[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ła go do pozbycia się wszystkich jego plakatów i figurek potworów. Amy usilnie próbo-
wała go rozbawić i mały śmiał się, ale miała wrażenie, że nie robi tego szczerze, po pro-
stu udaje. Był jakiś spięty; Amy nie znosiła, kiedy się tak zachowywał, ale nie wiedziała,
jak do niego dotrzeć, w jaki sposób poprawić mu humor.
Pózniej w swoim pokoju ponownie stanęła naga na wprost olbrzymiego lustra.
Krytycznie przyglądała się swojemu ciału, usiłując oszacować, czy rzeczywiście mogła
mierzyć się z Liz. Nogi miała długie i dość zgrabne, uda kształtne i sprężyste, całe ciało
należycie choć bez przesady umięśnione. Pośladki Amy były krągłe, jędrne i twar-
de, brzuch już nie płaski, ale wręcz lekko zapadnięty. Piersi nie miała wprawdzie tak du-
żych jak Liz, ale wcale nie były małe, a do tego kształtne, sterczące, o dużych ciemnych
sutkach.
115
Było to bez wątpienia ciało stworzone do seksu, przykuwające uwagę i zadowalające
mężczyznę. Ciało kurtyzany?
A może hostessy, jak to określiła Liz?
Nogi, biodra, pośladki i piersi dziwki. Czy po to właśnie się urodziła? Aby sprzeda-
wać samą siebie? Czy przyszłość prostytutki była nie do uniknięcia? Czy jej przeznacze-
niem było obściskiwać nocami nieznajomych w hotelowych pokojach?
Liz stwierdziła, że dostrzega zepsucie w oczach Amy. Mama powiedziała to samo.
W rozumieniu mamy zepsucie było monstrualną, złą istotą, którą należało powstrzy-
mać za wszelką cenę Liz jednak uważała, że to nic takiego, że nie należy się tego bać,
a wręcz przeciwnie, przyjąć to z radością i oddaniem.
Teraz Amy spojrzała na swoje odbicie w lustrze, próbując zajrzeć do swojej duszy
ale choć patrzyła z uwagą, nie zdołała dostrzec nic oprócz dwojga ciemnych i dość
ładnych oczu. Nie zauważyła ani piekielnego zepsucia, ani łaski niebieskiej.
Czuła się samotna, sfrustrowana i przerazliwie wręcz zakłopotana.
Chciała zrozumieć siebie. Bardziej niż czegokolwiek chciała jednak odnalezć dla sie-
bie właściwe miejsce w świecie, tak by nie czuła się spięta, bezradna i zagubiona.
Jeśli jej nadzieje na pójście do college u i zostanie artystką były niemożliwe do speł-
nienia, nie chciała marnować cennych lat walcząc o coś, czego nie była w stanie uzyskać.
Przecież i tak jej życie było ciągłą walką.
Dotknęła piersi i sutki natychmiast się wyprężyły, dumne i sztywne, wielkości ko-
niuszków jej małych palców. Tak, to była zła, grzeszna rzecz, jak mówiła mama, ale czu-
ła się dzięki temu tak dobrze i słodko...
Gdyby mogła mieć pewność, że Bóg jej usłucha, uklękłaby i poprosiła Go o znak,
niezbyt święty znak, że jest dobrym lub złym człowiekiem. Wątpiła jednak, czy Bóg ze-
chce jej wysłuchać po tym, co uczyniła z dzieckiem.
Mama powiedziała, że była zła, że Coś czyhało w jej wnętrzu i że poluzowała cugle
temu Czemuś. Mama powiedziała, że Amy ma skłonności do złego. A matka powinna
wiedzieć takie rzeczy o swojej córce.
Ale czy na pewno?
NA PEWNO?
* * *
Przed pójściem do łóżka Joey raz jeszcze przeliczył swoje oszczędności. W zeszłym
miesiącu dołożył do słoika kolejne dwa dolary i dziewięćdziesiąt pięć centów. Miał te-
raz równo trzydzieści dwa dolary.
Zastanowił się, czy będzie musiał przekupić kogoś z lunaparku, aby pozwolił
mu przyłączyć się do załogi, kiedy wesołe miasteczko będzie opuszczać Royal City.
Stwierdził, że musi mieć co najmniej dwadzieścia dolarów na życie, zanim sam zacznie
116
zarabiać pieniądze, sprzątając po słoniach i wykonując inne prace, odpowiednie dla za-
trudnionego w wesołym miasteczku dziesięciolatka. Pozostawało dwanaście dolarów
na ewentualną łapówkę.
Czy to wystarczy?
Postanowił poprosić ojca o dwa dolary na kino.
Tyle tylko, że wcale nie pójdzie do Rialto na popołudniowy, niedzielny seans. Zajrzy
do Tommy ego Culpa i będzie się u niego bawił do wieczora, a jeżeli ojciec spyta go, czy
był w kinie, powie że tak i dołączy dwa dolary do swego funduszu ucieczkowego.
Postawił skarbonkę na biurku.
Kiedy modlił się przed snem, prosił Boga, aby mama nie wypiła tego wieczoru zbyt
dużo i nie weszła znowu do jego pokoju.
* * *
Następnego dnia, w niedzielę, Amy zadzwoniła do Liz.
Halo odezwała się przyjaciółka.
Tu ciotka cnotka zameldowała się Amy.
A, witaj, siostrzyczko.
Postanowiłam zerwać z celibatem.
Alleluja!
W moim zakonie jest zimno i strasznie wieje.
Chyba nudą mruknęła Liz.
Co masz dla mnie, żebym przestała się nudzić?
Co powiesz o Buzzie Klemmecie?
Nie znam go odparła Amy.
Ma osiemnaście lat, niedługo skończy dziewiętnaście. Był od nas dwa lata wy-
żej...
O, starszy facet!
... ale rzucił szkołę w jedenastej klasie. Pracuje na stacji Arco na rogu Main
i Broadwayu.
Na pewno wiesz, jak podrywać takie typki stwierdziła sarkastycznie Amy.
Może faktycznie jego obraz nie wygląda zachęcająco dodała Liz ale pocze-
kaj, aż go zobaczysz. To istna góra.
Góra czego?
Samych mięśni.
A umie mówić?
Całkiem niezle.
Potrafi sam wiązać sobie sznurowadła?
117
Nie jestem pewna odparła Liz. Ale zazwyczaj nosi mokasyny, więc nie bę-
dziesz musiała się o to martwić.
Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
Zaufaj mi stwierdziła Liz. Spodoba ci się. Na kiedy mam cię z nim umó-
wić?
Kiedy chcesz mruknęła Amy. Tylko pamiętaj, że ja rano pracuję.
Jutro wieczorem?
Zwietnie.
Urządzimy randkę we czworo ucieszyła się Liz. Ja, Richie i ty z Buzzem.
Gdzie pójdziemy?
Może do mnie? Posłuchamy muzyczki, obejrzymy jakiś film na wideo, przypalimy
kilka jointów. Mam taką trawę, że nic, tylko jarać. Odlot będzie jak ta lala.
A co z twoimi rodzicami? zapytała Amy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
ła go do pozbycia się wszystkich jego plakatów i figurek potworów. Amy usilnie próbo-
wała go rozbawić i mały śmiał się, ale miała wrażenie, że nie robi tego szczerze, po pro-
stu udaje. Był jakiś spięty; Amy nie znosiła, kiedy się tak zachowywał, ale nie wiedziała,
jak do niego dotrzeć, w jaki sposób poprawić mu humor.
Pózniej w swoim pokoju ponownie stanęła naga na wprost olbrzymiego lustra.
Krytycznie przyglądała się swojemu ciału, usiłując oszacować, czy rzeczywiście mogła
mierzyć się z Liz. Nogi miała długie i dość zgrabne, uda kształtne i sprężyste, całe ciało
należycie choć bez przesady umięśnione. Pośladki Amy były krągłe, jędrne i twar-
de, brzuch już nie płaski, ale wręcz lekko zapadnięty. Piersi nie miała wprawdzie tak du-
żych jak Liz, ale wcale nie były małe, a do tego kształtne, sterczące, o dużych ciemnych
sutkach.
115
Było to bez wątpienia ciało stworzone do seksu, przykuwające uwagę i zadowalające
mężczyznę. Ciało kurtyzany?
A może hostessy, jak to określiła Liz?
Nogi, biodra, pośladki i piersi dziwki. Czy po to właśnie się urodziła? Aby sprzeda-
wać samą siebie? Czy przyszłość prostytutki była nie do uniknięcia? Czy jej przeznacze-
niem było obściskiwać nocami nieznajomych w hotelowych pokojach?
Liz stwierdziła, że dostrzega zepsucie w oczach Amy. Mama powiedziała to samo.
W rozumieniu mamy zepsucie było monstrualną, złą istotą, którą należało powstrzy-
mać za wszelką cenę Liz jednak uważała, że to nic takiego, że nie należy się tego bać,
a wręcz przeciwnie, przyjąć to z radością i oddaniem.
Teraz Amy spojrzała na swoje odbicie w lustrze, próbując zajrzeć do swojej duszy
ale choć patrzyła z uwagą, nie zdołała dostrzec nic oprócz dwojga ciemnych i dość
ładnych oczu. Nie zauważyła ani piekielnego zepsucia, ani łaski niebieskiej.
Czuła się samotna, sfrustrowana i przerazliwie wręcz zakłopotana.
Chciała zrozumieć siebie. Bardziej niż czegokolwiek chciała jednak odnalezć dla sie-
bie właściwe miejsce w świecie, tak by nie czuła się spięta, bezradna i zagubiona.
Jeśli jej nadzieje na pójście do college u i zostanie artystką były niemożliwe do speł-
nienia, nie chciała marnować cennych lat walcząc o coś, czego nie była w stanie uzyskać.
Przecież i tak jej życie było ciągłą walką.
Dotknęła piersi i sutki natychmiast się wyprężyły, dumne i sztywne, wielkości ko-
niuszków jej małych palców. Tak, to była zła, grzeszna rzecz, jak mówiła mama, ale czu-
ła się dzięki temu tak dobrze i słodko...
Gdyby mogła mieć pewność, że Bóg jej usłucha, uklękłaby i poprosiła Go o znak,
niezbyt święty znak, że jest dobrym lub złym człowiekiem. Wątpiła jednak, czy Bóg ze-
chce jej wysłuchać po tym, co uczyniła z dzieckiem.
Mama powiedziała, że była zła, że Coś czyhało w jej wnętrzu i że poluzowała cugle
temu Czemuś. Mama powiedziała, że Amy ma skłonności do złego. A matka powinna
wiedzieć takie rzeczy o swojej córce.
Ale czy na pewno?
NA PEWNO?
* * *
Przed pójściem do łóżka Joey raz jeszcze przeliczył swoje oszczędności. W zeszłym
miesiącu dołożył do słoika kolejne dwa dolary i dziewięćdziesiąt pięć centów. Miał te-
raz równo trzydzieści dwa dolary.
Zastanowił się, czy będzie musiał przekupić kogoś z lunaparku, aby pozwolił
mu przyłączyć się do załogi, kiedy wesołe miasteczko będzie opuszczać Royal City.
Stwierdził, że musi mieć co najmniej dwadzieścia dolarów na życie, zanim sam zacznie
116
zarabiać pieniądze, sprzątając po słoniach i wykonując inne prace, odpowiednie dla za-
trudnionego w wesołym miasteczku dziesięciolatka. Pozostawało dwanaście dolarów
na ewentualną łapówkę.
Czy to wystarczy?
Postanowił poprosić ojca o dwa dolary na kino.
Tyle tylko, że wcale nie pójdzie do Rialto na popołudniowy, niedzielny seans. Zajrzy
do Tommy ego Culpa i będzie się u niego bawił do wieczora, a jeżeli ojciec spyta go, czy
był w kinie, powie że tak i dołączy dwa dolary do swego funduszu ucieczkowego.
Postawił skarbonkę na biurku.
Kiedy modlił się przed snem, prosił Boga, aby mama nie wypiła tego wieczoru zbyt
dużo i nie weszła znowu do jego pokoju.
* * *
Następnego dnia, w niedzielę, Amy zadzwoniła do Liz.
Halo odezwała się przyjaciółka.
Tu ciotka cnotka zameldowała się Amy.
A, witaj, siostrzyczko.
Postanowiłam zerwać z celibatem.
Alleluja!
W moim zakonie jest zimno i strasznie wieje.
Chyba nudą mruknęła Liz.
Co masz dla mnie, żebym przestała się nudzić?
Co powiesz o Buzzie Klemmecie?
Nie znam go odparła Amy.
Ma osiemnaście lat, niedługo skończy dziewiętnaście. Był od nas dwa lata wy-
żej...
O, starszy facet!
... ale rzucił szkołę w jedenastej klasie. Pracuje na stacji Arco na rogu Main
i Broadwayu.
Na pewno wiesz, jak podrywać takie typki stwierdziła sarkastycznie Amy.
Może faktycznie jego obraz nie wygląda zachęcająco dodała Liz ale pocze-
kaj, aż go zobaczysz. To istna góra.
Góra czego?
Samych mięśni.
A umie mówić?
Całkiem niezle.
Potrafi sam wiązać sobie sznurowadła?
117
Nie jestem pewna odparła Liz. Ale zazwyczaj nosi mokasyny, więc nie bę-
dziesz musiała się o to martwić.
Mam nadzieję, że wiesz co robisz.
Zaufaj mi stwierdziła Liz. Spodoba ci się. Na kiedy mam cię z nim umó-
wić?
Kiedy chcesz mruknęła Amy. Tylko pamiętaj, że ja rano pracuję.
Jutro wieczorem?
Zwietnie.
Urządzimy randkę we czworo ucieszyła się Liz. Ja, Richie i ty z Buzzem.
Gdzie pójdziemy?
Może do mnie? Posłuchamy muzyczki, obejrzymy jakiś film na wideo, przypalimy
kilka jointów. Mam taką trawę, że nic, tylko jarać. Odlot będzie jak ta lala.
A co z twoimi rodzicami? zapytała Amy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]