[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwa razy piękniejsza... Mój Boże, jak te skabiozy obficie kwitną! Trawy nie
widać, niebiesko i niebiesko. Przecież rok temu...
Jakiś złośliwy chochlik szepcze mi w ucho: właśnie rok temu dziwiłaś się
tak samo. Zawsze się dziwisz...
Tak. Dziwię się. Dziwię się bardzo na myśl, że te skabiozy zakwitną znowu
za rok, chociaż mnie tu nie będzie. A więc naprawdę może ostatni raz patrzę
na nie?
Jak gwałtownie poczyna się ściemniać! Wilgotny chłód płynie od rzeczki.
Przyspieszam kroku. Trzeba dziś jeszcze zajść do proboszcza. Muszę mu zdać
różne szkolne papiery, omówić mnóstwo spraw. Lekcje rozpoczną się w
przyszłym tygodniu. Moja następczyni przyjedzie lada chwila.
Moja następczyni! Toż się zdziwi panna Leonka! Zdziwi i zmartwi. Lubiła
mnie, pomimo że jestem "jakaś inna, jakby obca pośród tutejszych ludzi". A
jednak zżyłam się z nimi i ciężko mi odjechać jeszcze i z tego względu.
Nie mogę zapomnieć stroskanej twarzy proboszcza, gdy po długiej rozmowie
(była to raczej spowiedz), pokazałam mu list do inspektora. List z prośbą o
przeniesienie do innego powiatu, do innej dzielnicy kraju, daleko, daleko.
Biedny proboszcz długo czytał list, kręcił się niespokojnie na krześle,
chrząkał, tarł czoło. Dopomogłam mu wreszcie sama:
- Czy ksiądz nie sądzi, że tak będzie najlepiej?
- W istocie, moja córko... Szczerze mówiąc... Bo to człowiek jest
człowiekiem... %7łe tego... Co to ja chciałem powiedzieć? Aha, że tak się
przetnie jak nożem... A pokusę nie tylko zwalczać trzeba, ale jej unikać...
bo to człowiek ułomny... Raz odniesie zwycięstwo nad sobą, a drugi raz... A
skoro sama dobrze rozumiesz, moja córko... Tylko, prawdę powiedzieć, to nam
tu wszystkim bardzo będzie pani brakowało...
Wracając z plebanii wrzuciłam na poczcie ów list. Dziś mam w kieszeni
odpowiedz. Uwzględniono mą prośbę, choć również z żalem. Wszędzie żal.
Ksiądz proboszcz, Teoś, dzieci ze szkoły, nawet rodzina burmistrza. Gdy
przyjdzie mi jechać na kolej, wszyscy pewnie zgromadzą się na rynku. Będą
wołali: "do widzenia!", dopóki nie zniknę im z oczu na skręcie alei
Klimontowskiej.
A ja już tutaj nie wrócę. Kędyś, daleko stąd, czeka mnie znowu szkoła
podobna do tej. Widzę już rzędy ławek i jasne główki pochylone nad
zeszytami. Widzę już pierwszą godzinę lekcji, poczynającą się od słów
pacierza: "W Imię Ojca i Syna i Ducha..."
Pózniej będę wracała do domu, do jakiegoś innego domu, którego mi użyczą
ludzie poczciwi. Siądę cicho przy oknie, śledząc wczesny zimowy zmierzch i
czekając, aż zegar na wieży pocznie wydzwaniać godzinę:
- Raz... raz... raz... raz...
Wówczas pomyślę pewnie o innym zegarze, pokazującym także prawdziwą
godzinę, na którą w tej jedynej chwili jest miejsce w rzeczywistości i w
czasie.
Wielka Bobra
- Warszawa
1923-25 rok
nrp
Nota Wydawcy
Zatrzymany zegar drukowany był po raz pierwszy na łamach czasopisma
"Bluszcz" w roku 1925. Wydanie książkowe ukazało się w 1932 roku nakładem
wydawnictwa Księgarni Zw. Wojciecha. Tekst powieści oparto na wydaniu
książkowym. Dokonano w nim zmian w pisowni i interpunkcji zgodnie z
obowiązującymi współcześnie zasadami, pozostawiając wszystkie właściwości
stylu autorki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl