[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łem. Nie ma drugiej takiej ozdoby w tym domu. Była kosztowna i niespotykana. Cała
jej biżuteria, z wyjątkiem tandetnego sznurka krwawników, została pochowana razem
z nią i leży w zaplombowanym grobowcu.  Rozłożył ramiona.  Cóż to za kara, jaka
mściwość! Moja konkubina, którą dobrze traktowałem, której okazywałem cały szacu-
nek, którą pochowałem z wszelkim rytuałem, nie szczędząc kosztów. Jadłem i piłem
z nią w przyjazni, wszyscy mogą to zaświadczyć. Nie miała na co narzekać, naprawdę
zrobiłem dla niej więcej, niż to jest przyjęte i stosowne. Byłem gotów faworyzować ją
kosztem moich rodzonych synów. Dlaczego więc miałaby wracać tu po śmierci i prze-
śladować mnie i moją rodzinę?
 Wygląda na to  powiedział poważnie Mersu  że tobie osobiście zmarła zle nie
życzy. Twoje wino było dobre. Kto w twojej rodzinie wyrządził jej krzywdę?
 Kobieta, która nie żyje  odparł Imhotep krótko.
 Rozumiem. Masz na myśli żonę twojego syna Jahmosego?
 Tak.  Imhotep przerwał, a potem wybuchnął:  Ale co można zrobić, czcigod-
ny ojcze? Jak możemy przeciwdziałać tej złośliwości? Och, zły to był dzień, w którym
przywiozłem tę kobietę do mego domu.
91
 Zły dzień, w rzeczy samej  powiedziała głębokim głosem Kait, wychodząc z po-
koju kobiet. Jej oczy ciężkie były od łez, a na jej brzydkiej twarzy widać było siłę i zdecy-
dowanie. Jej głos, głęboki i chrapliwy, drżał z gniewu.  Zły to był dzień, gdy przywio-
złeś tu Nofret, Imhotepie, aby zniszczyć najbystrzejszego i najprzystojniejszego z twoich
synów! Przyniosła śmierć Satipy i mojemu Sobkowi, a Jahmose ledwie jej umknął. Kto
będzie następny? Czy oszczędzi nasze dzieci  ona, która uderzyła moją małą Ankh?
Trzeba coś zrobić, Imhotepie!
 Trzeba coś zrobić  powtórzył Imhotep, patrząc badawczo na kapłana.
Ten ostatni skinął głową ze spokojną zarozumiałością.
 Jest wiele sposobów i środków, Imhotepie. Z chwilą, gdy upewnimy się co do fak-
tów, możemy działać. Mam na myśli twoją zmarłą żonę, Ashayet. Była kobietą z wpły-
wowej rodziny. Może wywołać potężne moce w Krainie Zmarłych, mogące interwenio-
wać w twojej sprawie. Ta kobieta Nofret ich nie zna. Musimy się wspólnie naradzić.
Kait zaśmiała się krótko.
 Nie zwlekajcie zbyt długo. Mężczyzni są zawsze tacy sami. Nawet kapłani!
Wszystko musi być zrobione zgodnie z prawem i pierwszeństwem. Ale powiadam wam,
działajcie szybko  w przeciwnym razie będzie więcej śmierci pod tym dachem.
Odwróciła się i wyszła.
 Wspaniała kobieta  mruknął Imhotep.  Oddana matka, obowiązkowa żona,
ale jej maniery są czasem nie takie, jakie powinny być w stosunku do głowy domu.
Oczywiście w takiej chwili wybaczam jej. Wszyscy jesteśmy oszołomieni. Prawie nie
wiemy, co robimy.
Objął głowę dłońmi.
 Niektórzy z nas w ogóle rzadko wiedzą, co robią  zauważyła Esa.
Imhotep rzucił jej gniewne spojrzenie. Lekarz przygotowywał się do odejścia i Imho-
tep wyszedł z nim na ganek, odbierając polecenia odnośnie do opieki nad chorym.
Renisenb spojrzała pytająco na babkę.
Esa siedziała nieruchomo. Zciągnęła brwi, a wyraz jej twarzy był tak dziwny, że
Renisenb zapytała nieśmiało:
 O czym myślisz, babciu?
 Myślę to odpowiednie słowo, Renisenb. Takie dziwne rzeczy dzieją się w tym
domu, że ktoś koniecznie musi zacząć myśleć.
 To wszystko okropne  wzdrygnęła się Renisenb.
 Przeraża mnie to.
 Mnie także przeraża  powiedziała Esa  ale może nie z tego samego powodu.
Starym, znajomym gestem przesunęła perukę na bok głowy.
 Jahmose nie umrze  westchnęła Renisenb.  Będzie żył.
Esa przytaknęła.
92
 Tak, wielebny lekarz przybył na czas. Następnym razem, jednakże, może nie mieć
tyle szczęścia.
 Myślisz... że będą następne takie wydarzenia?
 Myślę, że Jahmose i ty, i Ipy, a może także Kait powinniście bardzo uważać, co je-
cie i pijecie. Dopilnuj, żeby niewolnik zawsze najpierw kosztował potraw.
 A ty, babciu?
Esa uśmiechnęła się sardonicznie.
 Ja, Renisenb, jestem starą kobietą i kocham życie tylko tak, jak może je kochać sta-
rzec: smakując każdą godzinę, każdą minutę, która mi została. Z was wszystkich mam
największe szansę przeżyć, ponieważ będę ostrożniejsza niż każdy z was.
 A ojciec? Z pewnością Nofret nie życzyłaby zle mojemu ojcu?
 Twój ojciec? Nie wiem... Nie, nie wiem. Nie widzę tego jeszcze jasno. Jutro, gdy
już to wszystko przemyślę, muszę pomówić jeszcze raz z pastuchem. Było coś w tej hi-
storii...
Zmarszczyła brwi. Potem, z westchnieniem podniosła się i podpierając się laską po-
kuśtykała powoli do swoich pokoi.
Renisenb poszła do pokoju brata. Spał, więc wymknęła się cicho. Po chwili wahania
poszła do pokoju Kait. Stała w wejściu niezauważona, patrząc, jak Kait śpiewa dzieciom
na dobranoc. Twarz Kait była znowu spokojna i łagodna. Wyglądała tak zwyczajnie, że
Renisenb przez chwilę czuła, jakby wszystkie straszne wydarzenia ostatniego dnia były
tylko snem. Odwróciła się powoli i poszła do siebie. Na stole, pośród jej własnych pude-
łek z kosmetykami i słoiczków, znalazła kasetkę na klejnoty należącą do Nofret.
Renisenb podniosła ją i stała patrząc na przedmiot leżący na jej dłoni. Nofret jej do-
tykała, trzymała ją, to była jej własność.
I znów ogarnęła ją fala litości, połączona z tym dziwnym uczuciem zrozumienia.
Nofret była nieszczęśliwa. Gdy trzymała to pudełeczko w dłoni, być może specjalnie
przemieniła to cierpienie w złośliwość i nienawiść... i nawet teraz ta nienawiść nie sła-
bła... nadal szukała zemsty... Och nie, z pewnością nie... na pewno nie!
Prawie mechanicznie Renisenb przekręciła dwie gałki i odsunęła wieczko. W środku
były krwawnikowe koraliki, złamany amulet i coś jeszcze...
Z gwałtownie bijącym sercem Renisenb wyciągnęła naszyjnik z koralików ze złoty-
mi lwami z przodu...
Rozdział piętnasty
Pierwszy miesiąc lata  dzień trzydziesty
I
Odkrycie naszyjnika bardzo przestraszyło Renisenb.
Pod wpływem impulsu odłożyła go z powrotem do pudełka, zasunęła wieczko, za-
wiązała sznurek wokół gałek. Instynkt mówił jej, aby ukryć znalezisko. Spojrzała nawet
z przestrachem za siebie, żeby upewnić się, czy nikt nie podpatrzył, co robiła.
W nocy nie spała, przewracała się niespokojnie. Nad ranem zdecydowała, że musi
się komuś zwierzyć. Nie mogła samotnie znieść ciężaru tego niepokojącego odkrycia.
Dwukrotnie w ciągu nocy zrywała się, zastanawiając się, czy czasami nie dostrzeże po-
staci Nofret stojącej groznie u jej łoża. Niczego jednak nie zauważyła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl