[ Pobierz całość w formacie PDF ]
układania co rano. To by mnie chyba zabiło.
Claire siedziała na ganku domu, sprzed którego autobus zabiera dzieciaki do szkoły. W naszym
miasteczku nikomu nie przeszkadza, że ktoś siedzi na ganku jego domu, czekając na autobus.
Claire gryzła jabłko i czytała coś, co wyglądało na skrypt. Claire, uczennica najstarszej klasy,
była niekwestionowaną gwiazdą szkolnego klubu dramatycznego. Jej rude włosy lśniły w
porannym słońcu, z pewnością świeżo umyte i ułożone za pomocą suszarki.
Nie zwracając uwagi na pętaków z pierwszej klasy ani na nie posiadających samochodów
wyrzutków społeczeństwa zebranych na chodniku, zwróciłam się do Claire:
- Cześć!
Zerknęła na mnie, mrużąc oczy w słońcu. Przełknęła i odparła:
- Och, cześć, Jess. Co ty tutaj robisz?
- Nic takiego - powiedziałam, siadając stopień niżej. - Ruth musiała wcześniej wyjechać, i tyle. -
Modliłam się, żeby Ruth za chwilę nie przejechała tędy, a jeśli już, to żeby przynajmniej nie
trąbiła.
- Hmm - mruknęła Claire. Spojrzała z podziwem na moje nogi. - Masz piękną opaleniznę. Gdzie
się tak opaliłaś?
Claire Lippman ma obsesję na punkcie opalenizny. Właśnie z powodu tej obsesji mój brat, Mike,
popadł z kolei w obsesję na punkcie Claire. Latem całymi dniami opalała się na dachu swojego
domu... chyba że ktoś zawoził ją do kamieniołomów. Kąpiel w kamieniołomach jest, naturalnie,
wzbroniona. Dlatego wszyscy tam jeżdżą kąpać się i opalać. Claire Lippman też. Przy jasnej
karnacji musiała wystawiać się na słońce przez całe lato, żeby nabrać choć odrobinę
ciemniejszego odcienia. Czułam się przy niej trochę jak Pocahontas. Pocahontas w towarzystwie
Małej Syrenki.
- Pracowałam jako wychowawczyni na obozie - wyjaśniłam. - A potem z Ruth spędziłyśmy dwa
tygodnie na wydmach, nad jeziorem Michigan.
- Masz szczęście - westchnęła smutno Claire. - Ja całe lato musiałam siedzieć w
kamieniołomach.
Zadowolona, że temat sam się zgrabnie nawinął, zaczęłam:
- A tak, właśnie. Pewnie byłaś tam tego dnia, kiedy zginęła Amber...
Jednak nie dane mi było skończyć. Przy przystanku zatrzymał się czerwony trans am i wychylił
się z niego brat Ruth, Skip, wrzeszcząc:
-Jess! Hej, Jess! Co ty tu robisz? Znowu się pokłóciłyście z Ruth?
Wszyscy, którzy czekali na autobus, odwrócili się jak na komendę. Nie ma, co, uwielbiam takie
sytuacje. Banda czternastoletnich chłopaków gapiących się we mnie jak sroka w gnat.
Nie miałam wyboru, musiałam coś powiedzieć.
- Nie, nie pokłóciłyśmy się z Ruth. Po prostu miałam dzisiaj ochotę przejechać się
autobusem.
Chyba się jeszcze nie zdarzyło w historii przystanku autobusowego, żeby ktoś wymyślił równie
głupią odpowiedz.
- Nie żartuj! - zawołał Skip. - Wsiadaj. Podwiozę cię. Wszystkie przygłupy, które przed
chwilą przeniosły wzrok na Skipa, znów spojrzały na mnie. Tym razem wyczekująco.
- Hm - mruknęłam, czując, że się czerwienię. - Nie, dziękuję, Skip. Rozmawiam z Claire.
- Claire też może jechać. Chodzcie. Claire już zbierała książki. -Wspaniale! - pisnęła. -
Dziękuję!
Niechętnie poszłam za nią. Zupełnie nie tak to sobie zaplanowałam.
- Chodz, Claire - mówił Skip, kiedy podeszłam do samochodu. - Możesz usiąść na
tylnym...
Claire, smukła jak wierzba i wysoka jak żyrafa, zawahała się, spoglądając na zagracone wnętrze
samochodu. Westchnąwszy, powiedziałam:
-Ja usiądę z tyłu.
Kiedy wtłoczyłam się w mroczną głąb tylnego siedzenia trans arna, Claire opuściła fotel dla
pasażera i usadowiła się wygodnie.
-Jak to miło z twojej strony, Skip - powiedziała, przeglądając się w lusterku. - Bardzo dziękuję.
Autobus jest w porządku, ale wiesz, samochodem dużo wygodniej.
- Wiem - przytaknął Skip, zapinając pasy. - Jak ci tam z tyłu? - zapytał.
- Dobrze - odparłam. Chciałam skierować rozmowę z powrotem na kamieniołomy. Ale jak?
Skip wrzucił bieg i ruszyliśmy, zostawiając pospólstwo w chmurze pyłu. To mi się nawet
podobało.
- A więc - odezwał się Skip - jak się panie czują dziś rano? Rozumiecie? Na tym polega
problem ze Skipem. Potrafi powiedzieć: Jak się panie czują dziś rano?" albo coś w tym stylu.
Czy można takiego traktować poważnie? Nawet nie jest brzydki: pulchnawy blondyn w
okularach, bardzo podobny do Ruth. Tyle że, oczywiście, Skip nie ma biustu.
Ale i tak, mimo trans arna, nie jest wymarzonym materiałem na chłopaka. A na mojego chłopaka
to już na pewno nie.
Na swoje nieszczęście jeszcze na to nie wpadł.
- Doskonale - powiedziała Claire. - A ty, Jess?
- W porządku - odparłam z tylnego siedzenia, rozmiarem zbliżonego do koryta dla świń.
Potem ruszyłam do ataku. - To o czym mówiłaś, Claire? Byłaś w kamieniołomach tego dnia,
kiedy Amber zniknęła?
- Och - westchnęła Claire. Wiatr rozwiewał jej włosy, z lubością przeczesywała je palcami.
W autobusie nie zdarzają się ożywcze podmuchy. - Mój Boże, cóż to był za koszmar. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
układania co rano. To by mnie chyba zabiło.
Claire siedziała na ganku domu, sprzed którego autobus zabiera dzieciaki do szkoły. W naszym
miasteczku nikomu nie przeszkadza, że ktoś siedzi na ganku jego domu, czekając na autobus.
Claire gryzła jabłko i czytała coś, co wyglądało na skrypt. Claire, uczennica najstarszej klasy,
była niekwestionowaną gwiazdą szkolnego klubu dramatycznego. Jej rude włosy lśniły w
porannym słońcu, z pewnością świeżo umyte i ułożone za pomocą suszarki.
Nie zwracając uwagi na pętaków z pierwszej klasy ani na nie posiadających samochodów
wyrzutków społeczeństwa zebranych na chodniku, zwróciłam się do Claire:
- Cześć!
Zerknęła na mnie, mrużąc oczy w słońcu. Przełknęła i odparła:
- Och, cześć, Jess. Co ty tutaj robisz?
- Nic takiego - powiedziałam, siadając stopień niżej. - Ruth musiała wcześniej wyjechać, i tyle. -
Modliłam się, żeby Ruth za chwilę nie przejechała tędy, a jeśli już, to żeby przynajmniej nie
trąbiła.
- Hmm - mruknęła Claire. Spojrzała z podziwem na moje nogi. - Masz piękną opaleniznę. Gdzie
się tak opaliłaś?
Claire Lippman ma obsesję na punkcie opalenizny. Właśnie z powodu tej obsesji mój brat, Mike,
popadł z kolei w obsesję na punkcie Claire. Latem całymi dniami opalała się na dachu swojego
domu... chyba że ktoś zawoził ją do kamieniołomów. Kąpiel w kamieniołomach jest, naturalnie,
wzbroniona. Dlatego wszyscy tam jeżdżą kąpać się i opalać. Claire Lippman też. Przy jasnej
karnacji musiała wystawiać się na słońce przez całe lato, żeby nabrać choć odrobinę
ciemniejszego odcienia. Czułam się przy niej trochę jak Pocahontas. Pocahontas w towarzystwie
Małej Syrenki.
- Pracowałam jako wychowawczyni na obozie - wyjaśniłam. - A potem z Ruth spędziłyśmy dwa
tygodnie na wydmach, nad jeziorem Michigan.
- Masz szczęście - westchnęła smutno Claire. - Ja całe lato musiałam siedzieć w
kamieniołomach.
Zadowolona, że temat sam się zgrabnie nawinął, zaczęłam:
- A tak, właśnie. Pewnie byłaś tam tego dnia, kiedy zginęła Amber...
Jednak nie dane mi było skończyć. Przy przystanku zatrzymał się czerwony trans am i wychylił
się z niego brat Ruth, Skip, wrzeszcząc:
-Jess! Hej, Jess! Co ty tu robisz? Znowu się pokłóciłyście z Ruth?
Wszyscy, którzy czekali na autobus, odwrócili się jak na komendę. Nie ma, co, uwielbiam takie
sytuacje. Banda czternastoletnich chłopaków gapiących się we mnie jak sroka w gnat.
Nie miałam wyboru, musiałam coś powiedzieć.
- Nie, nie pokłóciłyśmy się z Ruth. Po prostu miałam dzisiaj ochotę przejechać się
autobusem.
Chyba się jeszcze nie zdarzyło w historii przystanku autobusowego, żeby ktoś wymyślił równie
głupią odpowiedz.
- Nie żartuj! - zawołał Skip. - Wsiadaj. Podwiozę cię. Wszystkie przygłupy, które przed
chwilą przeniosły wzrok na Skipa, znów spojrzały na mnie. Tym razem wyczekująco.
- Hm - mruknęłam, czując, że się czerwienię. - Nie, dziękuję, Skip. Rozmawiam z Claire.
- Claire też może jechać. Chodzcie. Claire już zbierała książki. -Wspaniale! - pisnęła. -
Dziękuję!
Niechętnie poszłam za nią. Zupełnie nie tak to sobie zaplanowałam.
- Chodz, Claire - mówił Skip, kiedy podeszłam do samochodu. - Możesz usiąść na
tylnym...
Claire, smukła jak wierzba i wysoka jak żyrafa, zawahała się, spoglądając na zagracone wnętrze
samochodu. Westchnąwszy, powiedziałam:
-Ja usiądę z tyłu.
Kiedy wtłoczyłam się w mroczną głąb tylnego siedzenia trans arna, Claire opuściła fotel dla
pasażera i usadowiła się wygodnie.
-Jak to miło z twojej strony, Skip - powiedziała, przeglądając się w lusterku. - Bardzo dziękuję.
Autobus jest w porządku, ale wiesz, samochodem dużo wygodniej.
- Wiem - przytaknął Skip, zapinając pasy. - Jak ci tam z tyłu? - zapytał.
- Dobrze - odparłam. Chciałam skierować rozmowę z powrotem na kamieniołomy. Ale jak?
Skip wrzucił bieg i ruszyliśmy, zostawiając pospólstwo w chmurze pyłu. To mi się nawet
podobało.
- A więc - odezwał się Skip - jak się panie czują dziś rano? Rozumiecie? Na tym polega
problem ze Skipem. Potrafi powiedzieć: Jak się panie czują dziś rano?" albo coś w tym stylu.
Czy można takiego traktować poważnie? Nawet nie jest brzydki: pulchnawy blondyn w
okularach, bardzo podobny do Ruth. Tyle że, oczywiście, Skip nie ma biustu.
Ale i tak, mimo trans arna, nie jest wymarzonym materiałem na chłopaka. A na mojego chłopaka
to już na pewno nie.
Na swoje nieszczęście jeszcze na to nie wpadł.
- Doskonale - powiedziała Claire. - A ty, Jess?
- W porządku - odparłam z tylnego siedzenia, rozmiarem zbliżonego do koryta dla świń.
Potem ruszyłam do ataku. - To o czym mówiłaś, Claire? Byłaś w kamieniołomach tego dnia,
kiedy Amber zniknęła?
- Och - westchnęła Claire. Wiatr rozwiewał jej włosy, z lubością przeczesywała je palcami.
W autobusie nie zdarzają się ożywcze podmuchy. - Mój Boże, cóż to był za koszmar. [ Pobierz całość w formacie PDF ]