[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Młodego chłopaka.
- Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem
Głos miał przyjemny, z lekkim akcentem, którego nie umiała określić. Wcale
nie było w nim słychać skruchy.
Ulga nadeszła tak nagle i była tak sima, że to aż zabolało. Zgarbiła się i
usłyszała własny oddech, który wyrwał jej się w długim westchnieniu.
To tylko jakiś facet, były uczeń albo pomocnik woznego. Zwyczajny facet,
który leciutko się uśmiechał, jakby rozbawiło go to, że na jego widok o mało nie
zemdlała.
No cóż... Może jednak nie taki zupełnie zwyczajny facet. Był zaskakująco
przystojny. Twarz miał bladą w tym dziwnym półmroku, ale widziała wyraziste,
niemal idealne rysy pod szopą ciemnych włosów. O takich kościach policzkowych
marzą rzezbiarze. Prawie ginął w mroku, bo był ubrany na czarno - miękkie czarne
buty, czarne dżinsy, czarny sweter i skórzana kurtka.
Nadal lekko się uśmiechał. Ulga Eleny zamieniła się w gniew.
- Jak się tu dostałeś? - spytała ostro. - Co tu w ogóle robisz? Nikogo innego nie
powinno być w sali gimnastycznej.
70
- Wszedłem drzwiami - powiedział. Głos miał łagodny, kulturalny, ale nadal
słyszała w nim rozbawienie i to ją wyprowadzało z równowagi.
- Wszystkie drzwi są pozamykane - powiedziała krótko i dobitnie. Uniósł brwi
i się uśmiechnął.
- Naprawdę?
Elena poczuła kolejny przypływ lęku. Zaczęły jej się jeżyć włoski na karku.
- Drzwi miały być zamknięte - powiedziała najzimniejszym tonem, na jaki
umiała się zdobyć.
- Jesteś zła - powiedział poważnie. - Przepraszam, że cię przestraszyłem
- Nie bałam się! - ucięła. W jakiś sposób czuła się przy nim głupio, jak dziecko,
uspokajane przez kogoś o wiele mądrzejszego i bardziej doświadczonego. To ją
jeszcze bardziej rozgniewało. - Byłam tylko zaskoczona - ciągnęła. I chyba trudno się
temu dziwić, skoro skradałeś się po ciemku w taki sposób.
- W mroku dzieją się ciekawe rzeczy... czasami. Nadal się z niej śmiał,
widziała to wyraznie w jego oczach
Podszedł o krok bliżej, a ona dostrzegła, że jego oczy były niezwykłe, niemal
czarne, ale płonęły w nich jakieś dziwne ogniki. Jakby zaglądając w nie coraz głębiej i
głębiej, możną było się w te oczy zapaść i tak już spadać wiecznie.
Zdała sobie sprawę, że się na niego gapi. Dlaczego światła wciąż się nie
zapalały? Chciała się stąd wydostać. Odsunęła się tak, żeby między nimi znalazł się
rząd trybun i schowała ostatnie dwa segregatory do pudła. O reszcie pracy
zaplanowanej na dzisiejszy wieczór gotowa była zapomnieć. Teraz ważne było tylko
to, żeby się stąd wydostać.
Przedłużające się milczenie wyprowadzało ją z równowagi. On tylko stał bez
ruchu i przyglądał się jej. Dlaczego nic nie mówił?
- Szukasz kogoś? - Była na siebie zła, że to ona pierwsza się odezwała.
Nadal tylko na nią patrzył, wpijając w nią spojrzenie ciemnych oczu w sposób,
który coraz bardziej zbijał ją z tropu. Z trudem przełknęła ślinę.
Nie odrywając spojrzenia od jej warg, mruknął:
- Och, tak.
- Co? - Zapomniała już, o co pytała. Policzki i szyja zaczęły jej się oblewać
rumieńcem od napływającej krwi. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Gdyby tylko
przestał tak na nią patrzeć...
- Owszem, szukam kogoś - powtórzył nie głośniej niż przedtem. A potem
jednym krokiem zbliżył się do niej tak, że dzielił ich tylko kraniec siedzenia na
trybunie.
Elena nie mogła złapać tchu. Stał tak blisko. Dość blisko, by móc jej dotknąć.
Czuła delikatny zapach wody kolońskiej i skóry jego kurtki. I nadal nie odrywał
spojrzenia od jej oczu, a ona nie była w stanie odwrócić wzroku. Nigdy jeszcze nie
widziała takich oczu, czarnych jak północ, ze zrenicami szerokimi jak u kota. Kiedy
zbliżał się do niej, przesłoniły jej cały świat. Pochylił głowę w jej stronę. Czuła, że
przymyka oczy, że już niewiele widzi. Ze odchyla głowę do tyłu, rozchyla usta...
Nie! W ostatniej chwili odwróciła głowę na bok. Czuła się tak, jakby właśnie
cofnęła się znad krawędzi przepaści. Co ja robię? - pomyślała, zaszokowana. O mały
71
włos nie pozwoliłam mu się pocałować.
Nieznajomemu, którego po raz pierwszy zobaczyłam kilka minut temu.
Ale to nie było jeszcze najgorsze. Bo w ciągu tych kilku minut wydarzyło się
coś niewiarygodnego. Zupełnie zapomniała o Stefano.
Ale teraz jego obraz pojawił się w jej myślach, a tęsknota za nim odezwała się
w jej ciele niemal fizycznym bólem Pragnęła Stefano, tego, żeby ją objął i żeby
wreszcie poczuła się bezpieczna.
Przełknęła ślinę. Skrzydełka nosa zadrżały jej, kiedy głęboko odetchnęła.
Próbowała odezwać się głosem spokojnym i pełnym godności. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl