[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakby panował siarczysty mróz. Do kompletu miała zabarwiony na czerwono nos.
Miękka, delikatna. Nie pasuje do tego klimatu, pomyślał z nadzieją Brody. Pewnie
zaraz po świętach przeniesie się na południe, gdzie jest cieplej. A wtedy jego życie wróci
do poprzedniego stanu.
Na razie jednak usiłował sobie przypomnieć, co tak bardzo podobało mu się w
poprzednim stanie. I nie potrafił.
Zawsze dotąd myślał logicznie, umysł nigdzie mu nie błądził. Teraz jego
czarno-biały świat zaczął się chybotać, pojawiły się w nim rysy, pęknięcia, szarości.
- Jaka piękna stodoła. - Lila objęła się ramionami, jakby chciała się ogrzać. - Kiedy
ją zbudowano?
Czyżby unikała jego wzroku? Wsunął ręce do kieszeni i też odwrócił spojrzenie.
- Ze sto lat temu. Kiedy moi przodkowie nabyli tę ziemię.
- To niesamowite. - W jej głosie zabrzmiała nuta zazdrości. - Kiedyś pan się tu
bawił, a za kilka lat pana dzieci będą skakać po sianie. Niemal słyszę ich śmiech.
W tym momencie ich oczy się spotkały. I przeskoczyła iskra. Może to on? Może to
ona? Może się odnaleźli? Może są sobie przeznaczeni?
Przecież jej nie znasz, powiedział do siebie Brody. Nie są sobie przeznaczeni, bo
jego nie interesują związki. Nie lubił myśleć o przeszłości, nie chciał myśleć o przyszło-
ści, zwłaszcza o przyszłości z dziećmi ganiającymi po stodole.
Żył teraźniejszą; skupiał się wyłącznie na tym, co się teraz dzieje. Kto by się
przejmował iskrą? Poza tym Lila żadnego śmiechu nie słyszała.
W porządku; odgadła, że w dzieciństwie spędzał tu mnóstwo czasu. Ale nic
dziwnego; wszystkie dzieci uwielbiają zabawy w stodole. Nagle, bez żadnego
ostrzeżenia, usłyszał głos swojego brata odbijający się echem od starych belek pod
sufitem. Brody odruchowo podniósł głowę, po czym szybko odwrócił wzrok.
Cholera, emocje. Niepotrzebne emocje. Nie był na nie gotów. Zadrżał.
- Zimno panu?
- Nie! - warknął zły, że Lila widzi rzeczy, których wcale nie chce jej pokazać.
- Lubię, jak jest zimno - oznajmiła, jakby powiedział „tak". - Jest takie czyste i
ożywcze, prawda?
Nigdy dotąd nie zastanawiał się nad naturą zimna. Teraz też nie miał na to ochoty.
Nie chciał, żeby Lila Grainger analizowała jego świat; żeby się do niego wtrącała.
Zamyślił się. Na pewno jej pocałunki smakują jak płatki śniegu. Są niewinne,
mokre, słodkie. Skierował spojrzenie na jej usta. Nie! Odwrócił oczy i wsunął ręce
głębiej do kieszeni.
- Nie mogę się doczekać, żeby pojeździć na łyżwach - ciągnęła, ignorując jego
milczenie. - I sankach.
Chociaż od lat nie ruszał łyżew ani sań, i wcale go to nie kusiło ze względu na
wspomnienia związane z bratem, natychmiast wyobraził sobie, jak razem z Lilą mknie
po śniegu.
- Panie Taggert... - Wyciągnęła do niego rękę. - Chciałam panu podziękować za
udostępnienie nam stodoły.
Jakby w tej sprawie miał cokolwiek do gadania!
- Na imię mi Brody - mruknął niemal wbrew sobie, bo całkiem podobała mu się
oficjalna forma, z jaką się do siebie zwracali.
- Brody - powtórzyła cicho. - A mnie Lila.
Uścisnął jej wyciągniętą dłoń. I to był błąd. Bo w tym momencie coś zrozumiał. Że
żyje skuty lodem. I że nagle ten lód zaczyna pękać.
Przez chwilę stali złączeni uściskiem dłoni, wpatrzeni w siebie. Potem, jak na
komendę, przerwali kontakt fizyczny.
- Za... zaparzę kawy - wydukała w końcu Lila.
- A ja... - Brody rozejrzał się po stodole. Zobaczywszy człowieka czyszczącego
elfa, wskazał na niego kciukiem. - Pójdę mu pomóc.
Żadne z nich nie wykonało kroku. Wtem drzwi się otworzyły i do środka weszła
Jeanie Harper z Jamisonem.
- Zimno tu jak w psiarni - oznajmił Jamison. - Wszystko człowiekowi sztywnieje...
Jeanie popatrzyła na niego z naganą w oczach.
- Choćby nos - dokończył Jamison. - Jeanie przyniosła ciasteczka, a ja chili con
carne. Zdaje się, że całe to pieprzo... całe miasto zamierza stawić się do pomocy.
- Zrobiłeś chili? - zdumiał się Brody. Nie do wiary! Jamison przyrządzał je
wyłącznie wtedy, gdy spotykali się na pokera.
- Tak. Bo co?
- Bo nic. Z sekretnym składnikiem?
- Z jakim sekretnym składnikiem? - spytała Lila.
- Zwariowałeś? Wiadomo, że bez!
- Całe szczęście.
- Co jest tym sekretnym składnikiem? - Lilę zżerała ciekawość.
- Szczypta miłości - skłamał Jamison.
Pies nie był jedynym zdrajcą w tym towarzystwie. Jamison też się łasił, tyle że nie
do Lili. On był pod urokiem Jeanie Harper i jej fantastycznych ciastek.
- Szczypta miłości? To urocze - zachwyciła się Lila.
Jamison posłał Brody'emu ostrzegawcze spojrzenie. Wyjawisz tajemnicę, to ci
język utnę. Sekretnym składnikiem podobno był popiół z kubańskiego cygara.
- Dlaczego pominąłeś ten sekretny składnik? - chciała wiedzieć Jeanie. - Świat
potrzebuje miłości. Ja zawsze dodaję parę łyżek do moich ciastek.
Stali naprzeciwko siebie, dwaj mężczyźni, dwie kobiety i jeden brzydki pies. W
powietrzu niosło się ciche mruczenie. Zanim ktokolwiek coś powiedział, drzwi ponownie
się otworzyły, dmuchnął zimny powiew i do środka weszła kolejna grupa wolontariuszy.
Niecałą godzinę później w stodole panował gwar jak na ruchliwym skrzyżowaniu.
Oprócz członków SOS-u, zjawiło się co najmniej trzydzieści innych osób. Między
innymi Marla z Paulem. Przyszedł burmistrz i większość urzędników z ratusza, a także
pół tuzina harcerek. Drużynowa usiłowała oddzielić je od Lodołamaczy, czyli członków
miejscowej drużyny hokejowej.
Wkrótce wszyscy mieli zajęcie: kobiety zdzierały papierem ściernym obłażącą z
elfów farbę, następnie uzupełniały ubytki, mężczyźni zaś tłoczyli się wokół Henry'ego,
który pokazywał im tajemniczy mechanizm poruszający postaciami. Z magnetofonu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl