[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak.
- Jestem szeryf Agee, Stan Agee. Mam nadziejÄ™,
że nie przeszkadzam.
- Nie. - UÅ›miechnęła siÄ™ uprzejmie, choć z nieja­
kim przymusem. BroÅ„, blachy, sÅ‚użbowe samocho­
dy. Zbyt wiele policji w tak krótkim czasie.
- ZajmÄ™ pani kilka minut. Nie chcÄ™ siÄ™ naprzyk­
rzać.
Miała ochotę powiedzieć, że się naprzykrza,
332
i zamknąć mu drzwi przed nosem. Nie tchórz,
upomniała się i cofnęła, robiąc mu przejście.
- Domyślam się, że przyjechał pan w związku
z wczorajszym... wydarzeniem. - Maggie pchnęła
drzwi ramieniem, żeby je domknąć. -Nie wiem, co
mogę panu powiedzieć.
- To musiało być paskudne przeżycie, panno
Fitzgerald. Takie, o którym chciałoby się szybko
zapomnieć. - W jego głosie dało się słyszeć dobrze
wyważoną dozę współczucia połączonego z równie
dobrze wyważoną dozą profesjonalizmu. --Jako
szeryf i jako sąsiad, czułem się w obowiązku zajrzeć
do pani i zaofiarować wszelką pomoc.
Maggie ponownie się uśmiechnęła, tym razem
już bez przymusu.
- To bardzo miÅ‚e z pana strony. ChÄ™tnie poczÄ™s­
tuję pana kawą, jeśli przymknie pan oko na bałagan
w kuchni.
Odwzajemnił uśmiech. Miał tak sympatyczną
twarz, że Maggie niemal zapomniała o pistolecie.
- Nigdy nie odmawiam kawy.
- Kuchnia jest tam - powiedziała i zaśmiała się.
- Po co ja to panu mówię? Zna pan przecież ten dom
lepiej ode mnie.
Ruszyli do kuchni.
- Prawdę mówiąc, byłem tutaj zaledwie kilka
razy. Morganowie przenieśli się, gdy Joyce była
jeszcze dzieckiem.
- Mówiła mi.
- Od dziesięciu lat nikt tu nie mieszkał. Kiedy
333
teść zginął, Louella przestała zajmować się tym
domem. - Spojrzał na spękaną farbę na suficie.
- Ustanowiła fundusz powierniczy do czasu, aż
Joyce skończy dwadzieścia pięć lat. Pewnie pani
wie, że nie namawiaÅ‚em żony na sprzedaż. Przeciw­
nie.
- Cóż... - Maggie krzątała się po kuchni, nie
bardzo wiedząc, jak zareagować.
- Chyba liczyłem, że zrobimy tu w końcu kiedyś
remont i wynajmiemy komuś. - Brzmiało to jak
wyznanie człowieka, który wie, czym są marzenia,
ale nie ma czasu na ich realizacjÄ™. - Taki dom
wymaga mnóstwa czasu i pieniÄ™dzy, żeby przy­
wrócić go do przyzwoitego stanu. Joyce chyba
jednak słusznie zrobiła, że go sprzedała.
- MogÄ™ tylko siÄ™ cieszyć, że podjęła takÄ… de­
cyzjÄ™. - Maggie wÅ‚Ä…czyÅ‚a ekspres i wskazaÅ‚a krze­
sło.
- Najęła pani Boga do napraw, Delaneya do
uporządkowania posesji... To najlepszy wybór.
- Stan uśmiechnął się szeroko, widząc pytające
spojrzenie Maggie. - W małym miasteczku wieści
rozchodzą się błyskawicznie.
- Domyślam się.
- Wracając do tego, co wydarzyło się wczoraj...
- Szeryf odchrząknął. - Wiem, że musiało to być dla
pani ciężkie przeżycie. Joyce jest zupeÅ‚nie wytrÄ…co­
na z równowagi. KtoÅ› inny na pani miejscu spako­
wałby walizki i wyniósł się precz.
Maggie wyjęła kubki z szafki.
334
- Nie zamierzam się nigdzie ruszać.
- Cieszę się, że tak pani mówi. - Milczał przez
chwilÄ™, przyglÄ…dajÄ…c siÄ™, jak nalewa kawÄ™. Na szczÄ™­
ście ręce jej nie drżały. - Rozumiem, że Cliff był
tutaj wczoraj.
- Tak. Przyjechał sprawdzić, jak posuwają się
prace.
- I pani pies wykopał...
- Tak. - Maggie postawiÅ‚a kubki na stole i usiad­
ła. - To jeszcze szczeniak. Zpi teraz na górze. Miał
zbyt wiele wrażeń.
Szeryf podziękował gestem za śmietankę.
- Nie przyjechałem wypytywać o szczegóły. To
sprawa policji. Chciałem tylko zadeklarować: może
pani do mnie dzwonić w każdej chwili, jeśli tylko
uzna, że jestem potrzebny.
- Bardzo dziękuję. Nie znam się na procedurach,
ale powinnam była chyba zatelefonować do pana już
wczoraj.
- Lubię wiedzieć, co się dzieje na moim terenie,
ale w tym przypadku... - WzdrygnÄ…Å‚ siÄ™. - I tak
musiałbym natychmiast przekazać sprawę tym ze
stanowej. - Na jego palcu błysnęła obrączka, taka
sama jak Joyce: prosta, solidna, ze złota. - Widzę, że
zabrała się pani za podłogę.
Maggie ocknęła się z zamyślenia.
- A... tak. ZerwaÅ‚am stare linoleum. Trzeba bÄ™­
dzie scyklinować deski.
- Niech pani zadzwoni do George'a Coopera
- poradził szeryf. - Znajdzie go pani w książce
335
telefonicznej. Ma elektrycznÄ… cykliniarkÄ™, zrobi to
pani raz-dwa. Proszę powołać się na mnie.
- Dobrze. Dziękuję. - Rozmowa powinna ją
odprężyć: nic z tego, ciągle była zdenerwowana.
- Jeśli będzie pani czegoś potrzebowała, proszę
dzwonić. Joyce chce zaprosić panią na kolację. Robi
najlepszą szynkę w całym hrabstwie.
- Będzie mi bardzo miło.
- Nie może się nadziwić, że ktoś taki jak pani
zdecydował się zamieszkać w Morganville. - Szeryf
popijał kawę, tymczasem kawa Maggie zdążyła
wystygnąć. On był rozluzniony, ona spięta. - Ja
specjalnie nie sÅ‚ucham muzyki, ale Joyce zna wszyst­
kie pani piosenki. Czyta też te kolorowe pisma
i raptem osoba, o której tyle piszą, kupuje od niej
dom. - Spojrzał na drzwi kuchenne. - Powinna pani
poprosić Boga, żeby założył blokady.
Maggie poszła za jego wzrokiem, myśląc, że
trzeba naoliwić zawiasy.
- Blokady?
Stan zaśmiał się i dopił kawę.
- Zboczenie zawodowe. CzÅ‚owiek zaczyna myÅ›­
leć wyłącznie o bezpieczeństwie. To miłe, spokojne
miasteczko, panno Fitzgerald. Nie chcÄ™, żeby na­
brała pani fałszywych wyobrażeń, ale będę czuł się
lepiej, wiedzÄ…c, że ma pani porzÄ…dne drzwi. W koÅ„­
cu mieszka tu pani sama. - WstaÅ‚ i poprawiÅ‚ od­
ruchowo kaburÄ™. - DziÄ™kujÄ™ za kawÄ™. ProszÄ™ dzwo­
nić, jeśli będzie pani czegoś potrzebowała.
- Zapamiętam.
336
- Wyjdę tędy, a pani niech wraca do pracy.
I proszę zatelefonować do George'a Coopera.
- Dobrze. - Maggie podeszła z nim do drzwi.
- Dziękuję, szeryfie.
Przez chwilę stała nieruchomo, z głową opartą
o framugę. Była zła, że tak łatwo ulega nastrojom.
Szeryf przyjechaÅ‚ w najlepszej wierze, chciaÅ‚ po­
wiadomić, że jest do jej dyspozycji. Tymczasem
ją ta rozmowa zupełnie wytrąciła z równowagi.
Za dużo tych stróżów prawa. Jak wtedy, kiedy
zginął Jerry. Niekończące się pytania. Myślała, że
ma to już za sobÄ…, tymczasem sytuacja siÄ™ po­
wtarzała.
 Samochód pani męża wypadÅ‚ z szosy. Nie zna­
lezliśmy jeszcze ciała, ale robimy, co w naszej
mocy. Proszę przyjąć wyrazy współczucia".
Tak, poczÄ…tkowo wszyscy okazywali współczu­
cie: policja, jej przyjaciele, przyjaciele Jerry'ego.
A potem pojawiły się pytania.  Czy mąż pił coś
przed wyjÅ›ciem z domu? Czy byÅ‚ zÅ‚y, zdenerwowa­
ny? Pokłócili się państwo?"
Boże, czy nie dość, że zginÄ…Å‚? Dlaczego do­
szukiwali siÄ™ dziesiÄ…tek ukrytych przyczyn? Ile
przyczyn może stać za śmiercią dwudziestoośmio-
letniego mężczyzny, który kieruje samochód w prze­
paść?
Owszem, wypił przed wyjściem z domu. Pił dużo,
od momentu kiedy jego kariera zaczęła kuleć, a jej
rozkwitać. Tak, kłócili się, bo żadne z nich nie
mogło zrozumieć, co stało się z ich wspólnymi
337
marzeniami. Odpowiadała na wszystkie pytania,
musiaÅ‚a znosić wÅ›cibstwo prasy; myÅ›laÅ‚a, że osza­
leje.
Zacisnęła powieki. Tamto ma już za sobÄ…. Zamk­
niÄ™ty rozdziaÅ‚. Nie wskrzesi Jerry'ego i nie rozwiÄ…­
że jego problemów. Znalazł własne rozwiązanie.
OderwaÅ‚a siÄ™ od drzwi i przeszÅ‚a do pokoju muzycz­
nego.
W pracy znajdowała spokój i dyscyplinę, których
tak bardzo potrzebowała. Zawsze tak było. Muzyka
stanowiła ujście dla emocji. Uczyła się budować
kompozycjÄ™, nadawać jej strukturÄ™, zamykać w od­
powiednim czasie, to była konieczność. Przede
wszystkim jednak chodziÅ‚o o emocje: jej i sÅ‚ucha­
czy. Nic innego nie miało znaczenia.
Sam talent to za mało, wiedziała o tym. Jerry'emu
nie wystarczyÅ‚. Talentowi musi towarzyszyć dys­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl