[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tasha przytaknęła z poważnym wyrazem twarzy.
- Ale oni by tego nie zrobili - wyjaśniła. - To znaczy, nie zabiliby go. To po prostu
banda narwańców, którzy myślą, że są nie wiadomo kim.
Oboje z Douglasem spojrzeliśmy na nią tępym wzrokiem. Widocznie rzecz z
mieszkańcami Chicago nie sprowadza się do tego, że mówią hello zamiast hej . Posługują
się po prostu innym językiem.
- Trzęśli szkołą - wyjaśniła Tasha.
- Och - mruknęłam ze zrozumieniem. Douglas wyglądał na bardziej zmieszanego niż
ja.
- Trzymali się Nate'a tylko z powodu taty - ciągnęła Tasha. - Wiecie. Bloczki z
receptami itd. Oxy daje weekend na haju.
Skinęłam głową, jakbym wiedziała, o czym mówi.
- Ale Nate'owi to imponowało. Starałam się go przekonać, że te typy tylko go
wykorzystują, ale mnie nie słuchał. Na szczęście tata wszystko odkrył. Nate był zawsze
dobrym uczniem, więc kiedy jego oceny poleciały... - Przeniosła wzrok na plakat z Władcy
Pierścieni na ścianie, ale było jasne, że go nie widzi. Widziała zupełnie co innego. - Tata był
taki wściekły - podjęła po chwili - że zabrał nas ze szkoły. Następnego dnia znalazł pracę
tutaj. Przenieśliśmy się w tym samym tygodniu.
Byłam w stanie zrozumieć punkt widzenia doktora Thompkinsa. Moja rodzina boryka
się z różnymi problemami, ale narkotyki do nich nie należą.
- Chyba rozumiem - powiedziałam. - Ci narwańcy dopadli go, bo przestał im dawać
bloczki z receptami.
Tasha potrząsnęła głową, zakłopotana.
- Nie wiem - odparła. - To zli chłopcy, ale nie byli mormordercami.
Zastanowiłam się przez chwilę.
- A ten znak? - spytałam.
Douglas wykonał dłonią gest podrzynania gardła. Za pózno.
- Jaki znak? - zdziwiła się Tasha.
Palnęłam gafę. Tasha nie wiedziała. Nie znała szczegółów śmierci brata.
- Nic takiego - powiedziałam. Tylko... eee... w mieście pojawiło się jakieś graffiti i
niektórzy ludzie sądzili, że to może być znak gangu.
- Myślicie, że mój brat był w gangu?
Douglas oparł czoło na dłoni, jakby nie mógł patrzeć na to, co się dzieje.
- Cóż - wydusiłam. Nie mogłam jej, rzecz jasna, powiedzieć prawdy. O symbolu
wyciętym na piersi Nate'a. - To tylko plotka.
Tasha rzuciła mi twarde spojrzenie.
- Był czarny - powiedziała ostro. - Dlatego ludzie uznali, że Nate należał do gangu i
wypisywał jakieś znaki.
- Niezupełnie - odparłam, wpatrując się rozpaczliwie w Douglasa. - Przecież sama
mówiłaś, że spotykał się z jakimiś ciemnymi typami...
- Fakt - powiedziała Tasha, wstając. Jak niemal wszyscy ludzie na świecie, górowała
nade mną wzrostem. - Ale te ciemne typy były przypadkiem w większości białe. Nie
przenieśliśmy się tutaj, jak wam się zdaje, z getta.
- Nigdy nic takiego nie twierdziłam - rzekłam pojednawczo. - Mówiłam tylko, że to
dziwne, że ten znak pojawił się w mieście, kiedy wy się tu przeprowadziliście, i
zastanawiałam się, czy...
- Czy nie sprowadziliśmy ciemnych typów z wielkiego złego miasta? - Sięgnęła po
płaszcz, który leżał na łóżku obok niej. - Policja zadawała nam te same pytania. Chcą wierzyć
w tę samą wersję co wy. Ze mój brat zasługiwał na śmierć ze względu na to, z kim się
spotykał. Cóż, mam nowinę dla gliniarzy i dla ciebie, Jessico. To nie jakiś uliczny gang z
wielkiego miasta zabił mojego brata. To był morderca miejscowego chowu.
Z tymi słowy wyszła z pokoju. Dopiero kiedy rozległ się trzask zamykanych drzwi,
Douglas zaczął klaskać.
- Brawo, siostro. Czy zastanawiałaś się kiedyś nad karierą w korpusie
dyplomatycznym?
Opadłam na to miejsce na jego łóżku, które właśnie zwolniła Tasha.
- Daj spokój - mruknęłam ponuro.
- Nie martw się - powiedział Douglas. - Dojdzie do siebie. W końcu tylko straciła
brata.
- Taa, a ja okazałam się naprawdę pomocna, sugerując, że był gangsterem, który sam
się prosił o to, co go spotkało.
- Nie sugerowałaś niczego podobnego - stwierdził Douglas. - A ja pytałem ją o to
samo, kiedy weszłaś.
- Ale przy tobie się nie wściekła.
- Dlaczego miałaby się wściec? Biorąc pod uwagę mój czar osobisty - odparł
nonszalancko.
Zauważyłam jednak na jego policzkach lekki rumieniec, którego jeszcze przed chwilą
nie było.
- Douglas? - mruknęłam, prostując się na łóżku.
- Co?
- Ona ci się podoba. Przyznaj się.
- Oczywiście, że mi się podoba. - Odwrócił się do komputera i zaczął stukać w
klawisze. - Jest bardzo miła.
- To coś więcej - stwierdziłam. - Ty się w niej durzysz. Douglas przestał stukać.
Odwrócił się na krześle i burknął:
- Jeśli komuś o tym powiesz, zabiję cię.
- Komu miałabym powiedzieć? - Przewróciłam oczami. - Dlaczego jej gdzieś nie
zaprosisz?
- Chociażby z tego powodu - odparł - że przez ciebie ona teraz nienawidzi
wszystkiego, co się ze mną wiąże.
- Powiedziałeś, że jej przejdzie!
- Powiedziałem to tylko dlatego, żebyś poczuła się lepiej. Zrozum. Wszystko zepsułaś. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
Tasha przytaknęła z poważnym wyrazem twarzy.
- Ale oni by tego nie zrobili - wyjaśniła. - To znaczy, nie zabiliby go. To po prostu
banda narwańców, którzy myślą, że są nie wiadomo kim.
Oboje z Douglasem spojrzeliśmy na nią tępym wzrokiem. Widocznie rzecz z
mieszkańcami Chicago nie sprowadza się do tego, że mówią hello zamiast hej . Posługują
się po prostu innym językiem.
- Trzęśli szkołą - wyjaśniła Tasha.
- Och - mruknęłam ze zrozumieniem. Douglas wyglądał na bardziej zmieszanego niż
ja.
- Trzymali się Nate'a tylko z powodu taty - ciągnęła Tasha. - Wiecie. Bloczki z
receptami itd. Oxy daje weekend na haju.
Skinęłam głową, jakbym wiedziała, o czym mówi.
- Ale Nate'owi to imponowało. Starałam się go przekonać, że te typy tylko go
wykorzystują, ale mnie nie słuchał. Na szczęście tata wszystko odkrył. Nate był zawsze
dobrym uczniem, więc kiedy jego oceny poleciały... - Przeniosła wzrok na plakat z Władcy
Pierścieni na ścianie, ale było jasne, że go nie widzi. Widziała zupełnie co innego. - Tata był
taki wściekły - podjęła po chwili - że zabrał nas ze szkoły. Następnego dnia znalazł pracę
tutaj. Przenieśliśmy się w tym samym tygodniu.
Byłam w stanie zrozumieć punkt widzenia doktora Thompkinsa. Moja rodzina boryka
się z różnymi problemami, ale narkotyki do nich nie należą.
- Chyba rozumiem - powiedziałam. - Ci narwańcy dopadli go, bo przestał im dawać
bloczki z receptami.
Tasha potrząsnęła głową, zakłopotana.
- Nie wiem - odparła. - To zli chłopcy, ale nie byli mormordercami.
Zastanowiłam się przez chwilę.
- A ten znak? - spytałam.
Douglas wykonał dłonią gest podrzynania gardła. Za pózno.
- Jaki znak? - zdziwiła się Tasha.
Palnęłam gafę. Tasha nie wiedziała. Nie znała szczegółów śmierci brata.
- Nic takiego - powiedziałam. Tylko... eee... w mieście pojawiło się jakieś graffiti i
niektórzy ludzie sądzili, że to może być znak gangu.
- Myślicie, że mój brat był w gangu?
Douglas oparł czoło na dłoni, jakby nie mógł patrzeć na to, co się dzieje.
- Cóż - wydusiłam. Nie mogłam jej, rzecz jasna, powiedzieć prawdy. O symbolu
wyciętym na piersi Nate'a. - To tylko plotka.
Tasha rzuciła mi twarde spojrzenie.
- Był czarny - powiedziała ostro. - Dlatego ludzie uznali, że Nate należał do gangu i
wypisywał jakieś znaki.
- Niezupełnie - odparłam, wpatrując się rozpaczliwie w Douglasa. - Przecież sama
mówiłaś, że spotykał się z jakimiś ciemnymi typami...
- Fakt - powiedziała Tasha, wstając. Jak niemal wszyscy ludzie na świecie, górowała
nade mną wzrostem. - Ale te ciemne typy były przypadkiem w większości białe. Nie
przenieśliśmy się tutaj, jak wam się zdaje, z getta.
- Nigdy nic takiego nie twierdziłam - rzekłam pojednawczo. - Mówiłam tylko, że to
dziwne, że ten znak pojawił się w mieście, kiedy wy się tu przeprowadziliście, i
zastanawiałam się, czy...
- Czy nie sprowadziliśmy ciemnych typów z wielkiego złego miasta? - Sięgnęła po
płaszcz, który leżał na łóżku obok niej. - Policja zadawała nam te same pytania. Chcą wierzyć
w tę samą wersję co wy. Ze mój brat zasługiwał na śmierć ze względu na to, z kim się
spotykał. Cóż, mam nowinę dla gliniarzy i dla ciebie, Jessico. To nie jakiś uliczny gang z
wielkiego miasta zabił mojego brata. To był morderca miejscowego chowu.
Z tymi słowy wyszła z pokoju. Dopiero kiedy rozległ się trzask zamykanych drzwi,
Douglas zaczął klaskać.
- Brawo, siostro. Czy zastanawiałaś się kiedyś nad karierą w korpusie
dyplomatycznym?
Opadłam na to miejsce na jego łóżku, które właśnie zwolniła Tasha.
- Daj spokój - mruknęłam ponuro.
- Nie martw się - powiedział Douglas. - Dojdzie do siebie. W końcu tylko straciła
brata.
- Taa, a ja okazałam się naprawdę pomocna, sugerując, że był gangsterem, który sam
się prosił o to, co go spotkało.
- Nie sugerowałaś niczego podobnego - stwierdził Douglas. - A ja pytałem ją o to
samo, kiedy weszłaś.
- Ale przy tobie się nie wściekła.
- Dlaczego miałaby się wściec? Biorąc pod uwagę mój czar osobisty - odparł
nonszalancko.
Zauważyłam jednak na jego policzkach lekki rumieniec, którego jeszcze przed chwilą
nie było.
- Douglas? - mruknęłam, prostując się na łóżku.
- Co?
- Ona ci się podoba. Przyznaj się.
- Oczywiście, że mi się podoba. - Odwrócił się do komputera i zaczął stukać w
klawisze. - Jest bardzo miła.
- To coś więcej - stwierdziłam. - Ty się w niej durzysz. Douglas przestał stukać.
Odwrócił się na krześle i burknął:
- Jeśli komuś o tym powiesz, zabiję cię.
- Komu miałabym powiedzieć? - Przewróciłam oczami. - Dlaczego jej gdzieś nie
zaprosisz?
- Chociażby z tego powodu - odparł - że przez ciebie ona teraz nienawidzi
wszystkiego, co się ze mną wiąże.
- Powiedziałeś, że jej przejdzie!
- Powiedziałem to tylko dlatego, żebyś poczuła się lepiej. Zrozum. Wszystko zepsułaś. [ Pobierz całość w formacie PDF ]