[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w tym malowidle cała jej charakterystyka. Na ponowną prośbę Leona czytała dalej. Zrazu szło jej
to niezupełnie gładko, po chwili jednak czytała śmiało, płynnie, bez zająknienia, aż do końca.
Dlaczego siedział taki niemy? Raziło ją to jego milczenie. Taka pewna była, że głośnym okrzykiem
wyjawi swój zachwyt! A on siedzi i nic nie mówi. Spojrzała na niego z wyrzutem prawie, ale co
prędzej spuściła oczy. We wzroku jego było coś tak dziwnego. Mimowolnie przyszło jej na myśl
 dziwne" spojrzenie doktora Althoffa.
 Przyjaciółka pani ma gorące, pełne uczucia serce  zauważył w końcu. Lecz w jego słowach
słyszeć się dał jakby przymus. On sam to czuł i dlatego przerwał.
 Panno lizo  zapytał po krótkiej pauzie, bez żadnych przygotowań  co by pani powiedziała,
gdyby  gdyby ktoś panią zapytał: Kochasz mnie?
Zadrżała, przeraziła się tym jego pytaniem, jakby piorun spadł na nią z jasnego, błękitnego nieba.
Gorąca jej krew zakipiała na myśl, że on sobie może z niej żartuje.
Gniewna prawie zerwała się.
 Odpowiedziałabym: Nie!  wybuchnęła  ja nie kocham nikogo! Nikogo!  powtórzyła raz
jeszcze z pewnym rodzajem tryumfu.
Gdyby szalona dziewczyna raz jeden była rzuciła okiem na niego, od razu byłaby go zrozumiała!
Oczy jego spoczywały na niej z zachwytem. Opór, oburzenie dodawały jej twarzy nowego wdzięku.
 lizo!  wyszeptał z uczuciem i pochwycił jej rękę.  A gdybym to ja panią zapytał: Czy
kochasz
245
mnie? Czy chcesz być moją żoną? Mówiłabyś tak i wtenczas?
Gwałtownie wyrwała mu rękę i zasłoniła twarz.
 Czy kochasz mnie, lizo?  Dzwięk jego głosu był taki miękki i tkliwy, trafiał tak prosto do jej
serca  ale usta jej nie mogły wymówić  tak". Nie dopuściła do tego nieśmiałość, a może też
obudził się w niej znów stary duch przekory?
 Nie! Nigdy!  wykrzyknęła i odwróciła się gwałtownie.
 Nie? Nigdy?  powtórzył i patrzył na nią w bolesnym wzruszeniu.  O, lizo! Cofnij to słowo!
Od niego zależy szczęście mego życia! Za prędko zadałem to pytanie, wszak prawda?
Przestraszyłem panią! Nie dawaj mi pani teraz odpowiedzi, uspokój się naprzód i wtenczas...
Padł na krzesło i oczy ręką przysłonił.
liza stała wciąż jeszcze odwrócona do niego; walczyły w niej najsprzeczniejsze uczucia. Serce
ciągnęło ją do niego, ale nie mogła znalezć mostu prowadzącego przez szeroki strumień, który ją
dzielił jeszcze od młodzieńca. Nagle stanęła przed nią postać Lucyny, zdawało jej się, że słyszy głos
ostrzegający:  Chcesz go utracić na zawsze? Pomyśl o moim losie!"
 Leonie  wyszeptała nieśmiało i posunęła się o krok ku niemu, lecz przerażona swoim
zuchwalstwem, stanęła zarumieniona, ze spuszczonymi oczami.
Imię jego wyszło z jej ust cichutko, jak oddech, on je przecież posłyszał. Zerwał się z okrzykiem
radości, a oczy jego, spoglądające przed chwilą tak smutno, rozpaczliwie, zajaśniały teraz radością.
 Jesteś więc moją, lizo!  zawołał i chciał ją porwać w objęcia, lecz wywinęła mu się zręcznie.
Raz jeszcze ożyła dawna, przekorna liza.
246
- Na to nie pozwolę!  rzekła zarumieniona jak młoda wisienka.
 Ale ręce ucałować wolno?  prosił, śmiejąc się. W tej chwili obie pary rodziców ukazały
siÄ™ na
werandzie. Wszyscy odgadli od razu, co się stało, jeden tylko pan Macket stał jak skamieniały.
Radca i żona jego pierwsi złożyli życzenia narzeczonym, uszczęśliwieni kolejno przyciskali lizę do
serca, jak swoją córeczkę. Pan Macket nie poruszył się jeszcze z miejsca.
Przybliżyła się do niego pani Anna i położyła rękę na jego ramieniu.
 Widzisz, Ryszardzie, dziecko zmieniło się w dorosłą dziewczynę. Czy teraz wierzysz?
 lizo! Moja mała lizo!  wymówił wreszcie z trudnością, a pierś jego podnosiła się i opadała
gwałtownie.  Prawda to? Chcesz mnie opuścić?
Poskoczyła ku niemu, obiema rękami objęła go za szyję i całowała gwałtownie, płacząc i śmiejąc
siÄ™ zarazem.
 Mój malutki, mój jedyny ojczusiu, ja kocham go tak bardzo!
-Prawdziwą niespodzianką dla wszystkich były te nagłe, raptowne zaręczyny lizy z Leonem, ale był
to widać czas samych niespodzianek, bo nie mniejszą urządził im także wujaszek Karol, który tego
samego dnia znikł gdzieś bez śladu. Podczas gdy wszyscy siedzieli przy stole, zabawiając się i
rozmawiając wesoło, kazał się Janowi cichutko, potajemnie zawiezć na dworzec.
Pani Macket nie bardzo dziwiÅ‚a siÄ™ jego ucieczce, znaÅ‚a swego brata, wiedziaÅ‚a, £e to duch
niespokojny, który zjawia się i znika wedle'swojej fantazji i upodobania. Sześć
247
tygodni przeszło nie dał o sobie żadnego znaku życia, w końcu przyszedł od niego list z
Monachium. Treść listu znowu wprawiła wszystkich w Moosdorfie w niewymowne zdumienie, a
liza nie posiadała się z radości. Klaskała w ręce, tańczyła, jak szalona biegała, skakała po pokoju,
wykrzykując radośnie: [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl