[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedy nie gram. Nie mam żadnych informacji.
 Skąd ci ludzie wiedzą o nim?
 Nie wiem. Mnie nie mówią, skąd.
Judasz popatrzył na dno swego pustego kufla, dałem więc znak chłopcu, żeby podał
dwa następne.
 Dziękuję  powiedział.  Jakoś szybciej łykam piwo niż pan. Czy pan słyszał,
jak umarł ten Rohlmann?
 Mówiono mi, że został spalony na stosie jako czarnoksiężnik w roku tysiąc sześć-
set sześćdziesiątym pierwszym. Czy tak było?
 Ja też o tym słyszałem. Nie wiem. Złe czasy przyszły na czarnoksiężników i na
czarownice wtedy w siedemnastym wieku i w szesnastym, a jakże. Możliwe, że oni na-
102
leżą do jakichś tajnych stowarzyszeń, ci, którzy teraz pytają o niego. I możliwe, że te ich
tajne stowarzyszenia prowadzą zapiski o czarnoksiężnikach i różnych takich sprawach.
 Wierzy pan w istnienie tajnych stowarzyszeń?  zapytałem.
 Jestem pewny, że istnieją. Co do tego nie mam wątpliwości.
 A czarownice? A czarnoksiężnicy?
Judasz pociągnął wielki łyk piwa.
 Z pańskiego tonu  powiedział  od razu można poznać, że pan nie uznaje
takich rzeczy. Pan jest od nich daleko, więc dla pana nie istnieją. Ale pan się myli. Są
jeszcze jakieś pytania?
 Tak. O Rohlmannów. Czy ktoś z Rohlmannów mieszka teraz we Friedheim i co
o tej rodzinie mówią kroniki miasta?
 %7ładnego Rohlmanna już nie ma tutaj. Ani też nigdzie w tej okolicy. Pytano mnie
o to nieraz. Nie ma żadnego Rohlmanna. Ale w książce telefonicznej w Monachium
jest ich trzech. I wiem, że czterech Rohlmannów płaciło podatki we Friedheim do ro-
ku tysiąc siedemset dwudziestego ósmego. Potem już żaden. Ostatnia osoba z tym na-
zwiskiem w naszych księgach to była kobieta, Elżbieta Rohlmann. Pochowana w roku
103
tysiąc siedemset czterdziestym drugim. Miała sześćdziesiąt siedem lat, samotna. Rohl-
mannowie byli zupełnie zwyczajną rodziną. %7ładnych wzmianek o malarzach.
Popatrzył na mnie zachęcająco, tak samo jak ja wiedząc, jakie będzie następne py-
tanie. Nie spieszyło mi się, więc odczekałem chwilę.
 Gdzie oni mieszkali? W której części miasteczka?
To pytanie wyraznie sprawiło mu przyjemność.
 W starej  odpowiedział.  Oficerowie Oxenstara zajęli tam wiele domów
na swoje kwatery. W roku tysiąc sześćset trzydziestym drugim. Resztę domów Szwe-
dzi splądrowali, zniszczyli, spalili. Oxenstar sam był tutaj tylko przez tydzień. Ulica,
na której mieszkał, nazywa się Schwedische Strasse. Najlepsze domy. I mamy po dziś
dzień Friedlichstrasse i Gebetstrasse, też stare uliczki. I Hanswurstkreis.
 A ta ostatnia z Rohlmannów, Elżbieta? Gdzie ona mieszkała?
Judasz wstał.
 Ona jest na cmentarzu.  Uśmiechnął się.  To jedyny jej adres, jaki znam.
 Zaraza była w roku tysiąc sześćset trzydziestym drugim?
104
 Tak. Najpierw Szwedzi, potem zaraza, potem to ślubowanie. Rok pełen wyda-
rzeń  uśmiechnął się znowu, krzepki, wesoły człowiek, którego jakoś nie mogłem
uznać za Judasza.  Muszę już iść do domu  powiedział.  Niech pan wymyśli
więcej tych pytań, to znów się spotkamy.
 Wymyślę  zapewniłem.
Było już sporo piwoszów w sali. Wszyscy pozdrawiali Judasza, kiedy szedł do
drzwi. Bezsprzecznie on mnie zainteresował. Rozmowa z nim była przynajmniej czę-
ściowo rekompensatą za czas, który zmarnowałem na rysowanie krowy. Cudowne dziec-
ko z magazynu  Globus wyprzedziło mnie znacznie w pracy dziennikarskiej już przy
końcu pierwszego dnia. Postanowiłem zabrać się do roboty.
 Dziś wieczorem  zadecydowałem nagle  zjem kolację w jej hotelu, a nie
w swoim. Ciekawe, co konkurencja ma do zaproponowania.
ROZDZIAA PITY
 Geiger był hotelem nowocześniejszym niż  Bahnhof , a przecież niezaprzeczal-
nie małomiasteczkowym: wszystko lśniło, ale użyteczność dominowała nad estetyką
nawet w tym hotelu mającym pretensję do elegancji. Sala restauracyjna była duża, na
pozór nieproporcjonalnie duża, ale należało wziąć pod uwagę fakt, że wiele osób przy-
jeżdża na misteria do Friedheim tylko na jeden dzień, a więc potrzebuje posiłków bez
noclegu. Brzydka ośmiokątna sala, o ścianach zdobnych we freski z misteriów i z rzęda-
mi stolików ustawianych aż nazbyt równo oraz lożami pod ścianą zachodnią  małymi
106
jaskiniami w pseudokamiennych łukach, gdzie stały małe stoliki teoretycznie dla czte-
rech osób, ale właściwie dla dwóch.
Joan Terrill siedziała w środkowej loży z jakimś młodym blondynem. To właśnie
jego określiła słowami  najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego w życiu swoim widzia-
łam i może miała rację. Ten nie był brodaty: profil miał ostry, czyste linie rysów i cerę
jak z brązu. Włosy bujne, kędzierzawe i długie. Długie włosy chłopców w Stanach
Zjednoczonych już mi się opatrzyły, ale we Friedheim przecież oznaczały wysiłek, że-
by cofnąć się w pierwsze stulecie naszej ery. Wiedziałem, że to jest Jan z misteriów
pasyjnych,  ukochany uczeń Chrystusa.
Ci dwoje w loży nie widzieli mnie i doprawdy nie wypadało mi gapić się na nich,
toteż kiedy już odnotowałem pierwsze, że tak powiem, fotograficzne wrażenie, w ogóle
przestałem o nich myśleć. Musiałem zająć się cielęciną gotowaną po niemiecku, jarzy-
nami nie z puszki i nie mrożonymi, i miejscowym białym winem. Nie myślałem o Joan
Terrill i jej towarzyszu, dopóki oni wychodząc nie zatrzymali się przy moim stoliku.
 Panie Donner  powiedziała Joan Terrill.  To jest pan Johann Veit, który
w misteriach gra apostoła Jana.
107 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl