugim batalionem pułku strzelców pomiędzy kawalerię angielską i
uciekających, tworzy czworobok, osłaniając odwrót pozostałych batalionów
gwardii. Batalion jego ściąga teraz na siebie całe natarcie wroga. Nieprzyjaciel
otacza go i atakuje ze wszystkich stron. Wówczas to generał Cambronne na
żądanie, by się poddał, wyrzekł co prawda nie ów frazes kwiecisty, który mu
przypisują, lecz jedno jedyne słowo, wprawdzie nieco trywialne, lecz mimo to
wzniosłe, w chwilę zaś potem, trafiony w głowę odłamkiem kuli armatniej,
stoczył się zmiażdżony z konia14.
Teraz Wellington wysyła swe lewe skrzydło, którym już w tej chwili może
rozporządzać, i ze swej strony rozpoczynając ofensywę, rzuca swe oddziały
jakby potok górski spływający gwałtownym prądem w nizinę. Kawaleria
angielska objeżdża dokoła czworoboki gwardii, nie mając jednak odwagi
zaatakowania, kieruje się w prawo i zawraca, by przedrzeć się przez nasze
14
Legenda głosi, że generał Cambronne, osaczony przeważającymi siłami wroga i wezwany do poddania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl