[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Hermiona. - Nie mam pojęcia, jak w tym miejscu płynie czas. Być może minęły godziny. A może
zaledwie minuty.
- Tu nic nie wydaje się normalnie pracować - zgodził się Ron, uznając, że milczący rozejm będzie
najlepszym rozwiązaniem. Zwłaszcza "milczący". - Kiedy usłyszeliśmy, jak pan... - "krzyczy" - woła,
wydawało się nam, że jest pan bardzo daleko, tymczasem wpadliśmy na was, gdy tylko zaczęliśmy
biec.
- Tak - powiedziała Hermiona. - Wydawało się, że jesteście całe mile od nas, ale widocznie tak
nie było, bo jesteśmy tutaj. Ale gdzie jest Harry?
- To jest pytanie - stwierdził cierpko Snape. Wskazał na opustoszałą pustynię. - Myślę, że śmiało
możemy uznać, że tutaj go nie ma. Ta... zjawa... była zdeterminowana, by nie dopuścić mnie dalej
w głąb jego umysłu. "Dalej", jak się domyślam, oznacza za te mury.
- Które wydają się bardzo odległe - dodała Hermiona z zamyśleniem. - Ale jeśli się
skoncentrujemy, tak jak przedtem... może nawet nie będziemy musieli tym razem biec. -
Wyglądała na zmieszaną. - Nie wiem, jak można się zadyszeć, skoro nawet nie jest się w
prawdziwym ciele.
- Widać tak samo, jak można zostać zadzganym - powiedział sucho Snape. - Albo prawie. Jeśli
więc zamierzamy czegoś spróbować, proponuję, żebyśmy się pospieszyli, zanim napotkamy kolejną
przeszkodę.
- No to... no to idziemy - oznajmił Ron, usiłując brzmieć stanowczo i krzywiąc się, gdy mu to nie
wyszło. - Dobra...
- Myślę, że po prostu musimy chcieć - powiedziała Hermiona, robiąc krok do przodu. - Jeśli sobie
pomyślimy, że Harry jest po drugiej stronie i że musimy się bardzo pospieszyć... - Wzięła głęboki
oddech, nagle zaczęła biec, po czym... znikła.
- Jasna cholera! - jęknął Ron i rzucił się za nią. A potem, zupełnie nagle, stał obok niej przed
czarnym kamieniem. Minutę pózniej pojawił się także Snape, zatrzymując się gwałtownie i niemal
przewracając ich przy okazji.
- Obserwacja okazała się przydatna, Weasley - stwierdził niechętnie Snape, co było pierwszą
pozytywną rzeczą, jaką Snape kiedykolwiek powiedział pod jego adresem. Ron mrugnął, a potem
usiłował stłumić uśmieszek.
Hermiona, która ledwo była świadoma obecności Snape'a, ostrożnie badała kamienną ścianę.
Znajdowało się w niej kilka pęknięć i szczelin, a w niektórych miejscach kamienie były na granicy
wypadnięcia. Niedaleko biegły dwie rysy, sięgające od szczytu ściany po sam piasek. Wyglądało,
jakby ściana miała się zawalić, jeśli trochę pchnąć.
- Te ściany - powiedziała z wahaniem Hermiona, wyciągając rękę, by ich dotknąć - czy to...
prawdziwa skała?
Snape popatrzył na nią.
- Nie, panno Granger. To prawdziwy marcepan. Wyjemy sobie wyjście. %7ładne więzienie nas nie
zatrzyma.
70
SERIA HERBACIANA - część 7 O g i e ń P r z e z O g i e ń
- Wie pan, co mam na myśli - warknęła Hermiona, zanim Ron zdążył na niego wrzasnąć. Błysk w
jej oczach zaskoczył Rona. Pozytywnie. Najwyższy czas, by wyżyła się na niesprawiedliwym
nauczycielu... okej, na Snapie.
- Sir - dodała Hermiona, trochę łagodząc uderzenie. Ron westchnął i uważniej przyjrzał się
ścianie.
Zmarszczył czoło. Kamienna ściana to kamienna ściana, prawda? Tyle że... część tej ściany nie
była z kamienia. Gdy Ron przysunął się bliżej, zobaczył, że część pomiędzy dwoma długimi
pęknięciami - część dokładnie naprzeciw nich - składała się z cegieł. Czarnych cegieł, które zlewały
się w jedno z kamieniem, że niemal je przegapił. Wyglądało na to, że ani Hermiona, ani Snape
jeszcze tego nie zauważyli.
Ron popatrzył na ścianę po prawej stronie, a potem po lewej, ale więcej ceglanych wstawek nie
zobaczył Co to mogło znaczyć? W jakiś sposób pas cegieł wyglądał naprawdę znajomo, co było
przecież absurdalne. Jak ceglany mur może wydawać się znajomy? Przecież nikt spędzał czasu,
wpatrując się w ceglane mury, aż stały się znajome, prawda? W gruncie rzeczy Ron był pewien, że
jedynymi cegłami, jakie go kiedykolwiek obchodziły...
- Ulica Pokątna! - wypalił.
Snape i Hermiona obrócili się i popatrzyli na niego.
- Co takiego? - zapytał Snape.
- Popatrzcie... te cegły... wyglądają tak samo jak przejście na ulicę Pokątną w Dziurawym Kotle.
Tyle że są czarne. Ale patrzcie! Nie poznajecie ich? Ta grupa tutaj na dole, zawsze miałem ją przed
oczami, kiedy byłem mały, i zawsze myślałem, że jak się zmruży oczy, to wygląda trochę jak głowa
kozy...
Snape i Hermiona patrzyli na niego, jakby postradał zmysły. Ron skulił ramiona, po czym je
wyprostował. Wiedział, że ma rację, i pomaszerował do muru, by to udowodnić.
- Tutaj... trzy w górę... dwie w poprzek... - Nie miał różdżki, więc przyciskał odpowiednie cegły
palcami z nadzieją, że to wystarczy. Przez chwilę nic się nie działo i policzki Rona zapłonęły
czerwienią, bo wiedział, że gdy się odwróci, zobaczy uniesione brwi Hermiony i uśmieszek na
twarzy Snape. Ale wtedy... Jednak! Cegły, których dotknął, skręciły się i przesunęły, w środku
muru pojawiła się dziura, która rosła i rosła, aż cała trójka stała przed łukiem.
- Och, Ron! - powiedziała Hermiona bez tchu, a Ron poczuł, że jego pierś pęcznieje.
Snape patrzył, jakby usiłował nie wyglądać na oszołomionego.
- Jak... - Urwał, odchrząknął i ciągnął: - Jak dokładnie doszedłeś do takiego wniosku, Weasley?
Ron skromnie wzruszył ramionami.
- Cóż... to naprawdę wyglądało jak tamto wejście, gdy się przyjrzałem - odparł. - A poza tym
wszyscy wiedzą, jak bardzo Harry lubi Ulicę Pokątną.
- Doprawdy - powiedział Snape.
- Oczywiście - stwierdziła Hermiona, patrząc na łuk w zdumieniu. - To była jego brama do
czarodziejskiego świata, ucieczka od Dursleyów do Hogwartu i wszystkiego. Czasami opowiada o
tym, jak pierwszy raz tam przyszedł, z Hagridem. To oczywiste, że przejście do jego umysłu musi
być czymś ważnym... Och, świetna robota, Ron!
Snape zacisnął zęby.
- A więc dobrze - powiedział. - Czy mogę zwrócić jednak uwagę na fakt, że cokolwiek znajduje
się za łukiem, nie wygląda ani trochę na Ulicę Pokątną?
To była prawda. Czarny piasek zniknął i ukazała się im ogrodowa ścieżka. Otaczał ją żywopłot, a
na jej końcu wznosiła się spiralna wieża, której ciemny szczyt sięgał ku czerwonemu niebu.
Hermiona ściągnęła usta i zmarszczyła brwi.
- Wieża - wymruczała - symbol... seksu, jak się wam wydaje? Symbolika falliczna, to
oczywiste...
- Hermiono - wychrypiał Ron, zbyt zawstydzony, by nawet spojrzeć na Snape'a.
Obrzuciła go zniecierpliwionym spojrzeniem i powróciła do kontemplacji wieży.
- A może wieża Gryffindoru? To znaczy, nie wygląda jak nasza wieża, ale może ma
symbolizować jego poczucie domu czy czegoś...
Snape przeszedł między nimi i skierował się ku wieży bez słowa. Ron i Hermiona wymienili
zaskoczone spojrzenia, po czym podążyli za nim, także w ciszy. Ron miał wrażenie, że i tak niewiele
mają do powiedzenia. Wieża była w tym momencie ich jedyną opcją, więc musieli iść ku niej i nie
było sensu nastawiać się przeciw czemuś, czego nawet nie znali.
Dla niego i Hermiony było to już znajome uczucie. Miał jedynie nadzieję, że dla Snape'a również.
***
Voldemort beznamiętnym wzrokiem obrzucił rozgrywającą się przed nim scenę.
- Och, puść mnie - załkała Amy Benson, gdy Dennis Bishop przycisnął ją do ziemi, a Tom Riddle
71
SERIA HERBACIANA - część 7 O g i e ń P r z e z O g i e ń
na nią popatrzył.
- Próbuję - wychrypiał Dennis, jego twarz była blada z przerażenia i płynęły po niej łzy. - Nie
chcę, nie chcę...
- Przestań, Tom! - błagała Amy, wijąc się pod Dennisem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl