[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dużo, dużo pózniej spojrzała na Lorenza z uznaniem.
- Masz niebywały talent - szepnęła.
- Jaki?
- Przy tobie o wszystkim zapominam.
- Lata sądowej praktyki robią swoje. Ale jeszcze nie osiągnąłem celu, bo
nadal za dużo pamiętasz.
- To znaczy?
- Masz dużo niezaleczonych ran.
- Dużo ran? - Schwyciła go za rękę. - Chodzi ci o nieudaną wizytę w domu?
Już przebolałam. Jestem bardziej odporna, niż myślisz.
- Mhm... - W oczywisty sposób jej nie wierzył.
- Jeszcze raz dziękuję, że zawiozłeś mnie do domu.
- Nie musisz dziękować.
Uważał, że zrobił tylko to, co każdy na jego miejscu zrobiłby dla ukochanej.
Czy jako jedyny człowiek zdobył się na przyjazny gest, który nie byłby związany
ze studiami Carly i jej pracą? Czy jej ojciec i siostra unikali bezinteresownych ge-
stów? Uświadomił sobie, że miał szczęście, ponieważ jego rodzice byli serdeczni,
wylewni. Chciał być taki dla Carly.
- Idziemy się umyć - zarządził. - Potem otworzymy prezenty.
- Prezenty? - powtórzyła speszona. - Dałam ci tylko jeden...
S
R
- Sama jesteś najlepszym prezentem. Jedynym, jakiego pragnę. - Przysiągł
sobie, że uwolni ją od stałego poczucia winy, choćby to wymagało dużo wysiłku i
czasu.
Podnieceni pobiegli do łazienki. Ledwie weszli do kabiny, objął Carly, a ona
oplotła go nogami. Kochali się pod ciepłym strumieniem, więc tym razem jej krzy-
ki nie miały nic wspólnego z temperaturą wody.
- Zarzucasz mi, że jestem nienasycony - szepnął.
- Im więcej dostaję, tym więcej chcę.
- To miłość tak na ciebie wpływa.
- Miłość?
- Nie mów, że uprawiasz ze mną seks - zażartował.
- Co? - Uśmiechnęła się przewrotnie. - A wiesz, że to dobra myśl!
- Teraz obejrzymy prezenty.
- Ja bym wolała...
- Jeśli się nie pośpieszymy, przepadnie nam kolacja w restauracji.
- W Pierwsze Zwięto na pewno wszystko jest pozamykane.
- Nowy lokal mojego znajomego jest otwarty i mamy zarezerwowany stolik.
- Byłeś pewien, że z tobą wrócę, prawda?
- Chyba już wiesz, że zawsze wszystko zawczasu planuję. - Zajrzał jej w
oczy. - Nie miałem cienia wątpliwości, że przyjedziesz do mnie.
Carly oniemiała na widok pakunków, które Lorenzo wyciągnął zza sofy.
- Niemożliwe, żeby wszystkie były dla mnie - zawołała, gdy odzyskała głos.
- Zaraz sprawdzimy, co w nich jest. Po półgodzinie w sklepie miałem dość.
Domyśliła się, jak wyglądały zakupy w jego wydaniu.
- Od czego mam zacząć?
- Od tego, co pod spodem, czyli od bielizny.
S
R
Pudło ze znanego sklepu zawierało bieliznę znacznie droższą od tej, którą w
marzeniach ośmielała się wybierać. Było kilka kompletów, między innymi różowy
i seledynowy.
- Utrafiłem?
- Tak.
W drugim pudle była jasnobrązowa kaszmirowa suknia oraz zamszowe botki
w nieco ciemniejszym odcieniu i na fantazyjnych obcasach.
- Czuję się jak Kopciuszek - szepnęła Carly.
Lorenzo wskazał ostatni pakunek.
- Jest jeszcze żakiet do kompletu.
- Nie powinieneś tyle mi kupować. Na pewno wydałeś majątek.
- Przymierzysz suknię?
Milczała zażenowana, ponieważ nigdy nie kupowała takich drogich rzeczy.
- Jeśli coś ci się nie podoba, możesz wymienić. Nie obrażę się - pocieszył ją
Lorenzo.
- Och, nic nie będę wymieniać.
Suknia i żakiet pasowały jak ulał. W nowym stroju Carly pierwszy raz w ży-
ciu wyglądała niemal modnie.
- W worku też byłabyś piękna - orzekł Lorenzo.
- Jeśli pozwolisz, zrezygnuję z worka i zostanę przy tym, co mi kupiłeś. -
Przytuliła się do niego, westchnęła. - Nie wiem, co powiedzieć.
- Powiedz, że jesteś szczęśliwa i wierzysz mi, gdy mówię, że jesteś piękna. -
Odsunął miedziane włosy, pocałował łabędzią szyję.
- Ale...
- Nie chcę słyszeć żadnego ale. - Zamknął jej usta pocałunkiem.
Był wspaniały, pokochała go całym sercem. Lecz co powie, gdy zwierzy mu
się ze swych marzeń o przyszłości?
- Znowu to robisz - szepnął.
S
R
- Czyli co? - zdziwiła się.
- Za dużo myślisz. - Przez moment poważnie na nią patrzył, po czym lekko
się uśmiechnął. - Czy teraz ja mogę obejrzeć prezent?
- Proszę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl