[ Pobierz całość w formacie PDF ]

który czuł na karku, ciepło jej ciała przyciśniętego do
niego - nic nie mogło się z tym równać.
Dziwne, tego wieczoru prędkość go nie pociągała.
ChciaÅ‚ zwolnić. Po raz pierwszy w życiu Jake chciaÅ‚ nie­
co zdławić potężny silnik motoru. Wiedział jednak, że
i tak tych kilka chwil, które może z nią spędzić, szybko
upłynie.
- Dokąd jedziemy? - spytała. Jej usta były blisko jego
ucha, ale głos ledwo się przebił przez ryk silnika.
- Czy toma znaczenie? - odkrzyknÄ…Å‚, zaciskajÄ…c moc­
niej dłonie na uchwytach kierownicy.
- Nie. - PoÅ‚ożyÅ‚a gÅ‚owÄ™ na jego ramieniu, a on rozjaÅ›­
nił się wewnątrz tak, jak niebo podczas pikniku z okazji
Czwartego Lipca.
Jake zacisnÄ…Å‚ zÄ™by i walczyÅ‚ z narastajÄ…cÄ… falÄ… pożą­
dania. Było tylko jedno miejsce, gdzie chciał ją zabrać.
Gdzie musiał ją zabrać.
Nie potrzebował latarni, żeby znalezć drogę. Pamiętał
te boczne Å›cieżki tak dobrze, że trafiÅ‚by do tamtego zagaj­
nika na ślepo. Zresztą w zasadzie i tak niewiele widział.
Księżyc w nowiu byÅ‚ zaledwie nikÅ‚ym Å›wiateÅ‚kiem na nie­
bie wypeÅ‚nionym migoczÄ…cymi gwiazdami. Po obu stro­
nach drogi rozciągała się ciemność przerywana tylko co
jakiś czas błyskami świateł z okien gospodarstw.
Jake skrÄ™ciÅ‚ w kamienistÄ… Å›cieżkÄ™ i poczuÅ‚, że Don­
na zesztywniała. Rozpoznała tę drogę. Nie poprosiła go
jednak, żeby siÄ™ zatrzymaÅ‚, ani nie kazaÅ‚a mu zawró­
cić. Był jej za to wdzięczny, bo nie był pewien, czy byłby
w stanie spełnić taką prośbę.
80 Maureen Child
Kiedy w oddali zamajaczyÅ‚ ciemniejszy ksztaÅ‚t, Ja­
ke skierował się ku niemu. Ten mały dębowy zagajnik
zajmował w jego pamięci specjalne miejsce. To o tym
miejscu marzyÅ‚ i ono wypeÅ‚niaÅ‚o jego zmysÅ‚y zapacha­
mi i dzwiękami owego ostatniego lata. Tej jednej gorącej,
księżycowej nocy, kiedy on i Donna prawie...
ZatrzymaÅ‚ motor na skraju lasu i wyÅ‚Ä…czyÅ‚ silnik. Za­
padÅ‚a cisza, a on siedziaÅ‚ nieruchomo, trzymajÄ…c wypro­
stowane nogi na trawie po obu stronach pojazdu.
Zwierszcze cykaÅ‚y, a lekki wiaterek poruszaÅ‚ delikat­
nie liśćmi drzew, które szumiaÅ‚y niczym stÅ‚umione szep­
ty oczarowanego tłumu. Opuścił podpórkę i poczekał, aż
Donna zsiÄ…dzie z motoru. PodeszÅ‚a do najbliższego drze­
wa i wyciągnęła rękę, by dotknąć guzowatej kory. Cofnęła
ją jednak jak oparzona. Odwróciła się do Jake'a.
Wśród panującej ciemności bacznie śledził wyraz jej
twarzy. W jej oczach dostrzegł napięcie i wspomnienia.
- Jake, dlaczego mnie tu przywiozłeś?
Włożył obie ręce do kieszeni i podszedł do niej. Teraz,
kiedy znajdowali się w miejscu, gdzie wyobrażał ją sobie
tyle razy, nie za bardzo wiedział, co ma powiedzieć.
Jak ma jej wyznać, że chwile, które spędzili razem
w tym ocienionym zagajniku, byÅ‚y najwspanialszy­
mi w jego życiu? Jak żaÅ‚oÅ›nie by to zabrzmiaÅ‚o! Doro­
sły mężczyzna uczepiony wspomnień pierwszej miłości
siedemnastolatka?
Nie. Nie mógł jej tego powiedzieć. Nie był w stanie się
przyznać, że po niej żadna kobieta nic dla niego nie zna­
czyła. Nawet sam przed sobą nie potrafił stanąć w praw-
Domowe ognisko 81
dzie, że nigdy nikogo nie pożądaÅ‚ tak intensywnie i go­
rÄ…co, jak jej za pierwszym razem, kiedy jej dotknÄ…Å‚.
- Wydawało mi się, że to dobry pomysł - powiedział
tylko.
- Wcale nie byÅ‚ dobry. - Donna otuliÅ‚a siÄ™ Å›ciÅ›le ra­
mionami, przygryzajÄ…c dolnÄ… wargÄ™. Oczy jej siÄ™ za­
chmurzyły. - To... bolesne.
- Dlaczego bolesne? - zapytaÅ‚ szorstko, z trudem wy­
mawiając słowa. - Z powodu tego, co prawie zrobiliśmy?
Czy ponieważ tego nie zrobiliśmy?
- Z obu powodów.
Zakłuło go w sercu. Zrobił jeden długi krok, chwycił
ją za ramię i przyciągnął bliżej. Odrzuciła głowę, a ich
spojrzenia siÄ™ spotkaÅ‚y. W jej oczach ujrzaÅ‚ odbicie ksiÄ™­
życa i gwiazd. Poczuł pulsującą falę pożądania.
- Donno, tamtej nocy nie było bólu - wymamrotał
ciężko.
- Tamta noc była błędem. - Donna zwilżyła językiem
suche wargi i staraÅ‚a siÄ™ zÅ‚apać oddech. - Teraz też by­
łoby to błędem.
Uścisk na jej ramieniu zelżał, ale Jake wciąż trzymał
jÄ… mocno. ZÅ‚apaÅ‚ drugie ramiÄ™ i potarÅ‚ o jej skórÄ™ kciu­
kami, delektujÄ…c siÄ™ tym dotykiem.
- Jedynym błędem tamtej nocy było to, że uciekłaś
ode mnie - szepnÄ…Å‚ Å‚agodnie.
Z trudem przełknęła ślinę i odrzuciła włosy z twarzy.
- PowiedziaÅ‚am ci, dlaczego uciekÅ‚am. MiaÅ‚am piÄ™t­
naście lat i byłam przerażona. Przerażona tobą. I tym, co
przez ciebie poczułam.
Maureen Child
82
- A czy myÅ›lisz, że ja nie byÅ‚em przerażony? - Za­
śmiał się krótko. - Byłem niewiele starszy od ciebie,
wiesz? I nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego, jak
tamtej nocy.
Zamknęła oczy i wymknęło jej siÄ™ znużone wes­
tchnienie.
- Po co to robisz, Jake? Minęło piÄ™tnaÅ›cie lat. Dlacze­
go teraz?
PrzesunÄ…Å‚ wzrokiem po jej twarzy. W jego sercu wy­
glÄ…daÅ‚a dokÅ‚adnie tak jak wtedy. Jej oczy jaÅ›niaÅ‚y wów­
czas niewinnością i pożądaniem, którego nie rozumiała.
On miaÅ‚ siedemnaÅ›cie lat i byÅ‚ niewiele bardziej do­
świadczony niż ona. Wiedział jednak, że jej pragnie. %7łe
jej potrzebuje.
Jak się okazało, to się nie zmieniło.
-Ponieważ samo przebywanie w twojej obecności
sprawia, że to wszystko powraca. Myślałem o tobie -
przyznał. - Przez te wszystkie lata zawsze byłaś ze mną,
na obrzeżach mojego umysłu. Zawsze przypominałaś
mi, co prawie mieliśmy. Co prawie odnalezliśmy.
-Jake...
- Powiedz mi, że o mnie nie myślałaś - zażądał, nie
pozwalając jej odwrócić wzroku. Zacisnął mocniej palce
na jej ramionach. - Powiedz mi szczerze, że ani razu nie
żałowałaś swojej ucieczki, a zawiozę cię do domu i już
nigdy nie wrócimy do tego tematu.
Wytrzymała jego spojrzenie. Sekundy mijały, a on
słyszał jedynie oddech wiatru i pieśń świerszczy. Serce
waliło mu jak młotem i czuł, że płonie od środka.
Domowe ognisko 83
Wreszcie, kiedy już myślał, że straci panowanie nad
sobą, przemówiła:
- %7Å‚al niczego nie zmienia.
- To nie jest odpowiedz.
- Jake, znasz odpowiedz - patrzyła mu w oczy - ale to
niczego nie zmienia.
- My możemy to zmienić.
- Możemy? - spytaÅ‚a, potrzÄ…sajÄ…c gÅ‚owÄ…. - Ale czy po­
winniśmy?
- Donno, już nie jesteśmy dziećmi. - Przesunął po
niej głodnym spojrzeniem. - Nie ma powodów do
ucieczki. Nie ma powodu, żebyśmy nie przeżywali tego,
czego oboje chcemy.
Zaśmiała się krótko.
- OczywiÅ›cie, że sÄ… powody - westchnęła. - Zbyt wie­
le, żeby je wyliczyć.
- One się nie liczą. - Patrzył, jak emocje przepływają
przez jej oczy, zbyt szybko, by mógł je zidentyfikować.
- Czyżby?
- PragnÄ…Å‚em ciÄ™ wtedy i pragnÄ™ ciÄ™ teraz. To wszystko,
co siÄ™ dziÅ› liczy.
Na krótki moment oparła czoło o jego pierś, po czym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl