[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przesłaniała kaskada, Rick opisał przyjaciołom to, co zobaczył z góry oraz jak znalazł i uruchomił
prymitywny mechanizm zamykający wodę.
- Jest tam koło zębate, które skierowało wodę do kaskady środkowej, a ta tutaj... wyschła.
- Na jak długo?
- Nie wiem. Nie jestem pewien.
Istotnie, kiedy zbliżali się do bramy, już usłyszeli spadające strugi wody, coraz to silniejsze.
& Przyspieszyli kroku i dotarli do bramy, kiedy kaskada za nimi powróciła z całą gwałtownością.
Hałas spadającej wody był tak potężny, że zagłuszał ich głosy.
Pchnęli bramę, która odchyliła się odrobinę, zaledwie na tyle, że zdołali przejść, po czym weszli w
korytarz wykuty w skale.
Korytarz wznosił się stopniowo ku powierzchni. Wyszli na zewnątrz dokładnie u podstawy góry,
którą widział Rick.
Słońce było teraz jak drżące koło na horyzoncie. Promienie czerwonego i pomarańczowego światła
padały na górę w kształcie baby wielkanocnej, otoczoną pierścieniem rzeki; woda szumiała i pieniła
się, jakby usiłowała odebrać przestrzeń, którą zajął masyw górski.
W tym momencie mogli zrobić tylko jedno.
-Gorąco radzimy nie ustawać podczas wspinaczki... - zarecytował Rick. - Strzeżcie się złudnych
schronisk -dokończył wolno, z naciskiem.
Obeszli wkoło podstawę góry i na końcu znalezli biegnący do góry równiutki rząd niewielkich
wyżłobień, jak stopni w wapiennej skale.
- Sądzę, że Morice Moreau radzi nam nie tracić czasu tu na dole i... wspiąć się... - szepnął Jason. -
Po tych wyżłobieniach.
- Akurat tego nam trzeba pod koniec dnia - odezwała się sarkastycznie Anita.
-Nie możemy tędy podchodzić - zauważył Rick. - Nie mamy sprzętu do wspinaczki.
- Mamy linę. I karabinki - odparł Jason. - Skóra wokół jego rany na czole zrobiła się fioletowa.
- Ale mamy też plecaki. Bardzo ciężkie.
Jason spoglądał do góry.
- Doszliśmy tak daleko, jesteśmy już o krok od Kraju który umiera... - szepnął. - Jestem absolutnie
pewien, że on jest tam, w górze.
Oparł rękę w zagłębieniu pierwszego wyżłobienia. Kamień był ciepły od słońca.
- To chyba nie będzie trudne - powiedział. - Wyżłobienia są głębokie.
Wyciągnął rękę i natrafił bez trudu na następne wyżłobienie. Podciągnięcie się wyżej było dziecinnie
łatwe.
- Jason... - zawołała Anita.
- Należy podchodzić bez przerwy - powtórzył Jason i zaczął Się wspinać. - Nie zamierzam już tracić
czasu. Jeżeli nie chcecie iść, zaczekajcie tutaj na mnie. Dam radę. Wejdę na tę górę. Bez obawy!
- To jest niebezpieczne - uprzedził go Rick.
- Nie aż tak, jak skok nad przepaścią. I nie tak, jak ominięcie kaskady.
-Jason... plecaki są ciężkie.
- To zostawcie je na dole i podchodzmy bez nich.
- A twój?
- Ja swojego nie zostawię. Mam przecież w środku złote monety.
Po chwili wahania zaczęli podchodzić, wszyscy troje.
Jason szedł jako pierwszy. Wkładał ręce w wyżłobienia i podciągał się w górę, spokojnie, jakby
szedł po drabinie. %7łebrami ocierał się o skałę.
Anita, pełna wątpliwości, szła w środku. Jason ją zdenerwował. Zrobił się zuchwały i arogancki! Im
wyżej jednak podchodziła, tym bardziej się przekonywała, że to podciąganie nie było trudne.
Wystarczyło przestrzegać prostej zasady: nigdy nie spoglądać w dół. Za nic na świecie.
Anita nie spoglądała w dół. Nie spoglądała też w górę.
Patrzyła tylko na skałę przed sobą, białą i porowatą.
Rick zamykał pochód.
Jego silne ramiona łatwo dzwigały ciało coraz wyżej, a mocne dłonie zapewniały mu mocny chwyt.
Za każdym razem, kiedy Anita zwalniała, mówił jej:
- Nie patrz w dół.
- Już prawie jesteśmy.
- Już niewiele brakuje.
Wspinali się wytrwale. Mieli ciepłe słońce na karku i słyszeli szum rzeki, który towarzyszył im jak
pieśń.
Byli jak trzy nietoperze zaczepione w powietrzu.
Anita postanowiła się zatrzymać, żeby nabrać tchu, ale natychmiast zrozumiała, że popełniła błąd.
W jednej chwili poczuła ciężkie nogi i miała wrażenie, że coś ją ściąga do tyłu, jakby miała ciężarek
przyczepiony do pleców.
- Wszystko w porządku? - czujnie zapytał Rick, stojący poniżej.
Anita zamknęła oczy. Z twarzą wciśniętą w białą ścianę i stopami wbitymi w skałę, rozluzniła
najpierw jedno ramię, a potem drugie. Mięśnie miała zdrętwiałe z wysiłku, a oba kolana paliły ją, tak
były poocierane.
- Zmiało! - zawołał do niej Jason z góry. - Mamy już za sobą więcej niż połowę drogi!
I prawdopodobnie to zdanie ją zablokowało. Anita wyobraziła sobie siebie więcej niż w połowie
drogi, w ścianie prowadzącej na szczyt, który widziała z dołu i poczuła nagle, gwałtowny zawrót
głowy. Poruszyła stopami w wyżłobieniu, ale nie dała rady ich wydostać ani unieść.
- Anita, dasz radę? - spytał ją Rick.
Nie" - pomyślała dziewczynka. Nie dam rady, całkiem nie dam rady. I nogi odmawiają mi
posłuszeństwa".
- Anita?
Anita przylgnęła jeszcze bardziej do skały.
Aż dotąd wszystko szło dobrze.
Nie mogła się teraz zatrzymać.
Ale nie dawała rady iść.
-Jason, zawróć! - krzyknął w górę Rick. - Anita ma problem!
. _wspinaczka_ ,
W jednej chwili poczuła ciężkie nogi i miała wrażenie, że coś ją ściąga do tyłu, jakby miała ciężarek [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
przesłaniała kaskada, Rick opisał przyjaciołom to, co zobaczył z góry oraz jak znalazł i uruchomił
prymitywny mechanizm zamykający wodę.
- Jest tam koło zębate, które skierowało wodę do kaskady środkowej, a ta tutaj... wyschła.
- Na jak długo?
- Nie wiem. Nie jestem pewien.
Istotnie, kiedy zbliżali się do bramy, już usłyszeli spadające strugi wody, coraz to silniejsze.
& Przyspieszyli kroku i dotarli do bramy, kiedy kaskada za nimi powróciła z całą gwałtownością.
Hałas spadającej wody był tak potężny, że zagłuszał ich głosy.
Pchnęli bramę, która odchyliła się odrobinę, zaledwie na tyle, że zdołali przejść, po czym weszli w
korytarz wykuty w skale.
Korytarz wznosił się stopniowo ku powierzchni. Wyszli na zewnątrz dokładnie u podstawy góry,
którą widział Rick.
Słońce było teraz jak drżące koło na horyzoncie. Promienie czerwonego i pomarańczowego światła
padały na górę w kształcie baby wielkanocnej, otoczoną pierścieniem rzeki; woda szumiała i pieniła
się, jakby usiłowała odebrać przestrzeń, którą zajął masyw górski.
W tym momencie mogli zrobić tylko jedno.
-Gorąco radzimy nie ustawać podczas wspinaczki... - zarecytował Rick. - Strzeżcie się złudnych
schronisk -dokończył wolno, z naciskiem.
Obeszli wkoło podstawę góry i na końcu znalezli biegnący do góry równiutki rząd niewielkich
wyżłobień, jak stopni w wapiennej skale.
- Sądzę, że Morice Moreau radzi nam nie tracić czasu tu na dole i... wspiąć się... - szepnął Jason. -
Po tych wyżłobieniach.
- Akurat tego nam trzeba pod koniec dnia - odezwała się sarkastycznie Anita.
-Nie możemy tędy podchodzić - zauważył Rick. - Nie mamy sprzętu do wspinaczki.
- Mamy linę. I karabinki - odparł Jason. - Skóra wokół jego rany na czole zrobiła się fioletowa.
- Ale mamy też plecaki. Bardzo ciężkie.
Jason spoglądał do góry.
- Doszliśmy tak daleko, jesteśmy już o krok od Kraju który umiera... - szepnął. - Jestem absolutnie
pewien, że on jest tam, w górze.
Oparł rękę w zagłębieniu pierwszego wyżłobienia. Kamień był ciepły od słońca.
- To chyba nie będzie trudne - powiedział. - Wyżłobienia są głębokie.
Wyciągnął rękę i natrafił bez trudu na następne wyżłobienie. Podciągnięcie się wyżej było dziecinnie
łatwe.
- Jason... - zawołała Anita.
- Należy podchodzić bez przerwy - powtórzył Jason i zaczął Się wspinać. - Nie zamierzam już tracić
czasu. Jeżeli nie chcecie iść, zaczekajcie tutaj na mnie. Dam radę. Wejdę na tę górę. Bez obawy!
- To jest niebezpieczne - uprzedził go Rick.
- Nie aż tak, jak skok nad przepaścią. I nie tak, jak ominięcie kaskady.
-Jason... plecaki są ciężkie.
- To zostawcie je na dole i podchodzmy bez nich.
- A twój?
- Ja swojego nie zostawię. Mam przecież w środku złote monety.
Po chwili wahania zaczęli podchodzić, wszyscy troje.
Jason szedł jako pierwszy. Wkładał ręce w wyżłobienia i podciągał się w górę, spokojnie, jakby
szedł po drabinie. %7łebrami ocierał się o skałę.
Anita, pełna wątpliwości, szła w środku. Jason ją zdenerwował. Zrobił się zuchwały i arogancki! Im
wyżej jednak podchodziła, tym bardziej się przekonywała, że to podciąganie nie było trudne.
Wystarczyło przestrzegać prostej zasady: nigdy nie spoglądać w dół. Za nic na świecie.
Anita nie spoglądała w dół. Nie spoglądała też w górę.
Patrzyła tylko na skałę przed sobą, białą i porowatą.
Rick zamykał pochód.
Jego silne ramiona łatwo dzwigały ciało coraz wyżej, a mocne dłonie zapewniały mu mocny chwyt.
Za każdym razem, kiedy Anita zwalniała, mówił jej:
- Nie patrz w dół.
- Już prawie jesteśmy.
- Już niewiele brakuje.
Wspinali się wytrwale. Mieli ciepłe słońce na karku i słyszeli szum rzeki, który towarzyszył im jak
pieśń.
Byli jak trzy nietoperze zaczepione w powietrzu.
Anita postanowiła się zatrzymać, żeby nabrać tchu, ale natychmiast zrozumiała, że popełniła błąd.
W jednej chwili poczuła ciężkie nogi i miała wrażenie, że coś ją ściąga do tyłu, jakby miała ciężarek
przyczepiony do pleców.
- Wszystko w porządku? - czujnie zapytał Rick, stojący poniżej.
Anita zamknęła oczy. Z twarzą wciśniętą w białą ścianę i stopami wbitymi w skałę, rozluzniła
najpierw jedno ramię, a potem drugie. Mięśnie miała zdrętwiałe z wysiłku, a oba kolana paliły ją, tak
były poocierane.
- Zmiało! - zawołał do niej Jason z góry. - Mamy już za sobą więcej niż połowę drogi!
I prawdopodobnie to zdanie ją zablokowało. Anita wyobraziła sobie siebie więcej niż w połowie
drogi, w ścianie prowadzącej na szczyt, który widziała z dołu i poczuła nagle, gwałtowny zawrót
głowy. Poruszyła stopami w wyżłobieniu, ale nie dała rady ich wydostać ani unieść.
- Anita, dasz radę? - spytał ją Rick.
Nie" - pomyślała dziewczynka. Nie dam rady, całkiem nie dam rady. I nogi odmawiają mi
posłuszeństwa".
- Anita?
Anita przylgnęła jeszcze bardziej do skały.
Aż dotąd wszystko szło dobrze.
Nie mogła się teraz zatrzymać.
Ale nie dawała rady iść.
-Jason, zawróć! - krzyknął w górę Rick. - Anita ma problem!
. _wspinaczka_ ,
W jednej chwili poczuła ciężkie nogi i miała wrażenie, że coś ją ściąga do tyłu, jakby miała ciężarek [ Pobierz całość w formacie PDF ]