[ Pobierz całość w formacie PDF ]

czywość sprawiła, że nie miała innego wyboru, jak tylko zacząć dawać...
Cały jej, i tak słaby, opór zdawał się oddalać jak latawiec na wietrze.
Odpowiadała jego ustom, jego językowi i jego pożądaniu.
- 119 -
S
R
Namiętne drżenie ogarnęło także jej brzuch, gdy poczuła, że jego silna
dłoń wsuwa się pod sweter i gładzi jej ramiona. Czuła, jak jej skóra budzi się do
życia, a serce ogarnia rzadkie uczucie spełnienia.
Z zaskakującą śmiałością wsunęła rękę pod jego bluzę. Pragnęła dotknąć
jego gorącej skóry. Tej, na którą tak często patrzyła i której tak bardzo pragnęła.
Poczuła się tak, jakby na tę właśnie chwilę czekała całe swoje życie.
Kiedy delikatnie odsunął ją od siebie, była zaskoczona. Spojrzała na niego
zamglonym wzrokiem, nie rozumiejąc nic poza tym, że pragnie odkrywać jego
ciało bez końca.
- Czy dlatego pragnęłaś, żebym to był ja, Janey? Była zagubiona. O co on
pyta?
- Czy twoja największa zdrada polegała na tym, że pragnęłaś mężczyzny,
który tak bardzo zranił twego ojca? Ale gdybym chociaż okazał się nieuczciwy,
zepsuty, gruboskórny i pazerny, mogłabyś upiec dwie pieczenie na jednym
ogniu, tak? Myślałaś, że możesz zabić swe pożądanie i jednocześnie zemścić
się.
Patrzyła na niego bezradnie.
- A teraz nie masz niczego.
Wypowiadając te szorstkie słowa, nadal trzymał ją w ramionach.
Odsunęła go.
- Puść mnie.
Zrobił to natychmiast. Jego posłuszeństwo sprawiło jej przykrość.
- Masz rację - powiedział delikatnie. - Zanim to się stanie musisz
poukładać sobie wiele rzeczy.
- To się nigdy nie stanie - powiedziała, wstając i wpatrując się w niego. -
Zabiłeś mojego ojca.
- Czy on umarł, Janey? - Wstał, a szczera troska w jego głosie omal nie
złamała jej serca.
- 120 -
S
R
- Istnieje wiele rodzajów śmierci, a on umarł osiem lat temu. I to przez
ciebie.
- Janey, ja tego nie zrobiłem. Zrobił to sam.
- Nie - krzyknęła - nie zrobił. Był silny i dobry. Był cudownym
człowiekiem, a ty go zniszczyłeś. Swą zachłannością i ambicją zniszczyłeś
dobrego człowieka.
- Dobry człowiek zniszczył sam siebie przez zachłanność i ambicję -
poprawił ją.
Z całej siły uderzyła go dłonią w policzek. Siła uderzenia odwróciła jego
głowę. Pragnęła, by jej oddał, by raz na zawsze dowiódł, że jest brutalny i
bezwzględny.
Jego ręce spoczywały nieruchomo, a w oczach był niewysłowiony smutek
i coś w rodzaju litości wobec niej.
Rozpłakała się i odwróciła. Pozwolił jej odejść. Nic więcej nie mógł
zrobić. Poza czekaniem.
Doznał nagle dziwnego uczucia, że przez całe swoje życie czekał na
Janey. Odsunął tę myśl. Przypomniał sobie jej kłamstwo i fakt, że pragnęła go
zniszczyć. Wystarczało, że ma z nią do czynienia na gruncie zawodowym.
Powinien dziękować Bogu, że nie włączył jej do swego życia prywatnego.
Na myśl o tym przypomniał sobie o Melanie. Będzie musiał z nią
porozmawiać.
Janey zatrzymała samochód przed domem i wysiadła. We wszystkich
oknach paliły się światła.
Wzięła głęboki oddech i podeszła do drzwi. Jeden brat, drugi brat, trzeci
brat oraz jeden Jonathan, policzyła obecnych.
- Co tu się dzieje?
- Janey! - krzyknęło naraz czterech mężczyzn. Natychmiast otoczyli ją,
zasypując pytaniami i podnosząc głosy, aż powstała trudna do opisania wrzawa.
- 121 -
S
R
- Zamknijcie się - wrzasnęła wreszcie. Opadła na krzesło kuchenne. - Co
tu się dzieje?
- Janey - wyjaśnił Jonathan. - Około północy przejeżdżałem tędy,
zauważyłem że nikogo nie ma i przypomniałem sobie o tej dziwnej sprawie z
pożyczaniem samochodu... i... gdzie do diabła byłaś?
- Nie twoja sprawa - powiedziała. - Ani żadnego z was. Jestem dorosłą
kobietą i wasze zachowanie jest dla mnie niepojęte.
- Martwiliśmy się o ciebie, Janey - powiedział najmłodszy z braci. - To
chyba nie jest przestępstwo, prawda? Zwykle nie przebywasz poza domem w
środku nocy.
- Wyjechałam. Mogłam być u chorego przyjaciela. Mogłam zdecydować, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl