[ Pobierz całość w formacie PDF ]

żony tylko czymś na dnie. Obok wora stały oparte o ścianę długie kije. Wzięła
jeden do ręki. Był dość ciężki, na końcu miał wielki łeb w kształcie młotka.
 Pawełek!  zawołała półgłosem.  Popatrz, co to jest? Takie dziwne młot-
ki na takim okropnie długim kiju!
Pawełek porzucił swoją tajemniczą machinę z kółkiem, przelazł przez wał ru-
pieci i wziął do ręki kij do krykieta.
 To nie młotki  powiedział wytężając pamięć.  Ja to widziałem na
filmie. To znaczy młotki, ale do takiego. . . W to się gra. Zaraz. . . Już wiem, do
krykieta! Grają w to w Anglii.
 Jak grają?  zaciekawiła się Janeczka i oparła sobie młotek na ramieniu.
 Kopią tym młotkiem takie coś  wyjaśnił Pawełek i spróbował ustawić się
we właściwej pozycji. Latarka mu przeszkadzała.  Chyba kulę. I ona się turla,
po trawie. O, jakoś tak!
Zamiótł młotkiem pod nogami, na szczęście w nic nie trafiając. Janeczkę gra
bardzo zainteresowała. Chciała ustawić się tak samo i machnąć młotkiem, pode-
rwała go z ramienia, ale kij okazał się zbyt ciężki. Opadł gwałtownie, trafiając
w wiszący na ścianie zetlały wór.
Z potwornym rumorem i hurgotem z wora sypnęły się ciężkie, drewniane kule
do krykieta i potoczyły po podłodze strychu. Podłoga była z desek, ułożona na
legarach, pusta w środku. Odezwała się jak bęben. Straszliwy łoskot toczących
się po niej drewnianych kuł wstrząsnął domem w posadach, zabrzmiało to tak,
jakby się walił nie tylko jeden budynek, ale zgoła całe miasto.
Janeczka i Pawełek zdrętwieli radykalnie na tak długo, jak długo trwały echa
upiornego grzmotu. Potem przez chwilę zupełnie nie wiedzieli, co robić.
 Zachciało ci się hurgotu!  wysyczał z wściekłą rozpaczą Pawełek. 
No, teraz już każdy uwierzy, że dom się wali! Schowajmy się gdzie, jak rany, albo
co. . . !
Janeczka straciła głowę tylko na bardzo krótko.
113
 Nawiewajmy stąd!  krzyknęła szeptem.  Prędzej, bo zajrzą do naszego
pokoju i zobaczą, że nas nie ma!
Na łeb, na szyję rzucili się ku okienku. Janeczka nagle zwolniła.
 Mordę upiora. . . !  zawołała desperacko. Pawełek energicznie pociągnął
ją za rękę.
 Jaką mordę upiora, głupia jesteś, z mordą nie będziesz złaziła prędzej!
Zostawiamy ją, zabierzemy jutro! Gazu!
Trasę w dół przebyli w rekordowym tempie, po dachu szopy zjechali jak na
sankach, Pawełek znów rozdarł sobie spodnie. Zdenerwowany Chaber czekał na
nich, kręcąc się niecierpliwie. W mgnieniu oka wszyscy troje znalezli się w po-
koju.
Kiedy w trzy minuty pózniej pani Krystyna, rozbudzona dziwnym, grzmiącym
łoskotem, zajrzała do pokoju swoich dzieci, stwierdziła, że obydwoje leżą w łóż-
kach, porządnie przykryci i najprawdopodobniej śpią, oddychając tylko trochę
niespokojnie. Na szczęście nie przyszło jej do głowy poprawić kołdry, wówczas
mogłaby wykryć, że obydwoje śpią w kompletnej odzieży z butami włącznie, przy
czym cała ta odzież, kurtki, swetry, spodnie i buty, jest imponująco zakurzona. Za-
pewne trochę by ją to zdziwiło. . .
Potężna awantura rodzinna wybuchła od razu następnego ranka, w kuchni,
przy śniadaniu. Babcia nie popuściła, zerwała się pierwsza i już czekała na resz-
tę domowników. Obecny był nawet dziadek, który ostatnio wyjątkowo wcześnie
chodził do pracy.
 Mamo, gdyby to oznaczało, że ten dom się wali, to już by z niego zostały
same fundamenty!  tłumaczył pan Roman, tłumiąc irytację.
 No więc uważasz, że co to było?!  krzyknęła rozgniewana babcia. 
Pienia anielskie? Rumor potworny, jakby komin runął!
 Komin stoi, patrzyłem. . .  wtrącił Rafał ugodowo.
 Moi drodzy, to się robi trochę nieznośne  mówił łagodnie dziadek. 
Noc po nocy wyrywa mnie ze snu albo jakiś ryk, albo wasza matka. Sam już nie
wiem, co gorsze. . .
 Może to nasza sąsiadka robiła coś na strychu?  powiedziała pani Krysty-
na niepewnie.
 Jaka tam sąsiadka!  zaprotestowała babcia.  Jak wybiegłam z pokoju,
to ona właśnie stała na dole schodów! I chciała wejść, a nie zejść!
 Gdzie miała schodzić, skoro stała na dole  zauważyła ciotka Monika
logicznie.  Roman, może zaproś jeszcze raz tych ekspertów?
 I co, zaczną u nas nocować?!  rozzłościł się pan Chabrowicz.  Prze-
stańcie wydziwiać, dom stoi i ani drgnie!
 No więc co to było to coś w nocy. . . ?!!!  krzyknęła babcia rozdzierająco
i nieustępliwie.
114
Pani Krystyna zwróciła nagle uwagę na swego syna, gotowego do wyjścia
i przysłuchującego się z wielkim zajęciem.
 Pawełek, co to za dziwne ślady masz na plecach?  spytała, obracając go.
 Coś ty robił z tą kurtką?
 Co? Nie wiem  odparł w roztargnieniu Pawełek.  Skąd mam wiedzieć,
co mam na plecach. . .
Janeczka dosłyszała pytanie matki, spojrzała na brata i poderwała się jak uką-
szona.
 Zostaw go teraz, bo się spóznimy do szkoły!  zawołała z wyrzutem. 
Pewnie się gdzieś oparł, kiedy indziej na niego nakrzyczysz. Ty, chodz prędko,
lecimy!
Zanim pani Krystyna zdążyła zareagować, jej dzieci w okropnym pośpiechu
wypadły z domu, przy czym jedno pędziło dobrowolnie, drugie zaś wyglądało jak
ciągnięte siłą. Zlady na plecach Pawełka wydawały się jej do czegoś podobne,
ale nie była w stanie przypomnieć sobie, do czego, bo jej mąż zaczął się właśnie
kłócić ze swoją siostrą.
 No i czego tak wyleciałaś?  już na ulicy spytał z niezadowoleniem Pa-
wełek.  Wcale nie jest pózno, a oni się tak fajnie awanturowali!
 A co, chciałeś może tłumaczyć, co masz na plecach?  spytała Janeczka
zgryzliwie.
 A co ja tam mam?  zaniepokoił się Pawełek, wykręcając głowę i usiłując
obejrzeć własne plecy.
Janeczka westchnęła.
 Chaber musiał chyba wlezć w kałużę  rzekła smętnie.  Zostawił ci
wszystkie cztery łapy, jak po tobie wskakiwał. Trochę zamazane, ale jeszcze dadzą
się rozpoznać. Wcale tego przedtem nie zauważyłam.
 Rany, przecież czyściłem?  zdziwił się Pawełek.  Trzepałem z kurzu
przez okno chyba z godzinę! Ta nasza matka całkiem nie ma co robić, dom się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl