[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnie? Kto ci kazał mnie gonić jak jakiegoś przestępcę?
- Nikt - odparł krótko Jake. - Pokaż tę kostkę.
- Nie! - Przemówił przez nią prawdziwy upór. Czuła, że jak tylko zostanie sama, zapadnie się pod
ziemię ze wstydu. Miała ochotę pokazać mu, że o nic nie dba, i odpowiedziała złośliwie. - Obejdzie
się bez twojej pomocy.
- Naprawdę?
Był taki cholernie pewny siebie!
- Owszem. Często mi się to zdarza.
- Co? Bieganie po ciemku po dołach?
- Nie, skręcenie nogi. Dobrze wiesz - odpowiedziała spokojnie.
- Więc dlaczego nie dasz mi jej obejrzeć?
Nie odpowiedziała. Wolała doczołgać się do samochodu, niż pozwolić, żeby jej dotknął.
- Wiem, po prostu jest ci głupio - oznajmił chłodno jak dobry psycholog. - Nie pozwolisz sobie
pomóc. Jego słowa ukłuły ja boleśnie.
- Nie chcę pomocy od ciebie.
- Ale tu nie ma nikogo innego.
- Wypchaj się!
- W porządku! - puścił ją. - Udowodnij, że sobie poradzisz.
- Co takiego?
-Wstawaj.
- Na litość boską!
- O co ci chodzi? Oferuję ci pomoc, a ty wrzeszczysz na mnie. Co ja ci zrobiłem?
Zatkało ją ze zdumienia. Oddychała tak szybko, że omal się nie udławiła. Jake był tak pewny
swojej racji i śmiertelnie poważny. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo ją skrzywdził! Czy ich
sekretny ślub nic dla niego nie znaczył? To była tylko chwila? Sposób na zaciągnięcie opierającej
się dziewicy do łóżka?
Nie... nie mogła w to uwierzyć.
- Nic nie zrobiłeś. - Podniosła się z trudem, a Jake automatycznie wyciągnął rękę. Ból przeszył jej
nogę. Z jękiem chwyciła ustami powietrze i łzy spłynęły jej po rzęsach. Odruchowo przytrzymała
się Jake a.
- Oprzyj się o mnie. - Objął ją ramieniem w pasie. Całe ciało miał sztywne. Cedził słowa. Jemu
też nie podobała się cała sytuacja.
Zła na siebie za ten pochopny ruch, Kate zrobiła, jak kazał, oparła się na nim całym ciężarem i
Jake z trudem poprowadził ją po promenadzie. Czuła się pokonana. Nie miała już siły. Straciła całą
energię i mogła jedynie starać się wybrnąć z tej sytuacji z odrobiną godności, jeśli zostało jej
jeszcze choć trochę.
Nie zatrzymał się na promenadzie. Doszli do domu i Jake otworzył furtkę prowadzącą na plac.
Kate zatrzymała się.
- Nie rób sobie kłopotu.
- Chodz do środka. Sama nigdzie nie pójdziesz z tą kostką- oznajmił.
Nie miała wyboru, musiała się zgodzić. Pozwoliła się poprowadzić do schodków. Cały czas czuła
obok siebie jego ciepłe, umięśnione ciało. Przypomniała sobie, jak szeroką miał klatkę piersiową i
jak był silny. Nie zmienił się wcale przez tyle lat. Wciąż wyglądał, jakby mięśnie miał wykute ze
stali.
Ciekawe, co pomyślał o niej. Czy była taka jak kiedyś? Czy cokolwiek zauważył?
Powinna przestać o tym myśleć, powiedziała sobie ostro. Tylko że serce nie sługa. Wszystkimi
zmysła-mi odczuwała jego bliskość. Pachniał ładnie i męsko. Jego zapach, zmieszany z aromatem
słonej wody, był niezwykle silny. Wciągał powietrze głęboko, a Kate wsłuchiwała się w jego
melodyjny oddech. Bała się unieść głowę ze strachu, że niechcący napotka badawcze spojrzenie
jego szaroniebieskich oczu. Wolała patrzeć przed siebie i uważać na nogę. Bliskość Jacka Talbota
niedobrze na nią wpływała.
- Tędy - wskazał jej drogę i wprowadził do środka. Posadził ją na kanapie przy kominku.
Kate wstrzymała oddech. Wszystko wyglądało tak, jak zapamiętała. Styl wiktoriański. Może z
wyjątkiem...
- Te same meble - zauważyła. - Ale brakuje kilku ozdobnych drobiazgów.
- Pozbyliśmy się kilku rzeczy.
- My? - Oparła się na poduszkach i podniosła wzrok. To był błąd. Oczy zdradzały ją. Szybko
odwróciła głowę.
- Phillip i ja. Rodzice wycofali się z interesów. Przekazali mi firmę, a ten dom dali nam obu.
Phillip chce go sprzedać, ale ja nie mogę się zdecydować...
- To Phillip nie jest właścicielem żadnej części firmy?
- Pracuje dla nas, ale on i ojciec nigdy nie umieli się dogadać. Pamiętasz? - zapytał obcesowo.
- Myślałam, że coś się zmieniło.
- Owszem - powiedział, i dodał z dwuznacznym, ironicznym uśmiechem: - I tak, i nie.
Pochylił się nad jej stopą i Kate znowu się zaniepokoiła.
- Co robisz?
- Zdejmuję ci but.
- Nie, bo nie dam rady włożyć go z powrotem! Noga spuchnie. Zdejmę go pózniej. Jak wrócę do
siebie.
- Gdzie się zatrzymałaś?
- W... takim jednym... hotelu koło placu - nie wiedziała, co powiedzieć.
Jake spojrzał na nią wymownie.
- Nie masz pokoju?
Mogła tylko podziwiać, jak umiejętnie czytał w jej myślach. Nie umiała nic przed nim ukryć.
Dobry Boże, równie dobrze mogła sobie wypisać wszystko na czole. Nie potrafiła kłamać.
Czy rzeczywiście jej uczucia były tak oczywiste? Miała nadzieję, że nie. Właściwie co do niego
czuła?
Jake uniósł jej stopę. Kate otworzyła usta i chciała zaprotestować. Spojrzał na nią, jakby milcząco
pytał o zgodę. Zacisnęła usta. Dlaczego jego dotyk parzył ją jak ogień? To nie w porządku.
Dlaczego Jake nie był jej całkiem obojętny! Zranił ją tak bardzo i po tylu latach nie powinien dla
niej nic znaczyć!
Ostrożnie zdjął jej but. Syknęła z bólu.
- Jak tam? - zapytał, rzuciwszy na nią szybkie spojrzenie.
Kiwnęła głową. Stopa bolała ją potwornie. Zagryzając dolną wargę, starała się zignorować ból oraz
zaskakująco delikatny dotyk Jake a. Chwyciła ciemnozieloną poduszkę i z całej siły zacisnęła ją w dłoniach,
za wszelką cenę walcząc z ogarniającymi ją uczuciami.
Jake ściągnął jej skarpetkę i Kate odważyła się spojrzeć w dół. Noga była bardzo spuchnięta.
Skóra powoli zmieniała kolor.
- Niezle się urządziłaś - powiedział. - Nie widziałem czegoś podobnego od czasów szkoły.
- Naszej szkoły? - wyszeptała.
- Hmm...
Najwyrazniej nie miał ochoty rozmawiać o tamtych latach. Katie zresztą też nie. Lekko poruszyła
palcami. Przeszył ją ostry ból. Jęknęła odruchowo.
- Musisz z tym iść do lekarza - stwierdził Jake. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl