[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nikt nie będzie dochodził, czy to mariawici czy nie  mówił szybko.  Po takim zamachu
starczy ledwie cień podejrzenia. Jak wieść się rozniesie, ludzie wprost oszaleją, a tamci przecież
niewinni, będą się szczerze bronić& Rany boskie! Dwa lata temu mieliśmy wojnę domową, teraz
będzie religijna! Nie będzie już Rzeczpospolitej tylko Irlandia Północna!
 Nie można do tego dopuścić, panie pułkowniku. Myślę, że głównemu sprawcy właśnie
o to chodziło, żeby teraz odwrócić uwagę od siebie, a potem wypłynąć na fali zamieszek&
 Dasz pan radę to powstrzymać?
 Postaram się.
 Tuszować, tuszować i jeszcze raz tuszować! A jak się nie da& ?  Wieniawa
przygryzł wargę.  Muszę natychmiast porozumieć się z Komendantem! Gdzie jest telefon?
 Ranni czekają.
 Będzie dużo więcej ofiar, jeśli nie zadzwonię  pułkownik był już zupełnie spokojny.
Pospiesznie przeszedł do sekretariatu, który natychmiast opuścili wszyscy inni.
Rozmowa trwała pięć minut.
 Komisarzu Drwęcki!  oznajmił Wieniawa stanąwszy znów w progu.  Od tej
chwili pan i tylko pan dowodzi w tym kraju wojskiem i policją! Bez żadnych  ale . Jeżeli uzna
pan to za słuszne, jutro wypowiadamy wojnę Niemcom albo Sowietom. Słowo Komendanta!
19. Dzieło życia
Znowu był tylko Jasiek Fedorczyk, prosty chłopak z Powiśla i jego wielmożność
Władimir Iwanowicz Razguninow, ekscentryczny rosyjski arystokrata.
 Panie, dlaczego?!
Razguninowem aż zatrzęsło, pociemniał na twarzy i trzeba było dłuższej chwili, by zdołał
dobyć głosu.
 Jeszcze śmiesz, swołocz, pytać?!!
 Nie rozumiem, panie&
 Tyle mojej roboty chciał ty zniszczyć! Dzieło żyzni&  rozedrgany głos Rosjanina
przeszedł w niezrozumiały, przenikliwy syk, od którego pod Fedorczykiem ugięły się nogi.
 Jakie dzieło? Przecież ja& tylko&  zdołał wykrztusić.
Razguninow potrząsnął głową, podszedł do stolika z karafką, nalał sobie czerwonego
wina i wypił równymi, małymi łykami. Gdy skończył był już spokojny.
 Ty, Fedorczyk jesteś młody wilk, mówiłem ci  powiedział powoli.  Masz duszę
Napoleona, ale to nie wszystko. Potrzebna jest jeszcze jego krew, jego dom, wychowanie,
zwyczaje, rodzinne nawyki. To wszystko ma Hieronim, choć to tylko pusta powłoka, żałosny
cień Napoleona bez ćwierci jego duszy, talentów i energii. Dlatego potrzebowałem skojarzyć was
w jedno. Zobaczyć was razem przy kolacji, jak zaczynacie na siebie patrzeć, jak zaczynają się
między wami zazębiać słowa i gesty. Synteza dusz! A ja patrzyłbym na to, jako tłumacz i
powiernik, nadając mojemu dziełu ostateczny kształt. Miałbym wreszcie Napoleona, takiego
jakim jest, mógłbym go ogarnąć, wejrzeć w jego duszę. A potem już spokojnie iść na już
zapisaną audiencję, wiedząc, że uzyskam co chcę.
 Ale co wam, panie, zawiniła moja żona?
 Twoja żona, Fedorczyk? Ona właśnie wszystko zepsuła! Zachwiała całą moją pracą
nad tobą. Sprawiła, że zacząłeś wybierać między mną a nią. Potrzebowałem tylko ciebie i
Hieronima, a ona się wmieszała i zaczęła mi wszystko targać.
 Moja żona niczego przeciw waszej wielmożności nie uczyniła.
 Jeszcze nie rozumiesz, durak?! Wystarczyło, że była! %7łeś się do niej przywiązał i
zaczął szanować. Ale to moja wina, moja przeklęta wina!
Jan potrząsnął głową. Słowa, które usłyszał były pozestawiane w tak niedorzeczne i
nieprawdopodobne konfiguracje, że zdawały się być połączone zupełnie przypadkowo. Należało
nimi potrząsnąć, by ułożyły się z sensem&
 Moja wina, że nie nalegałem na wizyty was obojga. Straciłem z nią kontakt, a ona
zaczęła się budzić&  Razguninow mówił ni to do siebie, ni do Fedorczyka.  Budząc się
pociągnęła ciebie za sobą& Tak, teraz to widzę wyraznie! Razem, jedno przez drugie,
wydobywaliście się z mocy mojej woli. Najpierw ty ją osłoniłeś przede mną& Bo tobie, durak,
nie starczyła wierna suka, we wszystkim uległa, która nawet bicie przyjmowałaby z sobaczą
wdzięcznością& która byłaby bezgraniczne szczęśliwa przynosząc ci pieniądze zarobione na
ulicy&
Pięści Fedorczyka zacisnęły się same. Razguninow to dostrzegł i znów osobliwie
zasyczał. Brzmiało to jakby wąż deklamował wiersz. Wszystkie przedmioty w pokoju otoczyła
zielonkawa, fosforyczna, brzęcząca obwódka. Janowi zakręciło się w głowie. Kiedy
oprzytomniał, stwierdził, że stoi kurczowo wczepiony w blat biurka, by nie upaść.
 Ale jeszcze nic straconego  dokończył Rosjanin.  Trzeba tylko, abyście jutro
oboje przyszli na kolację u Hieronima. Wtedy wszystko naprawię. Dlatego przyjdziecie oboje!
Posłuszni, zadowoleni i bezgranicznie wdzięczni za zaszczyt, który was spotkał. Bo to jest
zaszczyt, Fedorczyk! Choć może nie taki, jak mogłoby się postronnym wydawać, że niby to z
królem wieczerzać będziecie& Plwać na takiego króla! Królowie królami się rodzą, albo swe
królestwa zdobywają mieczem i intrygą, a nie dostają je za nic, w prezencie od starszego brata.
Zaszczytem dla was jest być gliną w rękach prawdziwego mistrza, który stworzy z was nowych
ludzi! W moich rękach Fedorczyk! Rękach Władimira Iwanowicza Razguninowa! A teraz
możesz odejść, Fedorczyk. Idz się przygotować i twoja żona niech też się przygotuje. Być może,
jego wysokość, będzie życzył sobie zażyć odmiany z kobietą z dużym brzuchem&
Głos Rosjanina znów przeszedł w syk i Fedorczyk nie wiedząc kiedy, znalazł się za
drzwiami apartamentu. Zaczął machinalnie iść do wyjścia, przepełniony dwoma uczuciami
znajdującymi się w doskonałej równowadze  chciał zabić Razguninowa i chciał całować jego
buty. Niczego w świecie nie pragnął bardziej, jak tych dwu rzeczy na raz&
Stopniowo, z każdym krokiem, brało górę uczucie pierwsze. W hotelowej stajni, z dala od
porażającego głosu Rosjanina, zostało już tylko ono. Kiedy poczuł gorący zapach końskiego potu
i moczu, Jan znów był sobą i dokładnie wiedział czego chce. Zabić Razguninowa. Bez cienia
wątpliwości. Dokładnie to, w tej sytuacji mógł i powinien zrobić!
Wierzchowca, tak jak chciał, jeszcze nie rozsiodłano. Miano to zrobić, gdyby rozmowa
trwała dłużej niż pół godziny, a minął może kwadrans. A może więcej? Może obsługa
zlekceważyła polecenie i postanowiła się nie spieszyć? Fedorczyk stracił kompletnie poczucie
czasu i nie miał głowy aby je teraz odzyskiwać.
Z torby przy siodle wyjął nabity garłacz. Kiedy zabierał go z domu, powiedział Wirce, że
to na uliczne hultajstwo, gdyby miał wracać po nocy. Zdziwiła się, bo tej pory wystarczały mu
szpada i pistolety. Nie powiedział jej, że na Razguninowa zwykłe pistolety wydawały mu się zbyt
słabe i śmieszne, że na takiego diabła potrzeba znacznie grubszej rury.
Tak, chciał Rosjanina zabić, gdy wyjeżdżał z Sielec. Myślał o tym przez całą noc po [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl