[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Wiesz już, że nie jest to tylko moja tajemnica, ale również twojej siostry. Cieszę
się, że ją poznałaś. - Marco otoczył dłońmi twarz Talii i zmusił, by na niego spojrzała. -
Nie chcę niczego przed tobą ukrywać.
- To dlaczego to robisz? - Chwyciła go rozpaczliwie za ręce. - Możesz mi powie-
rzyć swoje sekrety, u mnie będą bezpieczne.
- Ale co chcesz usłyszeć?
- Nie wiem nawet, od czego zacząć. Powiedz mi, jak to jest naprawdę z tą lady
Riverton. Przyjechałeś do Bath, aby odnalezć skradzione przez nią srebra, czy tak?
Marco skinął głową
- I co? Znalazłeś je?
- Gdybym je znalazł, już by mnie tu nie było, bo odwoziłbym je tam, gdzie ich
miejsce. Jeżeli ona nadal je ma, to je bardzo dobrze ukryła.
- A może już je sprzedała?
- Dowiedziałem się przez swoje koneksje, że taka kolekcja nie pojawiła się na
rynku antykwarycznym. Poza tym, gdyby ktoś kupił te srebra, nie omieszkałby się po-
chwalić.
- Racja. Czyli lady Riverton wciąż je ma, a ty próbujesz je odzyskać. Ale w jakim
celu? - Talia zmarszczyła brwi. - Chcesz te srebra dla siebie?
- Posłuchaj... - zaczął, gdy nagle buchnął gwar rozmów i Talia odskoczyła jak opa-
rzona. - Nie możemy tu rozmawiać.
Talia spojrzała przez ramię. Głosy, coraz bliższe, wdarły się brutalnie w ich mały
światek. Czas naglił, mimo to nie chciała puścić Marca.
- Ale powiesz mi? - zapytała szybko.
- Bo jak nie, to będziesz mnie prześladowała do końca życia?
- Oczywiście, że tak. Nienawidzę nierozwiązanych zagadek.
R
L
T
- Chodzmy już. Pózniej porozmawiamy. - Marco raz jeszcze pocałował Talię,
szybko i zachłannie, a potem ją odwrócił i pchnął w stronę korytarza.
Talia poprawiła włosy i suknię, a potem spojrzała za siebie, ale on już rozpłynął się
w mroku. Zaczerpnęła tchu i dała nura w tłum wylewający się do foyer na przerwę.
Nie dostrzegła ani Kaliope, ani Camerona, więc pewnie czekali w loży na gości, a
także na nią. Nie miała jednak ochoty tam wracać, bo czuła, że wciąż płoną jej policzki,
obawiała się też zbyt dociekliwych spojrzeń siostry, więc skierowała się ku schodom,
aby poszukać bufetu.
Na półpiętrze mignął jej turban lady Riverton; zielone pióra kołysały się ponad
głowami tłumu. Ruszyła więc w ślad za nimi, rozpychając się łokciami i nadeptując na
treny sukien. Gdy wreszcie dotarła do jakiegoś spokojniejszego miejsca, zobaczyła, że
lady Riverton przystaje obok potężnego mężczyzny w liberii portiera, wsuwa mu dys-
kretnie złożony papierek do ręki, po czym się oddala, a karteczka znika w rękawie sługi.
Talia zaczęła się zastanawiać, czy to nie przywidzenie, ale uznała, że nie. Całkiem
niedawno ona sama także przekazała potajemnie pewną wiadomość.
Mężczyzna obejrzał się nagle. Twarz miał kwadratową, ponurą, z szeroką blizną
przecinającą szczękę i policzek. Po chwili zniknął za głównymi drzwiami, a Talia poszła
dalej, śladem lady Riverton, która tymczasem dołączyła do Domenica.
Widząc, jak bierze od niego szklaneczkę ponczu, Talia zawróciła i już miała ruszyć
na poszukiwanie Marca, żeby mu o tym opowiedzieć, gdy całkiem niespodziewanie na-
tknęła się na szwagra.
- O, tu jesteś, Talio! - ucieszył się. - Kaliope zaczęła się o ciebie martwić.
- Musiałam się trochę przewietrzyć - odparła, starając się oddychać normalnie. -
Nie chciałam jej martwić.
- Wszystko w porządku, zostawiłem ją z lady Billingsfield. Może przyniesiemy jej
lemoniady?
Talia pokiwała głową i ujęła go pod ramię. O lady Riverton i tym portierze z blizną
powie Marcowi pózniej. Czy to nie dziwne, pomyślała, że tak prędko z podejrzanego stał
się jej sprzymierzeńcem? I jak długo potrwa taki stan, zanim znów zmieni się cały układ
sił?
R
L
T
Po odejściu Talii Marco stał jeszcze przez dłuższą chwilę w ciemnej niszy, oddy-
chając głęboko i próbując zapanować nad pobudzonym ciałem. Ilekroć znajdował się
blisko Talii, ilekroć spoglądał jej w oczy lub dotykał jej ręki, z miejsca tracił głowę. Na-
wet teraz w tym ciemnym kącie spowity zapachem jej perfum, nie potrafił myśleć o ni-
czym innym jak tylko o niej, o smaku jej ust, aksamitnej skórze i o tym, że wciąż było
mu jej za mało.
Niech to wszyscy diabli! - zaklął w duchu. Takie atrakcje nie są mu potrzebne.
Jeszcze tej samej nocy był umówiony na wzgórzach za miastem z jednym ze swoich in-
formatorów. Wyglądało na to, że coś wreszcie drgnęło, i teraz powinien się skupić wy-
łącznie na tym, aby doprowadzić sprawy do pomyślnego finału. Jego misja w Anglii bę-
dzie tym samym zakończona i będzie mógł wrócić do Florencji.
Niestety, wciąż coś go rozpraszało, a Talia jeszcze bardziej pomieszała mu szyki.
Powinien był przewidzieć, że wszystkiego się domyśli. Była za bystra, zbyt chętna do
udziału w każdej akcji i gotowa na wszelkie ryzyko.
Właśnie to go w niej zachwyciło: żarliwy duch, nieustępliwa wola, pasja. Powinna
więc być bezcennym atutem, to nie podlegało kwestii. Nie zniósłby jednak, gdyby coś
złego jej się przytrafiło. Dlatego będzie musiał odsunąć Talię od pewnych spraw na tyle,
na ile to możliwe.
Wyjrzał ostrożnie z niszy. Korytarz nadal był pełen ludzi, bo wciąż trwała przerwa,
ale wkrótce wszyscy wrócą na salę. Miał nadzieję, że Talia jest już w swojej loży pod
czujnym okiem siostry, lady Westwood. Szkoda, że nie może w niej zostać aż do czasu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl