[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Drizzta.
Drizzt potrząsnął zdecydowanie głową.
Litość jest zagadkowym zjawiskiem, Drizzcie Do Urden stwierdził Jarlaxle.
Siłaczy słabością?
Siłą odpowiedział szybko Drizzt.
Może ocalić twą duszę odparł Jarlaxle lub przekląć twe ciało. Dotknął
w geście salutu swego szerokiego kapelusza, po czym poruszył się nagle, jego dłoń
wydostała się spod płaszcza. Coś małego uderzyło przed nim o podłogę, wybuchając
i wypełniając ten obszar komnaty gęstym dymem.
A niech go diabli wezmą! warknęła Catti-brie posyłając srebrny strzał, który
przebił się przez obłok i uderzył o skałę na przeciwległej ścianie. Bruenor podbiegł do
oparu, wymachując zaciekle toporem, jednak nie było tam nic, co mógłby trafić.
Najemnik zniknął.
W chwili gdy Bruenor wyłonił się z dymu, Drizzt i Catti-brie stali nad nieruchomą
sylwetką Thibbledorfa Pwenta.
Nie żyje? spytał król krasnoludów.
Drizzt schylił się przy szałojowniku przypominając sobie, że Pwent został paskudnie
trafiony wężowym biczem Vierny. Nie odparł. Bicze nie są przeznaczone do
zabijania, jedynie do paraliżowania.
Jego bystre uszy wychwyciły słowa, które Bruenor wymruczał pod nosem Szkoda.
Otrzezwienie szałojownika zajęło im parę chwil. Pwent zerwał się gwałtownie i zaraz
potem znów przewrócił. Podniósł się ponownie i zachowywał skromność, dopóki Drizzt
nie popełnił błędu i nie podziękował mu za cenną pomoc.
W głównym korytarzu znalezli pięć martwych drowów, jeden wciąż wisiał pod
sufitem w miejscu, w którym była kula ciemności. Kiedy Catti-brie wyjaśniła, skąd
pojawiła się ta mała banda, Drizzta przebiegł dreszcz.
Regis wydyszał i pobiegł korytarzem aż do bocznego tunelu, w którym zostawił
halflinga.
Siedział tam Regis, przerażony, na wpół pogrzebany pod martwym drowem,
trzymając mocno swój wysadzany klejnotami sztylet.
Choć, mój przyjacielu powiedział do niego przepełniony ulgą Drizzt. Nadszedł
czas powrotu do domu.
* * *
Pięcioro zmordowanych towarzyszy opierało się na sobie, idąc powoli i cicho
tunelami. Drizzt spojrzał na obszarpaną grupę, na Bruenora z zamkniętym okiem
i Pwenta wciąż mającego kłopoty z koordynacją mięśni. Drizzta bolała dotkliwie stopa.
Zaczął czuć wyrazniej ranę, gdy powoli opadała nagromadzona w czasie walki
adrenalina. To jednak nie fizyczne problemy najbardziej niepokoiły tropiciela. Wydawało
się, że ciężar straty Wulfgara pogrążył głęboko wszystkich tych, którzy byli jego
towarzyszami.
Czy Catti-brie będzie w stanie przywołać znów swą wściekłość, zignorować
emocjonalne cierpienie, które na nią spadło, i walczyć całym sercem? Czy Bruenor, tak
paskudnie ranny, że Drizzt nie był pewien, czy uda mu się dojść żywym do Mithrilowej
Hali, zdoła przejść przez kolejną walkę?
Drizzt nie był pewien, a westchnienie ulgi jakie wydał z siebie, kiedy generał Dagna
na czele krasnoludzkiej kawalerii na ich pochrząkujących wierzchowcach wyjechał zza
zakrętu tunelu, było szczere.
Bruenor pozwolił sobie przewrócić się widząc to, a krasnoludy nie traciły czasu,
podnosząc swego rannego króla oraz Regisa, przywiązując ich do dzików i wydostając
się z nieujarzmionego obszaru. Pwent również przyjął wodze wierzchowca, jednak Drizzt
i Catti-brie nie wrócili najkrótszą drogą do Mithrilowej Hali. W towarzystwie trzech
spieszonych krasnoludzkich jezdzców, w tym generała Dagny, młoda kobieta
zaprowadziła Drizzta do pamiętnej jaskini.
Nie mogło być wątpliwości, uświadomił sobie Drizzt, zaraz gdy spojrzał na za
waloną alko we, żadnych wątpliwości, żadnej nadziei. Jego przyjaciel odszedł na zawsze.
Catti-brie zrelacjonowała szczegóły bitwy i musiała przerwać na dłuższą chwilę,
zanim zmusiła głos do opowiedzenia o walecznym końcu Wulfgara.
Spojrzała w końcu na stertę gruzu, powiedziała cicho %7łegnaj i wyszła
z pomieszczenia wraz z trzema krasnoludami.
Drizzt stał samotnie przez wiele minut, wpatrując się bezradnie. Ledwo mógł
uwierzyć, że tam pod spodem znajdował się potężny Wulfgar. Chwila ta wydawała się
dla niego nierzeczywista, wykraczała poza jego zdolności pojmowania.
Była jednak rzeczywista.
A Drizzt był bezradny.
Osaczyły go szpony winy, przypominające, że to on doprowadził do polowania swej
siostry, więc on spowodował śmierć Wulfgara. Odrzucił wszystkie te myśli, nie chcąc
znów się nad tym zastanawiać.
Nadszedł czas pożegnania się z zaufanym towarzyszem, z drogim przyjacielem.
Chciał być z Wulfgarem, chciał znajdować się u boku młodego barbarzyńcy i pocieszać
go, prowadzić go, podzielić z barbarzyńcą jeszcze jedno szelmowskie mrugnięcie
i śmiało stawić czoła wszystkiemu, co miała dla nich w zanadrzu śmierć.
%7łegnaj, mój przyjacielu wyszeptał Drizzt, bezowocnie starając się, by nie
załamywał mu się głos. Tę podróż odbędziesz sam.
* * *
Powrót do Mithrilowej Hali nie był dla wyczerpanych, znękanych przyjaciół okazją
do świętowania. Nie mogli mówić o zwycięstwie po tym, co stało się w niskich tunelach.
Każdy z czwórki, Drizzt, Bruenor, Catti-brie oraz Regis, inaczej spoglądał na stratę
Wulfgara, bowiem każdy z nich miał inną z nim relację był synem dla Bruenora,
narzeczonym dla Catti-brie, kompanem dla Drizzta, obrońcą dla Regisa.
Fizyczne rany Bruenora były najpoważniejsze. Krasnoludzki król stracił jedno oko
i do końca swych dni miał nosić od czoła do żuchwy paskudną, czerwonawosiną szramę.
Ból fizyczny był jednak najmniejszym ze zmartwień Bruenora.
W ciągu następnych kilku dni krzepki krasnolud przypominał sobie nagle, że należy
coś ustalić z głównym kapłanem i uświadamiał sobie, że nie ma już Cobble a, który
pomógłby mu wszystko poukładać, że tej wiosny nie będzie już wesela w Mithrilowej
Hali.
Drizzt widział żal wyryty wyraznie na twarzy krasnoluda. Pierwszy raz w przeciągu
lat, odkąd znał Bruenora, tropiciel uważał, że król wygląda na starego i zmęczonego.
Drizzt ledwo był w stanie na niego patrzeć, lecz jego serce jeszcze bardziej bolało, gdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
Drizzta.
Drizzt potrząsnął zdecydowanie głową.
Litość jest zagadkowym zjawiskiem, Drizzcie Do Urden stwierdził Jarlaxle.
Siłaczy słabością?
Siłą odpowiedział szybko Drizzt.
Może ocalić twą duszę odparł Jarlaxle lub przekląć twe ciało. Dotknął
w geście salutu swego szerokiego kapelusza, po czym poruszył się nagle, jego dłoń
wydostała się spod płaszcza. Coś małego uderzyło przed nim o podłogę, wybuchając
i wypełniając ten obszar komnaty gęstym dymem.
A niech go diabli wezmą! warknęła Catti-brie posyłając srebrny strzał, który
przebił się przez obłok i uderzył o skałę na przeciwległej ścianie. Bruenor podbiegł do
oparu, wymachując zaciekle toporem, jednak nie było tam nic, co mógłby trafić.
Najemnik zniknął.
W chwili gdy Bruenor wyłonił się z dymu, Drizzt i Catti-brie stali nad nieruchomą
sylwetką Thibbledorfa Pwenta.
Nie żyje? spytał król krasnoludów.
Drizzt schylił się przy szałojowniku przypominając sobie, że Pwent został paskudnie
trafiony wężowym biczem Vierny. Nie odparł. Bicze nie są przeznaczone do
zabijania, jedynie do paraliżowania.
Jego bystre uszy wychwyciły słowa, które Bruenor wymruczał pod nosem Szkoda.
Otrzezwienie szałojownika zajęło im parę chwil. Pwent zerwał się gwałtownie i zaraz
potem znów przewrócił. Podniósł się ponownie i zachowywał skromność, dopóki Drizzt
nie popełnił błędu i nie podziękował mu za cenną pomoc.
W głównym korytarzu znalezli pięć martwych drowów, jeden wciąż wisiał pod
sufitem w miejscu, w którym była kula ciemności. Kiedy Catti-brie wyjaśniła, skąd
pojawiła się ta mała banda, Drizzta przebiegł dreszcz.
Regis wydyszał i pobiegł korytarzem aż do bocznego tunelu, w którym zostawił
halflinga.
Siedział tam Regis, przerażony, na wpół pogrzebany pod martwym drowem,
trzymając mocno swój wysadzany klejnotami sztylet.
Choć, mój przyjacielu powiedział do niego przepełniony ulgą Drizzt. Nadszedł
czas powrotu do domu.
* * *
Pięcioro zmordowanych towarzyszy opierało się na sobie, idąc powoli i cicho
tunelami. Drizzt spojrzał na obszarpaną grupę, na Bruenora z zamkniętym okiem
i Pwenta wciąż mającego kłopoty z koordynacją mięśni. Drizzta bolała dotkliwie stopa.
Zaczął czuć wyrazniej ranę, gdy powoli opadała nagromadzona w czasie walki
adrenalina. To jednak nie fizyczne problemy najbardziej niepokoiły tropiciela. Wydawało
się, że ciężar straty Wulfgara pogrążył głęboko wszystkich tych, którzy byli jego
towarzyszami.
Czy Catti-brie będzie w stanie przywołać znów swą wściekłość, zignorować
emocjonalne cierpienie, które na nią spadło, i walczyć całym sercem? Czy Bruenor, tak
paskudnie ranny, że Drizzt nie był pewien, czy uda mu się dojść żywym do Mithrilowej
Hali, zdoła przejść przez kolejną walkę?
Drizzt nie był pewien, a westchnienie ulgi jakie wydał z siebie, kiedy generał Dagna
na czele krasnoludzkiej kawalerii na ich pochrząkujących wierzchowcach wyjechał zza
zakrętu tunelu, było szczere.
Bruenor pozwolił sobie przewrócić się widząc to, a krasnoludy nie traciły czasu,
podnosząc swego rannego króla oraz Regisa, przywiązując ich do dzików i wydostając
się z nieujarzmionego obszaru. Pwent również przyjął wodze wierzchowca, jednak Drizzt
i Catti-brie nie wrócili najkrótszą drogą do Mithrilowej Hali. W towarzystwie trzech
spieszonych krasnoludzkich jezdzców, w tym generała Dagny, młoda kobieta
zaprowadziła Drizzta do pamiętnej jaskini.
Nie mogło być wątpliwości, uświadomił sobie Drizzt, zaraz gdy spojrzał na za
waloną alko we, żadnych wątpliwości, żadnej nadziei. Jego przyjaciel odszedł na zawsze.
Catti-brie zrelacjonowała szczegóły bitwy i musiała przerwać na dłuższą chwilę,
zanim zmusiła głos do opowiedzenia o walecznym końcu Wulfgara.
Spojrzała w końcu na stertę gruzu, powiedziała cicho %7łegnaj i wyszła
z pomieszczenia wraz z trzema krasnoludami.
Drizzt stał samotnie przez wiele minut, wpatrując się bezradnie. Ledwo mógł
uwierzyć, że tam pod spodem znajdował się potężny Wulfgar. Chwila ta wydawała się
dla niego nierzeczywista, wykraczała poza jego zdolności pojmowania.
Była jednak rzeczywista.
A Drizzt był bezradny.
Osaczyły go szpony winy, przypominające, że to on doprowadził do polowania swej
siostry, więc on spowodował śmierć Wulfgara. Odrzucił wszystkie te myśli, nie chcąc
znów się nad tym zastanawiać.
Nadszedł czas pożegnania się z zaufanym towarzyszem, z drogim przyjacielem.
Chciał być z Wulfgarem, chciał znajdować się u boku młodego barbarzyńcy i pocieszać
go, prowadzić go, podzielić z barbarzyńcą jeszcze jedno szelmowskie mrugnięcie
i śmiało stawić czoła wszystkiemu, co miała dla nich w zanadrzu śmierć.
%7łegnaj, mój przyjacielu wyszeptał Drizzt, bezowocnie starając się, by nie
załamywał mu się głos. Tę podróż odbędziesz sam.
* * *
Powrót do Mithrilowej Hali nie był dla wyczerpanych, znękanych przyjaciół okazją
do świętowania. Nie mogli mówić o zwycięstwie po tym, co stało się w niskich tunelach.
Każdy z czwórki, Drizzt, Bruenor, Catti-brie oraz Regis, inaczej spoglądał na stratę
Wulfgara, bowiem każdy z nich miał inną z nim relację był synem dla Bruenora,
narzeczonym dla Catti-brie, kompanem dla Drizzta, obrońcą dla Regisa.
Fizyczne rany Bruenora były najpoważniejsze. Krasnoludzki król stracił jedno oko
i do końca swych dni miał nosić od czoła do żuchwy paskudną, czerwonawosiną szramę.
Ból fizyczny był jednak najmniejszym ze zmartwień Bruenora.
W ciągu następnych kilku dni krzepki krasnolud przypominał sobie nagle, że należy
coś ustalić z głównym kapłanem i uświadamiał sobie, że nie ma już Cobble a, który
pomógłby mu wszystko poukładać, że tej wiosny nie będzie już wesela w Mithrilowej
Hali.
Drizzt widział żal wyryty wyraznie na twarzy krasnoluda. Pierwszy raz w przeciągu
lat, odkąd znał Bruenora, tropiciel uważał, że król wygląda na starego i zmęczonego.
Drizzt ledwo był w stanie na niego patrzeć, lecz jego serce jeszcze bardziej bolało, gdy [ Pobierz całość w formacie PDF ]