[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pewnym sensie jest geniuszem. Ale mówi się, że ludzie genialni stoją bardzo
blisko granicy szaleństwa i mogą przekroczyć ją w każdej chwili. Zawsze lubił
komplikacje. Prosty przypadek nie był dla niego dość dobry. Nie, sprawa
musiała być zagmatwana. Stracił kontakt z rzeczywistością. Gra we własną
grę. Zupełnie jak starsza dama układająca pasjansa. Jeśli jej nie wychodzi,
oszukuje. Tyle że z nim jest odwrotnie. Jeśli wszystko układa się zbyt łatwo,
oszukuje, by to skomplikować. Tak właśnie to widzę.
Trudno mi było coś na to odpowiedzieć. Sam uważałem, że Poirot jest
nieobliczalny. A ponieważ byłem bardzo przywiązany do mojego małego,
dziwnego przyjaciela, martwiło mnie to bardziej, niż mógłbym wyrazić.
W tej ponurej ciszy do pokoju wkroczył Poirot.
Był, jak z radością zauważyłem, zupełnie spokojny.
Ostrożnie ściągnął kapelusz i razem z laską umieścił go na stole, po czym
usiadł na swoim ulubionym krześle.
 Więc jest pan, drogi inspektorze. Cieszę się. Przez cały czas myślałem o
tym, że muszę się z panem jak najprędzej zobaczyć.
Japp spojrzał na niego bez słowa. Wiedział, że to jedynie początek. Czekał
na wytłumaczenie.
Mój przyjaciel przystąpił do tego powoli i rozważnie.
 Écoutez, Japp. MyliliÅ›my siÄ™. ZupeÅ‚nie siÄ™ myliliÅ›my. Przykro to wyznać,
lecz popełniliśmy błąd.
 Wszystko się zgadza  odparł z pewnością w głosie Japp.
 Ależ nic się nie zgadza. To godne pożałowania. To mnie do głębi
zasmuca.
 Niepotrzebnie żałuje pan tego młodego człowieka. Zasługuje na
wszystko, co go czeka.
 Nie żal mi jego, lecz& pana.
 Mnie? O mnie nie musi się pan martwić.
 Ale siÄ™ martwiÄ™. Kto pana pchnÄ…Å‚ na tÄ™ drogÄ™? Herkules Poirot. Mais
oui, to ja naprowadziłem pana na trop. Skierowałem pańską uwagę na
Carlottę Adams, wspomniałem panu o liście do Ameryki. To ja wskazałem
panu każdy krok!
 I tak bym to odkrył  odparł chłodno Japp.  Odrobinę mnie pan
wyprzedził, to wszystko.
 Cela ce peut. Lecz to mnie nie uspokaja. Jeśli pański prestiż ucierpi
bądz& przepadnie dlatego, że słuchał pan moich małych pomysłów, będę się
bardzo obwiniał.
Japp wydawał się rozbawiony. Myślę, że przypisywał Poirotowi niezbyt
szlachetne pobudki. Uważał, że detektyw zazdrości mu zaszczytu
wynikajÄ…cego z udanego rozwiÄ…zania sprawy.
 Wszystko w porządku  powiedział.  Nie zapomnę powiadomić
wszystkich, że zawdzięczam panu co nieco w doprowadzeniu śledztwa do
końca.
MrugnÄ…Å‚ do mnie.
 Och! Ależ wcale nie o to chodzi. Nie chcę zaszczytów. Co więcej, powiem
panu, że ich nie będzie. Szykuje pan sobie zupełne fiasko, a sprawcą tego
jestem ja, Herkules Poirot.
Inspektor, patrząc na ogromnie zasmuconą twarz małego Belga, raptem
wybuchnął gromkim śmiechem. Detektyw wydawał się urażony.
 Przepraszam, Poirot.  Japp otarł oczy.  Ale naprawdę wyglądał pan
jak kurczak rażony gromem w czasie burzy. Dobrze, zapomnijmy o tym.
Chętnie podzielę się z panem zasługami albo winą. Będzie wiele hałasu, tu
ma pan rację. Cóż, zamierzam zrobić wszystko, aby wydano wyrok
skazujący. Być może sprytny adwokat doprowadzi do uniewinnienia jego
lordowskiej mości& Nigdy nie wiadomo, jak zachowają się przysięgli. Jednak
nawet to nie wyrządzi mi szkody. Wiadomo będzie, że złapaliśmy właściwego
człowieka, nawet jeśli nie zostanie skazany. A jeżeli przypadkiem pokojówka
wpadnie w histerię i wyzna, że ona to zrobiła& cóż, przełknę tę gorzką
pigułkę i nie będę narzekał, że zaprowadził mnie pan na manowce. To jest
zupełnie jasne.
Poirot wpatrywał się w niego ze smutkiem.
 Jest pan tak pewny siebie& zawsze tak pewny! Nigdy nie przystanie
pan na chwilę, by zadać sobie pytanie: Czy tak się rzeczywiście stało? Nie
wątpi pan& ani nie zastanawia się. Nigdy nie pomyśli pan: To za proste!
 A żeby pan wiedział, że tego nie robię. I tu właśnie pan, proszę mi
wybaczyć, za każdym razem się potyka. Dlaczego rzeczy nie mają być proste?
Co złego w tym, że coś jest proste?
Poirot spojrzał na niego, westchnął, zaczął podnosić w górę ramiona, a
potem potrząsnął głową.
 C est fini! Nie powiem już ani słowa.
 Wspaniale  rzucił serdecznie Japp.  Przejdzmy teraz do sedna. Chce
pan usłyszeć, co robiłem?
 Oczywiście.
 No więc widziałem się z panienką Geraldine. Jej wersja pokrywała się
dokładnie z wersją jego lordowskiej mości. Może siedzą w tym oboje, choć nie
sądzę. Według mnie oszukał ją& zresztą jest w nim po uszy zadurzona.
Ogromnie się przejęła, kiedy się dowiedziała, że został aresztowany.
 Doprawdy? A sekretarka, panna Carroll?
 Nie była zbyt zdziwiona, jak sądzę. Choć to tylko moje przypuszczenie.
 A co z perłami?  spytałem.  Czy ta część historii jest prawdziwa?
 Absolutnie. Odebrał pieniądze wczesnym rankiem następnego dnia, lecz
to nie podważa głównej tezy. Według mnie wpadł na cały pomysł, kiedy
spotkał w operze kuzynkę. Ułożył sobie wszystko w mgnieniu oka. Był
zdesperowany, a tu widział jakieś wyjście. Pewnie już wcześniej rozważał coś
w tym stylu, dlatego miał przy sobie klucz. Nie wierzę, że nagle go znalazł. W
czasie rozmowy z kuzynką uświadamia sobie, że wciągając ją w grę, zyskuje
dodatkowe zabezpieczenie. Gra na jej uczuciach, napomyka o perłach, ona
daje się nabrać i wychodzą razem. Jak tylko ona wchodzi do domu, idzie za
nią i kieruje się do biblioteki. Może lord przysnął w fotelu. W ciągu dwóch
sekund załatwia sprawę i wychodzi. Liczył, że dziewczyna zastanie go, jak
spaceruje tam i z powrotem koło taksówki. Sądził, że taksówkarz nie
zauważy, jak wchodzi do domu. Miało to wyglądać tak, jakby cały czas
chodził po chodniku, paląc papierosa i czekając na dziewczynę. Niech pan
pamięta, że taksówkarz siedział tyłem do niego.
Oczywiście, następnego ranka musiał zastawić perły i nadal udawać, że
potrzebuje pieniędzy. Potem, dowiadując się o morderstwie, musiał
zastraszyć dziewczynę, żeby zataiła ich pobyt na Regent Gate. Mieli twierdzić,
że przerwę spędzili razem w operze.
 Więc dlaczego tak nie zrobili?  spytał ostro Poirot.
Japp wzruszył ramionami.
 Zmienił zdanie albo uznał, że ona sobie nie poradzi. Jest nerwowa.
 Tak  powiedział Poirot, zamyślony.  Jest nerwowa.
Po kilku chwilach zapytał:
 Nie dziwi pana, że kapitanowi Marshowi łatwiej i prościej byłoby
opuścić operę samotnie? Wejść po cichu, otworzywszy drzwi własnym
kluczem, zabić wuja i wrócić do Covent Garden? Zamiast kazać
taksówkarzowi czekać przed domem i bać się, że nerwowa dziewczyna w
każdej chwili może zejść po schodach, stracić głowę i wydać go?
Japp wyszczerzył zęby.
 Tak postąpiłby pan czy ja. Ale my jesteśmy ciut sprytniejsi od kapitana
Ronalda Marsha.
 Nie jestem tego taki pewien. Według mnie jest bardzo inteligentny.
 Lecz nie tak bardzo, jak Herkules Poirot! Jestem pewien, że sam pan to
przyzna!  roześmiał się Japp.
Poirot spojrzał na niego zimno.
 Jeśli nie jest winny, dlaczego namówił na ten karkołomny wyczyn
pannę Adams?  mówił dalej Japp.  Może być tylko jeden powód całej
maskarady: ochrona rzeczywistego zabójcy.
 W tym punkcie zupełnie się z panem zgadzam.
 Cóż, cieszy mnie, że w czymkolwiek się zgadzamy.
 Może to rzeczywiście on rozmawiał z panną Adams  zastanawiał się
Poirot.  Chyba że naprawdę& nie, to głupota.
Potem, kierując nagłe spojrzenie na Jappa, rzucił mu szybkie pytanie:
 Jak pan wyjaśnia jej śmierć?  Japp odchrząknął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl