[ Pobierz całość w formacie PDF ]
budynkiem, który wyglądał jak barak, a był kwaterą główną Sher Dila.
55
Panował tam już ruch i kiedy Khan wysiadał, pułkownik z Hamidem u boku
zszedł schodami, by go przywitać. Patham spojrzał pytająco na Drummon-
da i ten skierował kciuk ku ziemi. Chwilę pózniej Brackenhurst odjechał
szybko.
Za miastem stało kilka namiotów, a przy nich stado ciężkich górskich owiec
zbitych w gromadę przy ogniu, z którego szedł dym wysoko w niebo. Przejechali
przez wyboisty trakt, wpadli w poślizg na błocie i przeskoczywszy skarpę
pognali w dół, ku lotnisku.
Skorodowany, blaszany hangar wyglądał jak brzydki, opuszczony barak.
Brackenhurst podjechał pod wrota i zatrzymawszy wóz wskazał głową na pas
startowy zamieniony w morze błota.
Nie najlepsza nawierzchnia do startów.
Dla beavera nie ma złych nawierzchni odparł Drummond. Dlatego
tak dobrze sobie radzą w górskich warunkach.
Wyjął kluczyki, otworzył kłódkę i rozchylił szeroko drzwi. Przed nimi
przyczaiła się złoto-czerwona sylwetka samolotu. Patrząc na nią usłyszeli cichy,
wyrazny głos:
Wspaniale, mój przyjacielu. A teraz odsuń się, proszę.
Zza rogu budynku wyłonił się Cheung z granatem w jednej ręce i auto
matycznym pistoletem w drugiej.
Wybierasz siÄ™ gdzieÅ›, Jack?
Taki był nasz ogólny zamiar Drummond niepostrzeżenie wsunął dłoń
do kieszeni kurtki lotniczej i zacisnÄ…Å‚ palce na kolbie Smith-Wessona. O co tu
chodzi?
Zza skrzydła drzwi wyszła Famia i stanęła u boku Cheunga, nieco zabawna
w swetrze Drummonda tak nasiąkniętym wodą, że zwisał jej prawie do kolan.
Niech mnie diabli wezmÄ… mruknÄ…Å‚.
Cheung zaśmiał się łagodnie.
Nikt nigdzie stąd nie wyjedzie, Jack. Tego w planie nie było.
Jednym szybkim szarpnięciem wyciągnął zębami zawleczkę granatu i wrzucił
go do hangaru. W tej samej chwili Drummond wyciÄ…gnÄ…Å‚ rewolwer z kieszeni
i wypalił tak, że kula rozerwała drzwi nad głową Cheunga zmuszając go do
szybkiego odwrotu.
Drummond odwrócił się i zaczął biec. Brackenhurst już sadowił się za
kierownicą i kiedy uruchomił silnik, granat eksplodował. Gorący podmuch
owiał Drummonda i cały hangar zapadł się nagle.
Gdy wskoczył do wozu i zatrzasnął drzwiczki, landrover ruszył na wysokich
obrotach, aż jego koła zmieniły błoto w wodnistą pianę. Cheung wyskoczył
z ukrycia i złożył się do strzału z wprawą wyborowego strzelca. Brackenhurst
skierował samochód w żleb ciągnący się zboczem wzgórza, dając im pewną
osłonę i w chwilę pózniej wybuchł zbiornik beavera.
Mam nadzieję, że piekło pochłonęło tego bękarta! wykrzyknął.
Wypadli z wąwozu na płaską platformę sterczącą z tej strony góry jak półka
i spojrzeli za siebie. Cheung stał niedaleko płonącego hangaru patrząc w ich
stronę, a dziewczyna leżała w błocie twarzą do ziemi, tuż przy nim. .
Drummond nic nie czuł, żadnego bólu ani gniewu. Nie było czasu na
56
rozmyślania o tym co się stało i dlaczego. Od tej pory liczyło się tylko jedno
przeżyć. Tylko to miało jeszcze wartość.
Brackenhurst przystanÄ…Å‚ na brzegu platformy wypatrujÄ…c najbezpieczniej
szej drogi w dół, gdzie leżało miasto, jak rozpostarta na ziemi mapa. Pomimo
silnej ulewy, ulice roiły się od ludzi.
Złe wieści rozchodzą się szybko stwierdził Drummond.
Na placu przed kwaterą panował niemały ruch, zajeżdżały ciężarówki
i parkowały na boku, kierowcy schodzili się w grupki wdając się w żywe
dyskusje.
Nagle gdzieś z chmur dobiegł ich wysoki dzwięk, stłumiony przez deszcz.
Brackenhurst krzyknął wskazując na niebo, skąd w szarości poranka wyłoniła
się para myśliwców lecących obok siebie. Nagle złamały formację i zaczęły
pikować w dół, jak liście opadające z gałęzi drzewa. Prowadzący odrzutowiec
spłynął w dolinę nad rzeką, zbliżając się tak blisko góry, że w pewnej chwili
Drummond rozpoznał czerwone gwiazdy na skrzydłach.
Wielkie nieba, to chińskie MiG-i wrzasnął geolog.
Poniżej w mieście krzyczano na alarm, ludzie przystawali zadzierając
wysoko głowy i kiedy zaczęli uciekać do domów, pierwszy MiG wystrzelił swoje
rakiety ryjąc podwójną bruzdę na placu. Trafił w ciężarówkę przed kwaterą Sher
Dila i huk eksplozji wstrząsnął powietrzem. Ogień i szczątki pojazdu pokryły
tych, którzy w panice szukali rozpaczliwie kryjówek.
Nadleciał drugi MiG i wbił swoje rakiety w dwie inne ciężarówki. Gdy
poderwał się w górę, ten pierwszy właśnie zawracał, by wykonać następny nalot.
Spadł w dół jak huragan, z rakietami wymierzonymi w gęsto upakowane
domostwa i trafił w skład amunicji po drugiej stronie kwatery pułkownika.
Potworny wybuch podniósł wysoko w powietrze słup ognia, przebijający się
przez tumany dymu spowijające powoli miasto i już następny myśliwiec
schodził do akcji.
Ruszajmy Drummond klepnÄ…Å‚ Brackenhursta w ramiÄ™.
Ten odwrócił do niego poszarzałą twarz i spojrzał wytrzeszczonymi oczami.
Tam na dół? Chyba oszalałeś!
Drummond nie wdawał się w słowne utarczki. Wywlókł geologa zza
kierownicy i zajął jego miejsce za kółkiem. Sprowadził wóz zboczem stromego
wzgórza i wjechał na równinę, gdzie otoczył ich dym tak gęsty, że przez jakiś czas
jechali na oślep, gwahownymi skrętami wymijając wyłaniające się nagle ruiny na
pół zburzonych domostw. Przeskakując rumowiska kamieni i drewnianych
belek kierowali się w stronę głównego placu.
Z kłębiącej się ciemności wypadła żywa pochodnia. Płonący człowiek
w ubraniu nasiąkniętym paliwem przebiegł przed nimi znikając gdzieś nad
rzeką. Ktoś inny lamentował nad trawionym przez ogień dobytkiem i wtedy
zaczęła eksplodować amunicja.
Landrover zachrzęścił na czarnym, zwęglonym trupie leżącym w poprzek
ulicy i Drummond zahamował gwałtownie. Lament ustał, a cisza jakby
pogłębiła się przez trzeszczące płomienie. Z tej strony placu nie ocalał prawie
żaden budynek, jedno skrzydło kwatery Sher Dila było już tylko kupą gruzu.
Gdy zeskoczył na ziemię, z wyjścia wytoczył się Hamid w mundurze tlącym
57
się w kilku miejscach i, łapczywie chwytając powietrze, oparł się o ścianę na
szczycie schodów. Drummond wbiegł na górę i chwycił go w chwili, gdy już
zwalał się z nóg.
Już dobrze, zajmę się tobą. Co z Khanem?
Hamid mechanicznie starł krew z lewego policzka.
Nie wiem. Jest gdzieś w środku. To miejsce to istne piekło.
Brackenhurst wbiegał po schodach, by przyłączyć się do nich, gdy od strony
doliny znów nadleciały MiG-i. Chwyciwszy Hamida pomiędzy siebie wywlekli
go przez drzwi i kiedy padli na posadzkę, kanonada pocisków przetoczyła się po
placu, pryskając odłamkami nawierzchni po szybach okien.
Drummond leżąc przyciskał się do ściany czekając, aż ziemia przestanie
drżeć. W środku sali rozciągnięci na podłogze leżeli twarzami w dół dwaj
żołnierze. Geolog przykucnął w dalszym kącie i patrzył przerażonymi oczami.
Ogień ustał tak szybko jak się zaczął i MiG-i zniknęły w oddali zostawiając
po sobie dym, ogień i zrujnowane miasto. Drummond podniósł się i pomógł
wstać Hamidowi. Zbliżył się do nich Brackenhurst, a kiedy odezwał się, głos
drżał mu lekko.
Musimy wynosić się stąd, Drummond. Musimy uciekać.
Drummond nie zwrócił na niego uwagi i spojrzał na Hindusa, który opierał
się o ścianę, potrząsając głową jak ranny bawół. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
budynkiem, który wyglądał jak barak, a był kwaterą główną Sher Dila.
55
Panował tam już ruch i kiedy Khan wysiadał, pułkownik z Hamidem u boku
zszedł schodami, by go przywitać. Patham spojrzał pytająco na Drummon-
da i ten skierował kciuk ku ziemi. Chwilę pózniej Brackenhurst odjechał
szybko.
Za miastem stało kilka namiotów, a przy nich stado ciężkich górskich owiec
zbitych w gromadę przy ogniu, z którego szedł dym wysoko w niebo. Przejechali
przez wyboisty trakt, wpadli w poślizg na błocie i przeskoczywszy skarpę
pognali w dół, ku lotnisku.
Skorodowany, blaszany hangar wyglądał jak brzydki, opuszczony barak.
Brackenhurst podjechał pod wrota i zatrzymawszy wóz wskazał głową na pas
startowy zamieniony w morze błota.
Nie najlepsza nawierzchnia do startów.
Dla beavera nie ma złych nawierzchni odparł Drummond. Dlatego
tak dobrze sobie radzą w górskich warunkach.
Wyjął kluczyki, otworzył kłódkę i rozchylił szeroko drzwi. Przed nimi
przyczaiła się złoto-czerwona sylwetka samolotu. Patrząc na nią usłyszeli cichy,
wyrazny głos:
Wspaniale, mój przyjacielu. A teraz odsuń się, proszę.
Zza rogu budynku wyłonił się Cheung z granatem w jednej ręce i auto
matycznym pistoletem w drugiej.
Wybierasz siÄ™ gdzieÅ›, Jack?
Taki był nasz ogólny zamiar Drummond niepostrzeżenie wsunął dłoń
do kieszeni kurtki lotniczej i zacisnÄ…Å‚ palce na kolbie Smith-Wessona. O co tu
chodzi?
Zza skrzydła drzwi wyszła Famia i stanęła u boku Cheunga, nieco zabawna
w swetrze Drummonda tak nasiąkniętym wodą, że zwisał jej prawie do kolan.
Niech mnie diabli wezmÄ… mruknÄ…Å‚.
Cheung zaśmiał się łagodnie.
Nikt nigdzie stąd nie wyjedzie, Jack. Tego w planie nie było.
Jednym szybkim szarpnięciem wyciągnął zębami zawleczkę granatu i wrzucił
go do hangaru. W tej samej chwili Drummond wyciÄ…gnÄ…Å‚ rewolwer z kieszeni
i wypalił tak, że kula rozerwała drzwi nad głową Cheunga zmuszając go do
szybkiego odwrotu.
Drummond odwrócił się i zaczął biec. Brackenhurst już sadowił się za
kierownicą i kiedy uruchomił silnik, granat eksplodował. Gorący podmuch
owiał Drummonda i cały hangar zapadł się nagle.
Gdy wskoczył do wozu i zatrzasnął drzwiczki, landrover ruszył na wysokich
obrotach, aż jego koła zmieniły błoto w wodnistą pianę. Cheung wyskoczył
z ukrycia i złożył się do strzału z wprawą wyborowego strzelca. Brackenhurst
skierował samochód w żleb ciągnący się zboczem wzgórza, dając im pewną
osłonę i w chwilę pózniej wybuchł zbiornik beavera.
Mam nadzieję, że piekło pochłonęło tego bękarta! wykrzyknął.
Wypadli z wąwozu na płaską platformę sterczącą z tej strony góry jak półka
i spojrzeli za siebie. Cheung stał niedaleko płonącego hangaru patrząc w ich
stronę, a dziewczyna leżała w błocie twarzą do ziemi, tuż przy nim. .
Drummond nic nie czuł, żadnego bólu ani gniewu. Nie było czasu na
56
rozmyślania o tym co się stało i dlaczego. Od tej pory liczyło się tylko jedno
przeżyć. Tylko to miało jeszcze wartość.
Brackenhurst przystanÄ…Å‚ na brzegu platformy wypatrujÄ…c najbezpieczniej
szej drogi w dół, gdzie leżało miasto, jak rozpostarta na ziemi mapa. Pomimo
silnej ulewy, ulice roiły się od ludzi.
Złe wieści rozchodzą się szybko stwierdził Drummond.
Na placu przed kwaterą panował niemały ruch, zajeżdżały ciężarówki
i parkowały na boku, kierowcy schodzili się w grupki wdając się w żywe
dyskusje.
Nagle gdzieś z chmur dobiegł ich wysoki dzwięk, stłumiony przez deszcz.
Brackenhurst krzyknął wskazując na niebo, skąd w szarości poranka wyłoniła
się para myśliwców lecących obok siebie. Nagle złamały formację i zaczęły
pikować w dół, jak liście opadające z gałęzi drzewa. Prowadzący odrzutowiec
spłynął w dolinę nad rzeką, zbliżając się tak blisko góry, że w pewnej chwili
Drummond rozpoznał czerwone gwiazdy na skrzydłach.
Wielkie nieba, to chińskie MiG-i wrzasnął geolog.
Poniżej w mieście krzyczano na alarm, ludzie przystawali zadzierając
wysoko głowy i kiedy zaczęli uciekać do domów, pierwszy MiG wystrzelił swoje
rakiety ryjąc podwójną bruzdę na placu. Trafił w ciężarówkę przed kwaterą Sher
Dila i huk eksplozji wstrząsnął powietrzem. Ogień i szczątki pojazdu pokryły
tych, którzy w panice szukali rozpaczliwie kryjówek.
Nadleciał drugi MiG i wbił swoje rakiety w dwie inne ciężarówki. Gdy
poderwał się w górę, ten pierwszy właśnie zawracał, by wykonać następny nalot.
Spadł w dół jak huragan, z rakietami wymierzonymi w gęsto upakowane
domostwa i trafił w skład amunicji po drugiej stronie kwatery pułkownika.
Potworny wybuch podniósł wysoko w powietrze słup ognia, przebijający się
przez tumany dymu spowijające powoli miasto i już następny myśliwiec
schodził do akcji.
Ruszajmy Drummond klepnÄ…Å‚ Brackenhursta w ramiÄ™.
Ten odwrócił do niego poszarzałą twarz i spojrzał wytrzeszczonymi oczami.
Tam na dół? Chyba oszalałeś!
Drummond nie wdawał się w słowne utarczki. Wywlókł geologa zza
kierownicy i zajął jego miejsce za kółkiem. Sprowadził wóz zboczem stromego
wzgórza i wjechał na równinę, gdzie otoczył ich dym tak gęsty, że przez jakiś czas
jechali na oślep, gwahownymi skrętami wymijając wyłaniające się nagle ruiny na
pół zburzonych domostw. Przeskakując rumowiska kamieni i drewnianych
belek kierowali się w stronę głównego placu.
Z kłębiącej się ciemności wypadła żywa pochodnia. Płonący człowiek
w ubraniu nasiąkniętym paliwem przebiegł przed nimi znikając gdzieś nad
rzeką. Ktoś inny lamentował nad trawionym przez ogień dobytkiem i wtedy
zaczęła eksplodować amunicja.
Landrover zachrzęścił na czarnym, zwęglonym trupie leżącym w poprzek
ulicy i Drummond zahamował gwałtownie. Lament ustał, a cisza jakby
pogłębiła się przez trzeszczące płomienie. Z tej strony placu nie ocalał prawie
żaden budynek, jedno skrzydło kwatery Sher Dila było już tylko kupą gruzu.
Gdy zeskoczył na ziemię, z wyjścia wytoczył się Hamid w mundurze tlącym
57
się w kilku miejscach i, łapczywie chwytając powietrze, oparł się o ścianę na
szczycie schodów. Drummond wbiegł na górę i chwycił go w chwili, gdy już
zwalał się z nóg.
Już dobrze, zajmę się tobą. Co z Khanem?
Hamid mechanicznie starł krew z lewego policzka.
Nie wiem. Jest gdzieś w środku. To miejsce to istne piekło.
Brackenhurst wbiegał po schodach, by przyłączyć się do nich, gdy od strony
doliny znów nadleciały MiG-i. Chwyciwszy Hamida pomiędzy siebie wywlekli
go przez drzwi i kiedy padli na posadzkę, kanonada pocisków przetoczyła się po
placu, pryskając odłamkami nawierzchni po szybach okien.
Drummond leżąc przyciskał się do ściany czekając, aż ziemia przestanie
drżeć. W środku sali rozciągnięci na podłogze leżeli twarzami w dół dwaj
żołnierze. Geolog przykucnął w dalszym kącie i patrzył przerażonymi oczami.
Ogień ustał tak szybko jak się zaczął i MiG-i zniknęły w oddali zostawiając
po sobie dym, ogień i zrujnowane miasto. Drummond podniósł się i pomógł
wstać Hamidowi. Zbliżył się do nich Brackenhurst, a kiedy odezwał się, głos
drżał mu lekko.
Musimy wynosić się stąd, Drummond. Musimy uciekać.
Drummond nie zwrócił na niego uwagi i spojrzał na Hindusa, który opierał
się o ścianę, potrząsając głową jak ranny bawół. [ Pobierz całość w formacie PDF ]