[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie musisz się już tym przejmować. Chociaż - przyznał ze śmiechem - nie
zaszkodziłoby, gdybyś przesunął datę tak, aby było już po fakcie, zanim
zapadnie ostateczna decyzja.
- Chwileczkę... - zaczął Stone, ale nagle zamilkł. Miał zamiar wyjaśnić, że
wcale się nie żeni, lecz kiedy otworzył usta, powiedział zupełnie co innego: - W
życiu nie słyszałem czegoś równie zwariowanego.
- Poczekaj - Mark znowu się zaśmiał - aż spędzisz w tym interesie trochę
czasu i wtedy pogadamy o wariactwach. Słuchaj, chcemy poznać szczęśliwą
wybrankę i wypić toast na waszą cześć. Powiem Sarah, żeby zadzwoniła do
ciebie w przyszłym tygodniu.
- Jasne - odparł machinalnie Stone.
- I słuchaj, Stone, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to za miesiąc, jak
przyjedzie tu komisja do spraw planowania, będę miał jeszcze jedną okazję,
żeby ci gratulować.
Stone po odłożeniu słuchawki przez minutę zastanawiał się, czy nie jest to
kawał w wersji panny Allison Carter, ale z miejsca odrzucił ten pomysł. To się
zdarzyło naprawdę. Było zbyt nieprawdopodobne, aby nie mogło być
prawdziwe. Tkwił w kłopotach po same uszy i miał tylko jedno wyjście.
Nacisnął guzik interkomu.
- Carlo - powiedział stanowczo. - Połącz mnie z matką.
- Nie Kopciuszek - stwierdziła Allison. Miała zamyślony wyraz twarzy i
tuliła do piersi filiżankę kawy. - Bardziej jak... pamiętasz tę scenę na balu z My
Fair Lady"?
Oczy Penny rozjarzyły się i zaczęła nucić melodię z tego przedstawienia.
- Właśnie. - Allison uśmiechnęła się rozmarzona. - Po prostu romans. -
Spojrzała w popłochu na swoją wspólniczkę. - To nie znaczy, że ja i on... To
znaczy, przez romans nie... Wiesz, o co mi chodzi?
- Wiem. A ty masz fioła na tym punkcie.
Allison zmarszczyła czoło, aby odwrócić uwagę od rumieńca, który
wywołało wspomnienie pożegnania ze Stone'em. Lekceważąco machnęła ręką.
- Wcale nie.
- Czyżby? A czy ktoś nie mający fioła na punkcie romansów wpadłby na
pomysł zarabiania na życie urządzaniem ślubów? I jak myślisz, dlaczego, kiedy
już planujemy jakiś ślub, ja chcę przewiezć orszak na czarnych motocyklach, a
ty - ozdobić różami nawet szprychy kół ślubnego powozu?
Allison uśmiechnęła się i wypiła łyk kawy.
Na dziś nie miały umówionych żadnych klientów, co ostatnio zdarzało się
często. Atmosfera w salonie-biurze była swobodna. Penny, która przyszłaby do
pracy w szpilkach i kostiumie, nawet gdyby była zamiataczką ulic, zdjęła
pantofle i położyła nogi na biurku. Allison było wygodniej w dużym,
powyciąganym swetrze i szarych spodniach od dresu, z włosami związanymi na
czubku głowy. Dziś rano obudziła ją dopiero Penny, kiedy przyszła do pracy.
Teraz leżała wygodnie na sofie, pijąc kawę i oglądając poranny program
telewizyjny. Uśmiechała się na wspomnienie wydarzeń poprzedniego wieczoru.
- Biorąc pod uwagę awantury, które urządzałaś, zanim poszłaś,
poszczęściło ci się. Jedzenie było świetne, zabawa cudowna, złapałaś bukiet...
Allison poczuła się skrępowana. Powód złapania przez nią bukietu -
panna młoda po prostu w nią rzuciła - nie był najlepszym tematem do rozmowy.
- No i mógł ci się trafić dużo gorszy facet - podsumowała Penny. - W tym
garniturze był naprawdę wart grzechu! A ta limuzyna!
- Wyglądałaś przez okno?
- Jasne! W końcu to klient. Musiałam go sprawdzić.
Allison nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Było niezle. Miałaś rację. Zmieńmy temat.
- W takim razie czego się dowiedziałaś o naszym zleceniu?
- Cóż... - Allison wpatrywała się w filiżankę.
- Mieliście mówić o interesach, prawda?
I wtedy zadzwonił telefon. Penny zdjęła nogi z biurka, przybierając
automatycznie profesjonalną pozę. Po chwili podała słuchawkę Allisdn.
- Czy znasz jakąś panią Blake?
- Nie. Może klientka?
- Albo agencja do zbierania długów.
Obawiając się tego ostatniego, Allison odezwała się ostrożnie:
- Mówi Allison Carter. W czym mogę pani pomóc?
- Allison! - Głos był ciepły i znajomy. - Tutaj Stella Blake, matka
Gregory'ego, chociaż on się upiera, żeby nazywać go Stone. Mam nadzieję, że
nie dzwonię za wcześnie. Wieczór był bardzo długi, prawda?
Nie mogąc wydobyć z siebie głosu ze zdziwienia i nagłego,
nieokreślonego strachu Allison z trudem wykrztusiła:
- T-tak.
- Bardzo jestem rozczarowana, że tak krótko się wczoraj widziałyśmy -
ciągnęła z zapałem Stella. - Jak to się stało, żeśmy się rozdzieliły?
Obawa zmieniła się w przerażenie. Allison nie wiedziała, co powiedzieć.
Stella Blake mówiła dalej z beztroską nieświadomością:
- Ale zamierzam to natychmiast naprawić. Jesteś z kimś umówiona na
lunch? Wiem, że dzwonię w ostatniej chwili, ale musisz wiedzieć, że jestem
okropnie niecierpliwa. Zresztą obawiam się, że tę cechę przekazałam mojemu
synowi. Mamy tyle spraw do obgadania i po prostu nie mogę się doczekać,
kiedy mi wszystko opowiesz. Może być o pierwszej? Zadzwonię albo..
- Pani Blake... - Allison poczuła się tak, jakby tonęła. Prawie zakrztusiła
się przy tych słowach.
- Proszę, Stella.
- Stello... - i Allison zdała sobie nagle sprawę z tego, że nie wie, co
powiedzieć. Popatrzyła błagalnie na Penny, ale napotkała tylko zaciekawione
spojrzenie i uświadomiła sobie, że przyjaciółka nawet nie domyśla się, o co
chodzi. Jej samej z trudnością przyszło uwierzyć, że to się dzieje rzeczywiście,
Stone nie powiedział prawdy swojej matce.
Zebrała całą odwagę, zacisnęła palce na słuchawce i wyrzuciła z siebie:
- Stello, obawiam się, że zaszło nieporozumienie.
Po tamtej stronie zapanowała uprzejma cisza.
Allison poczuła, że nie może mówić dalej. Jak mogłaby powiedzieć tej
zupełnie niewinnej kobiecie - kobiecie, która objęła ją tak ciepło, której oczy
wypełniły się łzami szczęścia na wieść, że jej syn się zaręczył - że to wszystko
było tylko głupim kawałem? I chociaż z chęcią zwaliłaby całą winę na Stone'a -
a był winny przynajmniej w połowie - to ona pierwsza skłamała. Przynajmniej
powinna spojrzeć w oczy okłamanej osobie i przeprosić. Cisza przedłużała się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
nie musisz się już tym przejmować. Chociaż - przyznał ze śmiechem - nie
zaszkodziłoby, gdybyś przesunął datę tak, aby było już po fakcie, zanim
zapadnie ostateczna decyzja.
- Chwileczkę... - zaczął Stone, ale nagle zamilkł. Miał zamiar wyjaśnić, że
wcale się nie żeni, lecz kiedy otworzył usta, powiedział zupełnie co innego: - W
życiu nie słyszałem czegoś równie zwariowanego.
- Poczekaj - Mark znowu się zaśmiał - aż spędzisz w tym interesie trochę
czasu i wtedy pogadamy o wariactwach. Słuchaj, chcemy poznać szczęśliwą
wybrankę i wypić toast na waszą cześć. Powiem Sarah, żeby zadzwoniła do
ciebie w przyszłym tygodniu.
- Jasne - odparł machinalnie Stone.
- I słuchaj, Stone, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, to za miesiąc, jak
przyjedzie tu komisja do spraw planowania, będę miał jeszcze jedną okazję,
żeby ci gratulować.
Stone po odłożeniu słuchawki przez minutę zastanawiał się, czy nie jest to
kawał w wersji panny Allison Carter, ale z miejsca odrzucił ten pomysł. To się
zdarzyło naprawdę. Było zbyt nieprawdopodobne, aby nie mogło być
prawdziwe. Tkwił w kłopotach po same uszy i miał tylko jedno wyjście.
Nacisnął guzik interkomu.
- Carlo - powiedział stanowczo. - Połącz mnie z matką.
- Nie Kopciuszek - stwierdziła Allison. Miała zamyślony wyraz twarzy i
tuliła do piersi filiżankę kawy. - Bardziej jak... pamiętasz tę scenę na balu z My
Fair Lady"?
Oczy Penny rozjarzyły się i zaczęła nucić melodię z tego przedstawienia.
- Właśnie. - Allison uśmiechnęła się rozmarzona. - Po prostu romans. -
Spojrzała w popłochu na swoją wspólniczkę. - To nie znaczy, że ja i on... To
znaczy, przez romans nie... Wiesz, o co mi chodzi?
- Wiem. A ty masz fioła na tym punkcie.
Allison zmarszczyła czoło, aby odwrócić uwagę od rumieńca, który
wywołało wspomnienie pożegnania ze Stone'em. Lekceważąco machnęła ręką.
- Wcale nie.
- Czyżby? A czy ktoś nie mający fioła na punkcie romansów wpadłby na
pomysł zarabiania na życie urządzaniem ślubów? I jak myślisz, dlaczego, kiedy
już planujemy jakiś ślub, ja chcę przewiezć orszak na czarnych motocyklach, a
ty - ozdobić różami nawet szprychy kół ślubnego powozu?
Allison uśmiechnęła się i wypiła łyk kawy.
Na dziś nie miały umówionych żadnych klientów, co ostatnio zdarzało się
często. Atmosfera w salonie-biurze była swobodna. Penny, która przyszłaby do
pracy w szpilkach i kostiumie, nawet gdyby była zamiataczką ulic, zdjęła
pantofle i położyła nogi na biurku. Allison było wygodniej w dużym,
powyciąganym swetrze i szarych spodniach od dresu, z włosami związanymi na
czubku głowy. Dziś rano obudziła ją dopiero Penny, kiedy przyszła do pracy.
Teraz leżała wygodnie na sofie, pijąc kawę i oglądając poranny program
telewizyjny. Uśmiechała się na wspomnienie wydarzeń poprzedniego wieczoru.
- Biorąc pod uwagę awantury, które urządzałaś, zanim poszłaś,
poszczęściło ci się. Jedzenie było świetne, zabawa cudowna, złapałaś bukiet...
Allison poczuła się skrępowana. Powód złapania przez nią bukietu -
panna młoda po prostu w nią rzuciła - nie był najlepszym tematem do rozmowy.
- No i mógł ci się trafić dużo gorszy facet - podsumowała Penny. - W tym
garniturze był naprawdę wart grzechu! A ta limuzyna!
- Wyglądałaś przez okno?
- Jasne! W końcu to klient. Musiałam go sprawdzić.
Allison nie mogła powstrzymać uśmiechu.
- Było niezle. Miałaś rację. Zmieńmy temat.
- W takim razie czego się dowiedziałaś o naszym zleceniu?
- Cóż... - Allison wpatrywała się w filiżankę.
- Mieliście mówić o interesach, prawda?
I wtedy zadzwonił telefon. Penny zdjęła nogi z biurka, przybierając
automatycznie profesjonalną pozę. Po chwili podała słuchawkę Allisdn.
- Czy znasz jakąś panią Blake?
- Nie. Może klientka?
- Albo agencja do zbierania długów.
Obawiając się tego ostatniego, Allison odezwała się ostrożnie:
- Mówi Allison Carter. W czym mogę pani pomóc?
- Allison! - Głos był ciepły i znajomy. - Tutaj Stella Blake, matka
Gregory'ego, chociaż on się upiera, żeby nazywać go Stone. Mam nadzieję, że
nie dzwonię za wcześnie. Wieczór był bardzo długi, prawda?
Nie mogąc wydobyć z siebie głosu ze zdziwienia i nagłego,
nieokreślonego strachu Allison z trudem wykrztusiła:
- T-tak.
- Bardzo jestem rozczarowana, że tak krótko się wczoraj widziałyśmy -
ciągnęła z zapałem Stella. - Jak to się stało, żeśmy się rozdzieliły?
Obawa zmieniła się w przerażenie. Allison nie wiedziała, co powiedzieć.
Stella Blake mówiła dalej z beztroską nieświadomością:
- Ale zamierzam to natychmiast naprawić. Jesteś z kimś umówiona na
lunch? Wiem, że dzwonię w ostatniej chwili, ale musisz wiedzieć, że jestem
okropnie niecierpliwa. Zresztą obawiam się, że tę cechę przekazałam mojemu
synowi. Mamy tyle spraw do obgadania i po prostu nie mogę się doczekać,
kiedy mi wszystko opowiesz. Może być o pierwszej? Zadzwonię albo..
- Pani Blake... - Allison poczuła się tak, jakby tonęła. Prawie zakrztusiła
się przy tych słowach.
- Proszę, Stella.
- Stello... - i Allison zdała sobie nagle sprawę z tego, że nie wie, co
powiedzieć. Popatrzyła błagalnie na Penny, ale napotkała tylko zaciekawione
spojrzenie i uświadomiła sobie, że przyjaciółka nawet nie domyśla się, o co
chodzi. Jej samej z trudnością przyszło uwierzyć, że to się dzieje rzeczywiście,
Stone nie powiedział prawdy swojej matce.
Zebrała całą odwagę, zacisnęła palce na słuchawce i wyrzuciła z siebie:
- Stello, obawiam się, że zaszło nieporozumienie.
Po tamtej stronie zapanowała uprzejma cisza.
Allison poczuła, że nie może mówić dalej. Jak mogłaby powiedzieć tej
zupełnie niewinnej kobiecie - kobiecie, która objęła ją tak ciepło, której oczy
wypełniły się łzami szczęścia na wieść, że jej syn się zaręczył - że to wszystko
było tylko głupim kawałem? I chociaż z chęcią zwaliłaby całą winę na Stone'a -
a był winny przynajmniej w połowie - to ona pierwsza skłamała. Przynajmniej
powinna spojrzeć w oczy okłamanej osobie i przeprosić. Cisza przedłużała się. [ Pobierz całość w formacie PDF ]