[ Pobierz całość w formacie PDF ]

razem ze mną na dworze? W tak piękny poranek szkoda marnować czas na siedzenie w domu.
Chwyciła za talerz i z radosnym uśmiechem wyszła razem z nim przed chatę. Kiedy się odwróciła,
zobaczyła, że Frank spogląda za nimi zamyślonym wzrokiem.
- Zamknę drzwi, żebyśmy ci nie przeszkadzali -
Oznajmiła, a kiedy gniewnie ściągnął brwi, ogarnęła ją niezrozumiała fala wesołości.
Julian położył talerz na pniaku, po czym zdjął krawat i marynarkę.
- Alleluja! - wykrzyknął, rozpinając kołnierzyk koszuli.
- Całe dwa dni wolności!
Chwycił talerz w rękę, sam usiadł na pniu, po czym spojrzał znacząco na Randy.
- Z powodzeniem zmieścimy się tu we dwoje.
Może nie należało tego robić, usiadła jednak obok Juliana, rozkoszując się bijącym od niego ciepłem.
- Czy Frank naprawdę poprosił cię o rękę?
Niewiele brakowało, a Randy by się zakrztusiła.
- Nie powinnam była tego mówić. Czasami zupełnie nie umiem trzymać języka za zębami. To nie była
poważna propozycja, a coś w rodzaju szczególnej umowy.
Julian znacząco uniósł brew.
- Doskonale rozumiem, co by dzięki temu zyskał. Zupełnie jednak nie pojmuję, jakie ty mogłabyś
mieć korzy
ści. Poza finansowymi, oczywiście.
- Dzieci. On chciałby, żebym urodziła mu dzieci.
Słysząc to, Julian wybuchnął śmiechem.
- Czy to doprawdy słowa naszego starego, poczciwego Franka? Znasz go dobrze?
77
- Wcale. Wiem jedynie, że kiedy jestem obok niego, zaczynam kostnieć z zimna.
- Ach tak. Wiele ludzi ma podobne wrażenie, ale nie daj się zwieść. Frank jest równie impulsywny
jak każdy facet.
- Może gdy chodzi o robienie pieniędzy. Ale jakoś nie mogę go sobie wyobrazić w roli kochanka
roku.
- A więc już ż nim spałaś?
- Nie! - wykrzyknęła z pełnymi ustami Randy. - Ależ skąd! Ja należę do tych kobiet, które najpierw
chcą wyznań i róż, i... Na Boga, zaczynam opowiadać jakieś straszne brednie. Panie Wales, ja nie
jestem bohaterką romansu, o którą walczy dwóch oszałamiająco przystojnych mężczyzn. Gwałtownie
się starzeję, mam zdecydowaną nadwagę, samotnie wychowuję dziecko i widzę bez najmniejszych
wątpliwości, że pański garnitur kosztował
więcej, niż udało mi się zarobić w ubiegłym roku. Gdyby znalazła się tu jakakolwiek inna kobieta,
żaden z was nawet nie rzuciłby na mnie okiem.
Julian uśmiechnął się ciepło.
- Randy, wiesz jaka jesteś? Ciepła i szczera. Wiem to od chwili, gdy cię ujrzałem. Zazwyczaj kobiety
kręcące się wokół Franka są tak nieskazitelnie piękne, że wyglądają jak fabryczne modele. Dla
nikogo jednak nie ulega wątpliwości, że gdyby nagle stracił swoją fortunę, nawet nie zaszczyciłyby
go spojrzeniem.
- Ależ, panie Wales.
-Julianie.
- Julianie. Ja jestem bardzo przeciętną kobietą.
- Doprawdy? - Wepchnął do ust potężny kęs naleśnika.-Czy byłaś kiedyś mężatką?
Skinęła głową.
- A czy przy okazji rozwodu puściłaś swojego męża z torbami? - Nawet nie czekał na odpowiedz. -
Oczywi
ście, że nie. Jestem przekonany, że powiedziałaś, iż świet-78
nie  rozumiesz", czemu musi dać nogę z jakąś pustogło-wą lalką Barbie.
Wbiła spojrzenie w zimnego naleśnika.
- Odnoszę wrażenie, że wyjątkowo dobrze znasz się
'ha ludziach.
- Za to właśnie Frank mi płaci. Mam patrzeć wszystkim w oczy i trzymać od niego z daleka wszelkich
kanciarzy i nieudaczników.
Niemal w tym samym momencie drzwi chaty otworzyły się z trzaskiem i w progu pojawił się Frank,
trzymając wędkę w dłoni.
- Wiesz, Julianie, ja też mam ochotę połowić. Idziemy?
Randy zerwała się na równe nogi.
- Julian powinien się najpierw przebrać. Poza tym mu-szę zapakować wam coś na lunch. Nie
możecie wyruszyć bez jedzenia.
- Pójdziesz ze mną i przyrządzisz nam świeżą rybę. Julianie, przebierzesz się i dogonisz nas -
zarządził Frank, po czym ruszył przed siebie wąską ścieżką.
Randy nie miała zamiaru podporządkować się podobnym rozkazom, poszła więc w stronę chaty.
Przekraczając próg, wiedziała już jednak, że nie pozbawi się możliwości spędzenia uroczego dnia na
świeżym powietrzu tylko dlatego, by utrzeć nosa Frankowi Taggertowi.
Tymczasem Julian stał jak wryty i z rozdziawionymi ustami wpatrywał się w plecy swego szefa.
Pracował dla Taggerta od ponad dziesięciu lat i chociaż w ciągu tego czasu miliarder nic mu o sobie
nie opowiadał - tak jak nie opowiadał o sobie żadnemu innemu człowiekowi - to Julian szybko się
zorientował, co w trawie piszczy. Ostatecznie przez te wszystkie lata wyjątkowo dobrze poznał
swojego chlebodawcę.
- On się w niej zakochał - wyszeptał do samego siebie. - Na wszystko, co święte, zupełnie stracił dla
niej głowę. Tylko szalone uczucie mogło sprawić, by Frank Tag-79
gert oderwał się od ważnych dokumentów i wybrał się na ryby.
Przez chwilę Wales nie odrywał spojrzenia od oddalającego się szefa. Frank tak niewiele wiedział
na temat kobiet, że - oczywiście - zupełnie zawali tę sprawę. Podobnie jak zawalał każdy inny
związek. Julian musiał
przyznać, że do tej pory Frank nigdy nie uznał, że jakakolwiek kobieta była warta przełożenia
biznesowego spotkania czy choćby przesunięcia rozmowy telefonicznej dotyczącej interesów. Na
dodatek to właśnie on, Julian, zawsze musiał oznajmiać każdej z nich, że już nie cieszy się względami
szefa. I to w jego kierunku leciały wszelkie wyroby ceramiczne oraz gwałtowne przekleństwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl