[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jazdy samochodem. Teraz, po, sprzedaży wozu, płaszcza nie nosił. W kieszeniach jesionki
niczego nie znaleziono.
Również poszukiwania mordercy drogą wykrycia, który z mieszkańców domu czy
kolegów państwa Legatów W miejscach pracy nie może wykazać się alibi, zupełnie zawiodło.
Za to w tych samych dniach zdarzyło się coś, co znowu postawiło na nogi całą komendę. Przy
ulicy Mazurskiej, koło Podhalańskiej, jedno z mieszkań zajmowało małżeństwo Maria i
Tadeusz Iwanowscy. Starszy syn przed rokiem ukończył wydział prawny na Uniwersytecie
im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, po czym dostał aplikanturę sądową w Gdańsku. Młodszy,
Grzegorz, był w jedenastej klasie i przygotowywał się do matury. Iwanowski pracował w
Zarządzie Portu. Jego żona w Miejskiej Radzie Narodowej.
Tego dnia Grzegorz wrócił ze szkoły około godziny trzeciej. Kiedy otworzył drzwi do
mieszkania, spostrzegł panujący tam bałagan. Wszystkie szafy i szuflady były pootwierane.
Na środku jednego z dwóch pokoi piętrzył się mały stosik bielizny i ubrań. Chłopak rzucił
okiem do wnętrza jednej z szaf i spostrzegł, że zniknął jego nowy garnitur, sprawiony już z
myślą o maturze.
Natychmiast zatelefonował do matki, która po powrocie do domu zaalarmowała
milicję. Straty były znaczne. Zabrano wszystkie lepsze rzeczy. Na szczęście w domu nie
przechowywano gotówki, ale złodziej połaszczył się nawet na stary, zepsuty zegarek pana
domu. Jak stwierdzono nieco pózniej, złodziej czy też złodzieje zapakowali rzeczy odłożone
do zabrania w dwie duże walizki, które znalezli na pawlaczu w przedpokoju.
Ogółem skradziono dwa garnitury pana domu, ubranie syna, trzy letnie płaszcze
ortalionowe, cztery koszule non iron, używane, ale w dobrym stanie. Poza tym złodziej zabrał
nowiutką garsonkę pani Marii, kupioną zaledwie przed dwoma tygodniami, trzy inne
sukienki, dwie spódniczki, dwa sweterki oraz całą lepszą bieliznę.
Już przy pobieżnych oględzinach mieszkania można było stwierdzić, że złodzieje
gospodarując w cudzym lokalu wcale się nie śpieszyli. Każdą rzecz oglądali dokładnie, po
czym albo pakowali do jednej z waliz, albo rzucali na podłogę. Początkowo rabusie, czy też
jeden rabuś, zapakowali kołdry, poduszki i bieliznę pościelową w wielki tłumok. Pózniej
jednak rozmyślili się i pozostawili go w mieszkaniu; widocznie w obawie, że niosąc dużą
paczkę mogą wzbudzić zrozumiałe zainteresowanie choćby przechodzącego ulicą patrolu. Co
innego dwie walizki. Wystarczy dojść do postoju taksówek i szukaj wiatru w polu.
Ale nie to zastanowiło fachowców z milicji. Ich uwagę zwrócił przede wszystkim fakt,
że kiedy Grzegorz przyszedł ze szkoły, mieszkanie było zamknięte jak zwykle na zatrzask i
na zasuwę. Pani Maria, która ostatnia wychodziła do pracy, przypomniała sobie dokładnie, że
zamknęła drzwi i, jak to miała w zwyczaju, jeszcze potem nacisnęła klamkę, aby upewnić się,
że zamki trzymają. A więc znowu zagadka.
Milicja doskonale orientowała się, że przestępca musi być wybitnym specjalistą w
swoim fachu. Takiej operacji otworzenia trzech zamków bez pozostawienia najmniejszych
nawet śladów swojej roboty nie dokona początkujący złodziejaszek. Wprawdzie nie ma na
świecie zamka, którego nie można by w końcu otworzyć, ale jest to praca zarówno
skomplikowana, jak i wymagająca dłuższego czasu. Trudno przypuścić, żeby włamywacz
mógł na klatce schodowej dużego, kilkupiętrowego domu spokojnie operować przez parę
godzin i żeby to nie zwróciło niczyjej uwagi. Cały proces dobrania odpowiednich wytrychów
i wejścia do mieszkania musiał trwać nie dłużej niż dziesięć, a najwyżej piętnaście minut. Tak
więc zwykły złodziej użyłby raczej siekiery niż skomplikowanych narzędzi, które mogłyby
pokonać opór aż trzech zamków.
Gdyby w drzwiach mieszkania państwa Iwanowskich znajdował się jedynie zamek
cuhaltowy i zasuwa, milicja uznałaby, że kradzieży dokonał jeden z włamywaczy,
wyspecjalizowany w dobieraniu wytrychów do pustych mieszkań. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
jazdy samochodem. Teraz, po, sprzedaży wozu, płaszcza nie nosił. W kieszeniach jesionki
niczego nie znaleziono.
Również poszukiwania mordercy drogą wykrycia, który z mieszkańców domu czy
kolegów państwa Legatów W miejscach pracy nie może wykazać się alibi, zupełnie zawiodło.
Za to w tych samych dniach zdarzyło się coś, co znowu postawiło na nogi całą komendę. Przy
ulicy Mazurskiej, koło Podhalańskiej, jedno z mieszkań zajmowało małżeństwo Maria i
Tadeusz Iwanowscy. Starszy syn przed rokiem ukończył wydział prawny na Uniwersytecie
im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, po czym dostał aplikanturę sądową w Gdańsku. Młodszy,
Grzegorz, był w jedenastej klasie i przygotowywał się do matury. Iwanowski pracował w
Zarządzie Portu. Jego żona w Miejskiej Radzie Narodowej.
Tego dnia Grzegorz wrócił ze szkoły około godziny trzeciej. Kiedy otworzył drzwi do
mieszkania, spostrzegł panujący tam bałagan. Wszystkie szafy i szuflady były pootwierane.
Na środku jednego z dwóch pokoi piętrzył się mały stosik bielizny i ubrań. Chłopak rzucił
okiem do wnętrza jednej z szaf i spostrzegł, że zniknął jego nowy garnitur, sprawiony już z
myślą o maturze.
Natychmiast zatelefonował do matki, która po powrocie do domu zaalarmowała
milicję. Straty były znaczne. Zabrano wszystkie lepsze rzeczy. Na szczęście w domu nie
przechowywano gotówki, ale złodziej połaszczył się nawet na stary, zepsuty zegarek pana
domu. Jak stwierdzono nieco pózniej, złodziej czy też złodzieje zapakowali rzeczy odłożone
do zabrania w dwie duże walizki, które znalezli na pawlaczu w przedpokoju.
Ogółem skradziono dwa garnitury pana domu, ubranie syna, trzy letnie płaszcze
ortalionowe, cztery koszule non iron, używane, ale w dobrym stanie. Poza tym złodziej zabrał
nowiutką garsonkę pani Marii, kupioną zaledwie przed dwoma tygodniami, trzy inne
sukienki, dwie spódniczki, dwa sweterki oraz całą lepszą bieliznę.
Już przy pobieżnych oględzinach mieszkania można było stwierdzić, że złodzieje
gospodarując w cudzym lokalu wcale się nie śpieszyli. Każdą rzecz oglądali dokładnie, po
czym albo pakowali do jednej z waliz, albo rzucali na podłogę. Początkowo rabusie, czy też
jeden rabuś, zapakowali kołdry, poduszki i bieliznę pościelową w wielki tłumok. Pózniej
jednak rozmyślili się i pozostawili go w mieszkaniu; widocznie w obawie, że niosąc dużą
paczkę mogą wzbudzić zrozumiałe zainteresowanie choćby przechodzącego ulicą patrolu. Co
innego dwie walizki. Wystarczy dojść do postoju taksówek i szukaj wiatru w polu.
Ale nie to zastanowiło fachowców z milicji. Ich uwagę zwrócił przede wszystkim fakt,
że kiedy Grzegorz przyszedł ze szkoły, mieszkanie było zamknięte jak zwykle na zatrzask i
na zasuwę. Pani Maria, która ostatnia wychodziła do pracy, przypomniała sobie dokładnie, że
zamknęła drzwi i, jak to miała w zwyczaju, jeszcze potem nacisnęła klamkę, aby upewnić się,
że zamki trzymają. A więc znowu zagadka.
Milicja doskonale orientowała się, że przestępca musi być wybitnym specjalistą w
swoim fachu. Takiej operacji otworzenia trzech zamków bez pozostawienia najmniejszych
nawet śladów swojej roboty nie dokona początkujący złodziejaszek. Wprawdzie nie ma na
świecie zamka, którego nie można by w końcu otworzyć, ale jest to praca zarówno
skomplikowana, jak i wymagająca dłuższego czasu. Trudno przypuścić, żeby włamywacz
mógł na klatce schodowej dużego, kilkupiętrowego domu spokojnie operować przez parę
godzin i żeby to nie zwróciło niczyjej uwagi. Cały proces dobrania odpowiednich wytrychów
i wejścia do mieszkania musiał trwać nie dłużej niż dziesięć, a najwyżej piętnaście minut. Tak
więc zwykły złodziej użyłby raczej siekiery niż skomplikowanych narzędzi, które mogłyby
pokonać opór aż trzech zamków.
Gdyby w drzwiach mieszkania państwa Iwanowskich znajdował się jedynie zamek
cuhaltowy i zasuwa, milicja uznałaby, że kradzieży dokonał jeden z włamywaczy,
wyspecjalizowany w dobieraniu wytrychów do pustych mieszkań. [ Pobierz całość w formacie PDF ]