[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Witajcie, mieszkańcy  Atlantydy - przemawiał ze swego tronu. - Nie będę zabierał wam
cennego czasu, bo macie dzisiaj du\o pracy. Od razu przejdę do rzeczy. Nasze progi przekroczył
nowy brat, Tau 13.
Mistyk dał ręką znak, \ebym wstał. Uczyniłem to posłusznie.
- Pozdrówmy go serdecznie - kontynuował guru.
Achamot, niczym faraon, uniósł wy\ej rękę i zaraz wszyscy  bracia i  siostry powstali.
Zaczęli podchodzić do mnie krokiem zjaw cierpiących na hemoroidy. Ka\de z nich kładło rękę na
moim ramieniu i powtarzaÅ‚o:  Witaj na »Atlantydzie«, Tau 13 .
Po powitaniu zajęli poprzednie miejsca i guru mówił dalej.
- Potrzebujemy większego domu - wyjaśnił i wśród zgromadzonych rozległ się szmer
zdziwienia. - Rośnie liczba czcicieli Zwietlistego Wę\a. Dlatego dzisiaj mamy w planie du\o
cię\kich robót związanych z pakowaniem się. W południe zaś widzimy się tutaj na obowiązkowej
nauce. Jak w ka\dy piÄ…tek. Aha, czy komuÅ› coÅ› dolega?
Pewna osiemnastolatka podeszła z opuszczoną głową do Achamota i uklękła przed jego
tronem.
- Boli mnie głowa - powiedziała cichym głosem. - Od dwóch dni.
Guru wyciągnął rękę i poło\ył wypielęgnowaną dłoń na głowie dziewczyny. Przytrzymał ją
kilka sekund i cofnął szybko, jakby się oparzył. Dziewczyna z trudem powstała i chwiała się na
nogach.
- Dziękuję ci, Achamocie - bełkotała, śmiejąc się do siebie. - Ju\ mi lepiej.
Ta niecodzienna scena uzmysłowiła mi, \e facet w kapturze posiadał zdolności terapeutyczne.
Leczył dotykiem. Jak wielu przywódców ro\nych podejrzanych sekt, miał specjalny dar
78
uzdrawiania, bo na moich oczach smutną dziewczynę zamienił w szczęśliwą istotę.
Nieoczekiwanie Achamot wstał i opuścił salę. Zostaliśmy więc sami pod czujnym okiem
Mistyka, który natychmiast wydał odpowiednie rozkazy związane z dzisiejszych planem prac.
Do południa pakowaliśmy do skrzyń i pudełek ró\ne przedmioty znajdujące się w domu i
magazynowaliśmy je w gara\u na dole. Praca nie była wyczerpująca, ale wcią\ odczuwałem dziwną
ocię\ałość, jakby mój umysł zamieszkał w innym, słabym ciele. Cię\ko myślałem. Najbardziej
dołujące było zachowanie mieszkańców  Atlantydy . Wykonywali wszelkie czynności z nabo\nym
posłuszeństwem, w nieznośnym milczeniu, tylko niekiedy coś burknęli w rodzaju:  podaj to lub
 czy mo\esz mnie przepuścić . Roboty. Przeklęte roboty!
Mistyk zdawał się kontrolować ka\dy nasz ruch. Jego złe oczy świdrowały  wiernych
niczym aparatura do prześwietlenia. Do pomocy miał jeszcze jednego osobnika, którego zwano
tutaj  Leo . Tak samo ponury jak tamten, ale nieco wy\szy i szczuplejszy. Być mo\e to sprawa
przewra\liwienia, ale zdawało mi się, \e szczególnie badawczo przyglądali się mojej skromnej
osobie. Aazili za mną na zmianę. Zastanawiałem się te\, czy to nie oni zjawili się w Górze Kalwarii
w ciemnej uliczce. Ni\szy utykał na nogę i posturą przypominał Mistyka, wy\szy zaś wyglądał jak
Leo. Jako \e nie mogli poradzić sobie ze mną, do akcji wkroczył ktoś trzeci i z tyłu zaatakował
mnie gazem. Czy był nim Achamot?
 Dlaczego wybrali wÅ‚aÅ›nie taki sposób wprowadzenia mnie na »Atlanty-dÄ™«? -
zastanawiałem się.  Z mojej skąpej wiedzy o działalności sekty wynika, \e nie mo\na dostać się tu
za pierwszym razem. Gdzie rozmowy agitujące? Gdzie ulotki, którymi musieli zasypywać
przyszłych adeptów? Nawet nie poproszono mnie o dary dla Achamota. Czy nie za szybko tu
trafiłem?
Męczyło mnie pragnienie. W kuchni ugasiłem je szybko kranówą, \eby nie czekać na wrzątek
w czajniku. Będąc tam, zauwa\yłem przy okazji dziwną rzecz. Dostępu do du\ej lodówki i szafek z
pozostałą \ywnością strzegły solidne łańcuchy z kłódkami. Tylko woda i zielona herbata były
dostępne bez ograniczeń. śywność ściśle tutaj racjonowano.
Dla odświe\enia twarzy opłukałem ją w zlewie zimną wodą i udałem się do łazienki za
potrzebą. Potem pomagałem dwom anemicznym gościom przenieść szafkę z wbudowanym lustrem.
Przypadkowo przyjrzałem się swojej podobiznie - ledwo poznałem siebie! Bladość twarzy i worki
pod oczami nie najlepiej świadczyły o mojej kondycji. Zauwa\yłem jednak coś znacznie gorszego.
Moje oczy! Jedno z nich było niebieskie, drugie zaś brązowe.
 Jezu, zgubiłem soczewkę! - przeraziłem się.
Pojąłem wreszcie, \e odkleiła się jedna z soczewek kontaktowych i stało się to w kuchni,
kiedy przemywałem twarz zimną wodą. A bez soczewki nie mogłem paradować na  Atlantydzie !
Zostawiłem więc Epsilona 7 i Lambdę 3, obiecawszy wrócić do nich jak najszybciej.
W progu kuchni stanąłem jak wryty. Przy szafce z fili\ankami krzątała się dziewczyna.
Blondynka ostrzy\ona - jak wszyscy tutaj - naje\a. Miała szare oczy. Zmęczone, trochę
wystraszone, choć w tej chwili o\ywiał je dziwny błysk.
Przeszedłem obok niej, nie patrząc jej dłu\ej w twarz. Kątem oka oglądałem zlew i kuchenną
ladę w poszukiwaniu soczewki. Nigdzie jej nie było. Napiłem się wody prosto z kranu, Wcią\
szukając wzrokiem zguby. Dziewczyna nalewała z czajnika wrzątek do fili\anki.
- Czy chcesz herbaty, Tau 13? - zapytała.
- Nie, dziękuję - odpowiedziałem, nie odwracając się do niej.
- CzegoÅ› szukasz?
- Niczego, mam pragnienie.
79
Zbli\yła się do mnie. Poło\yła mi rękę na ramieniu. Wytarłem ręką usta i modliłem się, \eby
ju\ sobie poszła. Nigdzie nie było tej cholernej soczewki!
- Jestem Alfa 6 - szepnęła mi do ucha.
- Miło mi.
- Czy to przypadkiem nie twoje?
Odwróciłem się, a ona wyciągnęła ku mnie rękę. W jej dłoni spoczywała soczewka
kontaktowa. Ta przeklęta Alfa 6 ją znalazła! Byłem w opałach! Stanąłem do niej bokiem, nie
wiedząc jak się zachować.
- Poka\ mi swoje oczy, Tau 13 - poprosiła grzecznie, choć z wyraznym naciskiem.
Nie mogłem dłu\ej udawać, \e nic się nie stało. Musiałem zachowywać się naturalnie, \eby ta
wścibska baba nie wszczęła awantury. Afera nie była mi potrzebna. Nale\ało coś wymyślić.
Szybko!
Nie odwróciłem się do niej, tak jak sobie \yczyła.
- Mam słaby wzrok - powiedziałem łagodnie, zabrawszy soczewkę. Zrobiłem krok ku oknu i
próbowałem szybko wło\yć szkło kontaktowe do oka. Wtedy to Alfa 6 podbiegła do mnie i
energicznym szarpnięciem - o jakie nie podejrzewałbym nikogo na  Atlantydzie - zmusiła mnie do
spojrzenia w jej oczy.
- Dlaczego nosisz brązowe soczewki? - zdziwiła się. - Ty... ty masz przecie\ niebieskie oczy?
- Dlaczego? - powtórzyłem dla zyskania czasu na rozsądną odpowiedz. - Moje soczewki
gdzieś zginęły, więc wziąłem pierwsze lepsze, jakie mi się nawinęły pod rękę.
- Brązowe? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl