[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrozumiał, iż jestem nieco oszołomiony jego słowami, gdyż odezwał się do mnie tak:
 Rozumiecie, reb Tewje, szykuję się właśnie do wyjazdu. Opuszczam te strony. . .
 Kiedy jedziesz?
 Wkrótce.
 A dokąd, na przykład?
 Tego  powiada  nie mogę wam powiedzieć  mówi  bo to tajemnica. . .
Słyszycie? Tajemnica! Jak się wam to, dajmy na to, podoba? Przychodzi taki Pieprzyk, takie
małe, czarne, pokraczne stworzenie, odstawia narzeczonego, chce wziąć ślub, jest na wyjezdnym
i nie chce powiedzieć, dokąd! No, czy żółć w człowieku nie może pęknąć?
 Cóż, tajemnica  powiadam  to tajemnica. U ciebie przecież wszystko się robi w tajem-
nicy. . . Ty mi tylko wytłumacz taką rzecz: przecież ty  mówię  jesteś człowiekiem na wskroś
sprawiedliwym i jesteś przesiąknięty uczciwością od stóp do głów, jakże więc mogło stać się  po-
wiadam  że właśnie ty ni stąd, ni z owąd zabierasz Tewji córkę, by zrobić z niej agunę? I według
ciebie nazywa się to sprawiedliwością, ludzkim postępowaniem? Całe szczęście  powiadam 
żeś mnie jeszcze dotychczas nie okradł albo zwyczajnie nie podpalił. . .
132
 Tato  powiada do mnie ona, Hodł znaczy się.  Nawet nie możesz sobie wyobrazić, jak
szczęśliwi jesteśmy oboje, żeśmy ci powierzyli naszą tajemnicę. Kamień nam z serca spadł. Chodz,
niech cię uściskam.
I nie namyślając się wiele chwycili mnie oboje, on z jednej strony, ona z drugiej, i nuże ści-
skać mnie i całować. Oni mnie, ja ich, i z wielkiego zapewne przejęcia oni jedno drugie  dalejże
całować. Powiadam wam, istny teatr z nimi.
 Może byłoby już wreszcie dość tego cmokania się  mówię.  Czas pomówić o najważ-
niejszym!
 O czym?  pytają mnie.
 O posagu  mówię  wyprawie, kosztach wesela, o tym, tamtym, owym, o jakichś maka-
ronach, cebulach, niestworzonych rzeczach. . .
 Niczego nam nie trzeba. Ani tego, ani tamtego, ani żadnych makaronów, cebuli i niestworzo-
nych rzeczy. . .
 A czego  pytam  wam potrzeba?
 Nam potrzeba tylko ślubu! Słyszeliście już coś takiego?. . .
Słowem, nie będę przewlekał tej historii. Pomogło mi, jak umarłemu bańki, bo ślub się jednak
odbył. To się tylko tak mówi  ślub . Możecie sobie wyobrazić, że był to nie taki ślub, jaki przystoi
133
Tewji! Też mi ślub!.. Ciche wesele, pożal się Boże. . . A na domiar wszystkiego człowiek posiada
jeszcze żonę. Jak to wy powiadacie:  Czyrak, a na czyraku jeszcze wrzód . Męczy mnie, żebym jej
tylko powiedział, dlaczego tak nagle, w pośpiechu, łapu-capu? No, idz tu wytłumacz kobiecie, żeby
ta zrozumiała, że pali się, że gore! Co wam tu powiedzieć? Musiałem spokojowi rodzinnemu gwoli
wymyślić dla niej ogromne, potężne i okrutne łgarstwo. Jakąś bajkę ze spadkiem, bogatą ciotką
z Jehupca, niestworzone rzeczy, byleby mi dała spokój. I jeszcze w tym samym dniu, czyli w parę
godzin po tym pięknym, pożal się Boże, weselu, zaprzęgnąłem konia, wsiedliśmy we troje na furę;
to znaczy ja, ona i ten mój zięć  za przeproszeniem  i  jazda Mojsze Mordche , czyli marsz na
stację do Bojarki.
Siedząc tak z moimi młodożeńcami na furze spoglądam na nich od czasu do czasu i myślę
sobie, jakiegoż to my potężnego Boga mamy i jak ładnie On swoim światem rządzi. Jakiego różnego
rodzaju cudaczne stworzenia i dzikie istoty kręcą się po tym Jego padole! Oto macie przed sobą
stadło małżeńskie, tylko co wyklute z jajka, to on wyjeżdża, diabli go wiedzą dokąd, a ona zostaje tu
i  żeby to choć łezkę jedno z drugim uroniło. . . no, chociażby dla przyzwoitości. Ale nic! Tewje
to nie baba, Tewje ma czas. On milczy i przygląda się, co tu z tego będzie. . . Widzę, że nagle zjawia
się kilku młodzieniaszków (jacyś oberwańcy w wydeptanych butach), przyszli na stację pożegnać
134
się z moim kanarkiem. Jeden z nich wyglądał jak zwykły chłop ze wsi. Koszulę, za przeproszeniem,
wypuścił na spodnie i o czymś tam z moim zięciem po cichutku szepce.
 Uważaj no, Tewje  myślę sobie  czyś tu przypadkiem nie wpadł w ręce bandy koniokradów,
włamywaczy czy fałszerzy monet?
Wracając z córką do domu nie mogę się powstrzymać i głośno wypowiadam jej te swoje podej-
rzenia. Roześmiała się i usiłuje wmówić we mnie, że są to arcyporządni, uczciwi, ale to arcyuczciwi
ludzie; że całe ich życie poświęcone jest innym, a o sobie wcale nie myślą. . .
 A ten  powiada  z koszulą, to w ogóle niebywale porządny człowiek; porzucił  mówi 
bogatych rodziców w Jehupcu i nie chce korzystać z ich majątku. Nie wziął nawet u nich złamanego
szeląga.
 Tak? Cud boski!  mówię.  Rzeczywiście, bardzo porządny młodzieniec! Do tej koszu-
li, którą na spodnie wypuścił, i do tych długich włosów, które sobie zapuścił, gdyby go Pan Bóg
obdarzył jeszcze jakąś harmonią albo psem, który by wlókł się za nim z tyłu, miałoby to w ogóle
wszystkie siedem uroków!
W ten oto sposób odbijam sobie na niej wszystko, co wezbrało we mnie przez cały czas. Całą
swoją złość wylewam na biedną córkę. . . A ona? Nic!  Estera nie odpowiada  czyli udaje głupią,
znaczy się. Ja do niej  Pieprzyk , a ona do mnie  dobro ogółu , robotnicy, słowem banialuki. . .
135
 Po co mi  mówię  wasze dobro ogółu i cała wasza robota, jeśli to wszystko dzieje się
w tajemnicy? Jest  powiadam  takie przysłowie:  Gdzie sekret, tam złodziej . Ty mi lepiej
powiedz od razu, po co on pojechał i dokąd?. . .
 Wszystko  mówi córka  mogę ci powiedzieć, ale o to lepiej nie pytaj. Wierz mi, że
z czasem sam się o wszystkim dowiesz. Da Bóg, usłyszysz wkrótce wiele dobrych wieści.
 Amen!  powiadam.  Oby słowa z ust twych dotarły prosto do boskich uszu. Ale bodaj
tak nasi wrogowie wiedzieli, co się z nimi dzieje, czy ja choć w części rozumiem, o co wam idzie
i na czym ta gra polega!
 Właśnie w tym całe nieszczęście  mówi ona  że ty tego nie potrafisz zrozumieć. . .
 Bo co? Aż takie to niepojęte? Zdaje mi się, iż pojmuję, z boską pomocą, poważniejsze spra-
wy. . .
 Tego  mówi córka  nie da się pojąć tylko rozumem. Trzeba to jeszcze odczuć, odczuć
sercem. . .
Tak mówi do mnie, moja Hodł znaczy się, a twarz jej promienieje przy tym, oczy błyszczą. . .
Oby im się dobrze działo, tym moim córkom. Jak się już w czymś lub w kimś zadurzą, to całym
sercem i całym życiem, całą duszą i całym ciałem!
136
Powiem wam pokrótce, że minął tydzień i dwa, trzy i cztery, pięć, sześć i siedem i   ani głosu,
ani pieniędzy  czyli ani listu, ani wiadomości.
 Przepadł  mówię  Pieprzyk  i patrzę przy tym na moją Hodł.
Biedactwo! Ani kropli krwi w twarzy; wyszukuje sobie co chwila inną pracę w domu, chce,
zapewne, zapomnieć dzięki temu o swym wielkim nieszczęściu. Ale żeby to  mówię wam 
choć słówkiem go wspomniała! Cicho, sza, jak gdyby nigdy żadnego Pieprzyka na świecie nie było!
Pewnego razu trafiła się taka historia. Przyjeżdżam do domu i zastaję Hodł zapłakaną. Chodzi ze
spuchniętymi oczami. Zaczynam się dopytywać i dowiaduję się, że przed paroma minutami był tu
jakiś nicpoń o długich włosach i szeptał z nią o czymś. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl