[ Pobierz całość w formacie PDF ]

scy znali umiejętności Sola, nie mogli jednak pojąć niezmordowanej siły Goga.
Maczuga była ciężką bronią i z każdym zamachem wydawała się jeszcze cięższa.
W miarę walki ramię nieuchronnie traciło energię. Gog jednak nie zwalniał ani
nie okazywał wyczerpania. Skąd brał podobną wytrzymałość?
Solowi znudziło się wyczekiwanie. Przeszedł do ataku. Teraz on wymachiwał
maczugą jak Gog, zmuszając większego mężczyznę do defensywy. Do tej pory
widzowie mogli sądzić, że Gog nie umie się bronić, gdyż wcześniej nie musiał
tego robić. Rzeczywiście nie był w obronie zbyt dobry i wkrótce maczuga Soła
trzasnęła go z całej siły w szyję.
Sos potarł się w to miejsce, wyobrażając sobie ból, jaki tamten musiał poczuć.
Ujrzał, że głowa Goga zakołysała się, a ślina wystrzeliła z jego otwartych ust.
Podobny cios powinien pozbawić go przytomności na resztę dnia. Tak się jednak
nie stało. Gog zawahał się przez chwilę, potrząsnął głową i uśmiechnął się.
 Dobrze!  powiedział i wziął potężny zamach.
Sol był zlany potem. Chcąc nie chcąc, musiał przejść do obrony. Odpierał
sprytnie ciosy Goga, podczas gdy olbrzym przystąpił do ataku z równym wigo-
rem, co uprzednio. Sol nie został jeszcze ani razu trafiony w głowę czy tułów.
Jego obrona była zbyt dobra, by przeciwnik mógł się przez nią przebić. Ale nie
udawało mu się także zachwiać Gogiem ani go zmęczyć.
Gdy upłynęło następne pół godziny, Sol podjął kolejną próbę, z podobnym
rezultatem. Gog wydawał się nieczuły na obrażenia fizyczne. Sol musiał się więc
zadowolić wyczekiwaniem.
 Ile trwała najdłuższa jak dotąd walka na maczugi?  zapytał ktoś.
 Trzydzieści cztery minuty  padła odpowiedz.
Chronometr pożyczony przez Tora z gospody wskazywał sto cztery minuty.
 Niemożliwe, by walczyli tak bez końca  powiedział.
Cienie się wydłużały. Pojedynek trwał.
Sos, Tyl i Tor zebrali się razem z resztą doradców.
 Będą walczyć aż do zmierzchu!  zawołał z niedowierzaniem Tun.  Sol
się nie podda, a Gog tego nie potrafi.
 Musimy to zakończyć, zanim obaj padną martwi  oznajmił Sos.
62
 Ale jak?
W tym sęk. Byli pewni, że żaden z przeciwników nie przerwie walki dobro-
wolnie, a na koniec się nie zanosiło. Siły Goga wydawały się nieograniczone,
a determinacja i umiejętności Sola dorównywały im. Jednakże zapadające ciem-
ności zwiększały ryzyko fatalnego finału walki, a tego nikt nie chciał. Trzeba ją
było przerwać.
Nikt nigdy nie wyobrażał sobie podobnej sytuacji. Nie potrafili wymyślić żad-
nego zgodnego ze zwyczajami sposobu jej rozwiązania. W końcu zdecydowali się
naruszyć nieco kodeks Kręgu.
Zadania podjęła się grupa drągów. Wpadła do Kręgu, rozdzielając walczących
i odciągając ich od siebie.
 Remis!  wrzasnął Sav.  Nierozegrana! Nikt nie wygrał! Jesteście rów-
ni!
Gog podniósł się z ziemi, zbity z tropu.
 Kolacja!  ryknął Sos.  Spanie! Kobiety!
To poskutkowało.
 Dobra!  zgodził się potworny wojownik.
Sol zastanowił się. Popatrzył na wydłużające się cienie.
 Zgoda  powiedział na koniec.
Gog podszedł do niego, by uścisnąć mu rękę.
 Ty całkiem dobry jak na małego faceta  powiedział z uznaniem.  Na-
stępnym razem zaczynamy rano, dobra? Więcej dnia.
 Dobra!  zgodził się Sol.
Wszyscy się roześmiali.
W nocy Sola natarła maścią ramiona, nogi i plecy męża, i kazała mu odpoczy-
wać przez dobre dwanaście godzin. Gog zadowolił się jednym obfitym posiłkiem
i jedną korpulentną dziewczyną. Wzgardził natomiast pomocą medyczną, wcale
się nie przejmując swymi fioletowymi siniakami.
 Dobra walka!  powiedział zadowolony.
Następnego dnia udał się w swoją stronę, pozostawiając wojowników, których
pokonał.
 Tylko dla zabawy!  wyjaśnił.  Dobrze, dobrze.
Obserwowali, jak znika w oddali. Zpiewał fałszywie i podrzucał swą maczugę,
łapiąc ją to za jeden, to za drugi koniec.
Rozdział 10 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl