[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szedł czas, by zostawić rodzinę i zrobić krok w nieznane. Nie
byÅ‚a do tego gotowa. UÅ›wiadomiÅ‚a to sobie teraz z przeraża­
jącą jasnością.
Najbardziej na Å›wiecie chciaÅ‚aby znów mieć teraz dwana­
ście lat i cudowne poczucie, że o nic nie musi się martwić, bo
jej siostry nad niÄ… czuwajÄ….
Z trudem przełknęła ślinę.
- Przepraszam, że musiaÅ‚eÅ› czekać - powiedziaÅ‚a, otwie­
rając drzwi. Odwróciła się i popatrzyła na siostry. - Muszę już
iść. - Jeszcze raz uścisnęła każdą z nich. - Niedługo do was
zadzwonię, przyrzekam. Zobaczycie, że wszystko się dobrze
ułoży. Wiem, że tak będzie.
Podeszła do stojącego w drzwiach Chrisa. Uśmiechał się
ze zrozumieniem, jakby czuł, co dzieje się teraz w jej duszy.
- Gotowa? - zapytał z udaną beztroską.
Maribeth skinęła głową. Nie mogła wydobyć z siebie
głosu.
- Zwietnie. Postawiłem samochód z tyłu, ale pośpieszmy
się, bo zaraz oblepią go nam karteczkami i wstążkami.
Maribeth jeszcze raz popatrzyła na siostry.
- DziÄ™kujÄ™ wam za wszystko, byÅ‚yÅ›cie dla mnie takie do­
bre. Będę za wami bardzo tęsknić.
Megan popędziła ich do wyjścia.
- Wiem, wiem, przez pierwsze dwie minuty - powiedziała
Megan. - Zadzwoń i powiedz, co się z tobą dzieje, zostaw
adres i telefon, żebyśmy wiedziały, gdzie jesteś.
- ZadzwoniÄ™.
Chris wziął ją za rękę i poprowadził na parking.
- Trzymasz się? - zapytał.
Całe szczęście, że w ciemności nie mógł widzieć jej
twarzy.
- Jasne.
- Wiem, że człowiekowi jest ciężko, kiedy zostawia dom
i rusza w świat. Nawet wtedy, gdy jest to naturalna kolej
rzeczy.
Cieszyła się, że ją rozumiał. Zresztą zawsze bardzo dobrze
ją rozumiał.
Wyjechali na ulicę, minęli niewielką grupę znajomych
i krewnych. Maribeth machała im na pożegnanie, póki nie
zniknęli w dali. Powoli wyprostowała się i zapatrzyła się
przed siebie.
- Zostawiłam moje rzeczy na ranczu. Nie jest tego dużo.
Sama siÄ™ zdziwiÅ‚am, kiedy je spakowaÅ‚am. Wszystko zmie­
ściło się w dwóch walizkach.
- Nie przejmuj siÄ™ tym. Gdy wrócimy do domu, wybie­
rzemy siÄ™ na zakupy.
Podjechali na ranczo po walizki. Po chwili znów byli
w drodze.
Ciągle rozważała jego słowa. Do domu... W tej chwili nie
miała żadnego domu. Pewnie za jakiś czas przyzwyczai się do
domu Chrisa i uzna go za swój. Pewnie tak. Ale na razie
ranczo O'Brienow, jej jedyny dom, zostało za nią.
Zerknęła na Chrisa. Uważnie wpatrywał się w drogę przed
nimi. Wiedziała, że jest dobrym człowiekiem. Megan i Mollie
nie mogły pojąć jej decyzji powziętej tak pośpiesznie. Obie
wyszły za mąż z miłości. Dobrze, że nie dociekały, jakie
uczucia żywi względem Chrisa, bo w gruncie rzeczy sama nie
potrafiła ich określić.
Dzisiejszy dzień obfitował w tyle wydarzeń! Nikt, nawet
Bobby, nigdy nie wywarł na niej takiego wrażenia jak dzisiaj
Chris. Zwłaszcza kiedy tak na nią patrzył... Czuła, że mu się
podoba...
Płoszyło ją to spojrzenie, ale było w nim coś, co ją jedno-
cześnie pociągało; budziło pragnienie, by zrobić krok dalej
i dowiedzieć siÄ™, jak to jest... BaÅ‚a siÄ™ tego, co jej przycho­
dziÅ‚o do gÅ‚owy. Chociaż z drugiej strony miaÅ‚a już dość wy­
obrażania sobie tej sfery przeżyć. Chętnie nauczy się czegoś
od Chrisa.
Zadrżała.
- Zimno ci? - natychmiast zapytał Chris. A więc przez
cały czas był świadomy jej obecności.
- Nie, nic mi nie jest.
- Jak chcesz, mogę wyłączyć klimatyzację.
- Nie, dzięki. Czuję się bardzo dobrze.
- Jeśli chce ci się spać, to spróbuj zasnąć. W San Antonio
powinniśmy być za kilka godzin.
Zamknęła oczy. Nie była śpiąca, za bardzo dręczyła się
uczuciami, jakie ją przepełniały. W dziwny sposób reagowała
na obecność Chrisa. Bobby jÄ… zdradziÅ‚, ale jednoczeÅ›nie od­
zyskaÅ‚a poczucie wolnoÅ›ci. CzuÅ‚a siÄ™ przez niego skrzywdzo­
na, ale dzięki Chrisowi nie odebrała odejścia Bobby'ego jako
życiowej tragedii.
Możliwe, że gdyby miała więcej czasu do namysłu, nie
zdecydowałaby się na to małżeństwo, ale w tym momencie
wcale tego nie żałowała.
ROZDZIAA CZWARTY
Chris wyciągnął rękę i włączył radio. To przywróciło ją do
rzeczywistości.
- Chyba nadeszÅ‚a pora, bym zdradziÅ‚ ci pewne swoje ta­
jemnice - powiedział z powagą. - Zresztą, prędzej czy
pózniej, sama byś się dowiedziała.
. Popatrzyła na niego z lękiem, nie wiedząc, czego powinna
się spodziewać.
- Dobrze. - Była wyraznie zdenerwowana. - Zaczynaj.
- No więc muszę ci się przyznać, że choć wychowałem
siÄ™ w samym sercu Teksasu, najbardziej lubiÄ™ jazz. Czy zdo­
łasz mi to wybaczyć? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl