[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Męczy się, świnia. Umorduje się i sam wyjdzie. Zobaczy pani.
- Liczy pan na to, prawda?
- Jak najbardziej.
- Wierzę w pana, panie Sułku najsłodszy...
- Ciiichooo... Oho! - popatrzył na spławik pani Elizy - i u pani coś ciupie...
Cicho!
- Mam ciągnąć? - spytała szeptem.
Strona 28
Jacek Janczarski Kocham Pana, Panie Su³Ku
- Tak. Tylko ostrożnie...
Stojąc w rozkroku, pani Eliza mocowała się z wędziskiem.
- Nie mogÄ™... no, nie mogÄ™!...
Pan Sułek wyjął jej kij z ręki. Szarpnął nim silnie. Bez skutku. Szarpnął powtórnie
i dał spokój, wtykając na powrót długi kij w dłoń pani Elizy.
- Cholera, widocznie jakaś druga świnia - skonstatował.
- Czyli drugi, ogromny szczupak, prawda, panie Sułku jedyny?
- Jak najbardziej. SÅ‚owo honoru!
- Próbujemy go wyciągać czy męczymy go, jak tego pańskiego?
- Męczymy go - zadecydował pan Sułek. - Jak się zmęczą, to same wyliżą. Zobaczy
pani. Wyliżą jak nic!
- No właśnie, prawda?
- Prawda.
- Stopy mi zmarzły, panie Sułku - poskarżyła się znowu.
- Trzeba było założyć ciepłe boty. Jak ja. O, proszę!
- Aatwo panu powiedzieć - powiedziała łatwo pani Eliza. - Dobrze pan wie, że nigdy
nie miałam i nie mam żadnych ciepłych botów...
- Więc o co pani chodzi? - tracił cierpliwość z każdą sekundą. - Nie mogę się w tym
wszystkim połapać. Mówiłem tysiąc razy, żeby nie wlokła się pani za mną nad ten mój
ulubiony przerębel. Mówiłem czy nie?
- Mówił pan - powiedziała ze skruchą.
- To teraz cicho mi tu! Kobiety i ryby głosu nie mają! Mimo zimna wybuchnęła pani
Eliza niezdrowym śmiechem.
Zanosiła się wprost ze śmiechu jak chore dziecko.
- Zwietny żart, prawda?
- Oczywiście - zaśmiał się pan Sułek siarczyście.
- I jeszcze, na tej odkrytce od doktora, było co nieco więcej... - znienacka
podjęła przerwany temat.
- Co? - spytał pan Sułek bez zainteresowania.
- Pyta, jak się czuję. Dosłownie pisze: "Co tam słychać u pani w łóżeczku, bo
przecież nigdy nie miałem okazji widywać pani w innej sytuacji?..."
- Dowcipny, chociaż to tylko lekarz - powiedział pan Sułek z uznaniem.
- I miły, panie Sułku.
- A ja? - zaniepokoił się trochę.
- A pan, od dawna, najdroższy.
- Cicho, cicho... - uspokoił się chłopiec.
- Jak tam szczupaki?
- Wymęczone jak wielbłądy - stwierdził pan Sułek. - Wielbłądy są jak szczupaki. Też
trudno je zmęczyć. Nieprędko się mordują. Słowo honoru. Niech mi pani wierzy.
- WierzÄ™ panu, prawda?
- Lepiej niech mi pani rozetrze plecy. Zdrętwiały mi od tego siedzenia.
Jęła rozcierać mu plecy, jak sobie życzył.
- A potem mnie pan rozetrze, prawda?
- Nie, pani Elizo - rozwiał jej nadzieje.
- No, to nie, ty mój słodki egoisto. Nie, to nie, prawda, panie Sułku?
- Tak. Och, wy świnie, wy świnie, kiedy się nareszcie zmęczycie? - niecierpliwił
się pan Sułek.
- ...i wyjdziecie z tego przerębla, prawda? - uzupełniła ze zrozumieniem pani
Eliza.
- Tak.
- A może - zaproponowała - spróbujemy teraz już wyciągnąć nasze wędki?
- Hm. Można. Można spróbować. Słowo honoru. Po kilku próbach zrezygnowali jednak.
- Eee... - powiedział pan Sułek - nie ma co. Wykończymy się tylko fizycznie.
Poczekajmy. ZmordujÄ… siÄ™ na pewno. SÅ‚owo honoru...
Mylił się jednak nasz bohater, i to gruntownie. Niebawem nad ten sam przerębel
nadciągnął z zachodu niezastąpiony gajowy Marucha. Przy jego pomocy udało się
wyciągnąć na światło dzienne cenną zdobycz. Ku zdziwieniu wszystkich okazała się
nią być kuchnia szamotowa, trzyfajerkowa, w zupełnie niezłym jeszcze stanie. Gajowy
Marucha zainstalował ją natychmiast w gajówce, podłożył drewna, zapalił i... usiadł
wprost na rozgrzanej płycie. Po chwili jednak szybko wstał i usiadł w miednicę
pełną zimnej wody.
Gajowy Marucha symbol naszych dni. Wypracowanie.
Strona 29
Jacek Janczarski Kocham Pana, Panie Su³Ku
Wyjadanie, podjadanie, najadanie się, nasycanie, pojawianie się i znikanie, nagłe
pomaganie, przeszkadzanie, mącenie, wprawianie w osłupienie, prześmiewanie,
doradzanie, wtrÄ…canie siÄ™, korzystanie, wykorzystywanie, siedzenie, stanie,
leżenie, przysiadanie, dosiadanie się, dojadanie, nakłanianie, dożywianie się,
marnowanie, marnotrawienie, trawienie, przełykanie, przeżuwanie, dożywianie,
odżywianie, spanie, sprzątanie, paskudzenie, brudzenie, śmiecenie, rozwijanie się,
zwijanie siÄ™, nawijanie na coÅ›, zawijanie lub owijanie, odwijanie, wicie siÄ™
wstęgą, dyskutowanie, szermowanie, podgryzanie - oto tylko niektóre z cech, jakie
niesie ze sobą postać gajowego Maruchy. Jej wszechobecność, zagadkowość i
wszędobylskość zastanawia i każe spojrzeć na całe zagadnienie nieco szerzej.
Owszem, bywa, że ni z tego, ni z owego ktoś dosiądzie się do nas, wypije nam kawę,
wstanie i pójdzie, wychodząc na sposób angielski. Będzie to jednak zawsze ktoś
konkretny, namacalny, ktoś, kogo możemy w każdej chwili złapać za klapy marynarki i
rzucić mu w twarz sakramentalne: "No, no ty... uważaj no!...". Ten ktoś nie będzie
nigdy jednak gajowym MaruchÄ….
Gajowy Maruchą towarzyszy nam bowiem na każdym kroku, w każdej minucie, ba,
sekundzie naszego życia. Niewidoczny gołym okiem, jest jednak zawsze tam, gdzie
aktualnie przebywamy. Będąc obok nas, jest jednocześnie w nas samych, w samym
naszym środku, w samym centrum naszego jestestwa. Siedząc na pagórku, nie mamy
najmniejszej nawet pewności, że siedzimy na prawdziwym pagórku, a nie na gajowym
Marusze, odpoczywającym po ciężkim dniu. Stąpając zgrabnie po kładce, przerzuconej
przez strumyczek szemrzący w zaroślach, nie dajmy się zwieść pozorom: kładka ta, to
przecież może być nasz gajowy Maruchą, obserwujący na przykład życie ryb w tej
pozycji niewygodnej, lecz - z punktu widzenia obserwatora - koniecznej.
Kiedy już tak dokładnie zdamy sobie sprawę z tej wszech-obecności naszego gajowego,
zrozumiemy, że początkowa uciążliwość takiego stanu rzeczy przestanie nam dokuczać.
Przeciwnie, znajdując się w niezłych tarapatach, zawsze możemy jeszcze liczyć na
to, że gajowy Maruchą przyjdzie, a raczej pojawi się znienacka i wyciągnie nas z
bagna (jeżeli akurat mieliśmy nieszczęście ugrzęznąć w nim). Rozumując zatem
logicznie, wiemy już, że nie wiemy właściwie nic. Nigdy nie możemy niczego
przewidzieć, gdyż nagłe pojawienie się gajowego Maruchy potrafi diametralnie
zmienić to, co zaplanowane, zaprogramowane, czyli, jak to się mówi, zafiksowane.
Jest więc gajowy Maruchą symbolem naszych dni na tym padole śmiechu poprzez łzy.
Jest czynnikiem kształtującym nasze życie, zmieniającym układy stosunków
międzyludzkich, będących przecież wynikiem ogromnego zbiegu drobnych i większych
zbiegów okoliczności. A może splotów? Może po prostu splotów okoliczności [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl