[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wezwaniu policji. - U nas, u nas - zaczynał, wybuchając nagle oburzeniem - słowem, u nas, w
porządnie zorganizowanym państwie, gdzie jest władza, zaraz by się zaopiekowano takimi
staruchami! Tak, szanowny panie, tak-ciągnął dalej, wpadając nagle w ton gromiący, podnosząc się
z miejsca i chodząc po pokoju - pan jeszcze o tym nie wiedział, szanowny panie - zwrócił się do
jakiegoś fikcyjnego szanownego pana w kącie - no to się pan dowie... u nas takie staruchy krótko
się trzyma... tak... o, niech to diabli wezmą! I rzucał się znów na kanapę, a po chwili, omal nie
płacząc, zasapany, zaczynał mi mówić - że przecież m-lle Blanche dlatego nie chce za niego wyjść,
że zamiast depeszy przyjechała babcia i że teraz już jest jasne, że nie otrzyma spadku. Zdawało mu
się, że ja nic jeszcze o tym nie wiem. Zacząłem mówić o des Grieux; machnął ręką: „Wyjechał!
Wszystko, co mam, jest u niego zastawione; jestem goły jak bizun! Te pieniądze, które pan
przywiózł... te pieniądze - nie wiem, ile ich tam jest, zdaje się, coś siedemset franków zostało, i
tyle, fo wszystko, a co dalej - nie wiem, nie wiem!...” - Jakże pan hotel zapłaci? - zawołałem z
przestrachem - i... cóż potem? Popatrzył w zamyśleniu, ale, zdaje się, nic nie rozumiał, a nawet nie
dosłyszał może moich słów. Spróbowałem mówić o Polinie Aleksandrownie, o dzieciach;
odpowiedział pośpiesznie: „Tak! tak!” - ale zaraz znowu zaczynał mówić o księciu, 970
o tym, że teraz Blanche z nim odjedzie i „wówczas... wówczas - cóż mam robić, Aleksy
Iwariowiczu? - zwracał się nagle do mnie - na Boga! Cóż mam robić - niech pan przyzna, przecież
to niewdzięczność! Przecież to niewdzięczność?” W końcu zalał się rzęsistymi łzami.
Nie było co robić z takim człowiekiem; zostawić go samego również było niebezpieczne; kto wie,
mogło mu się coś przytrafić. Zresztą, udało mi się go jakoś pozbyć, ale dałem znać niani, żeby
często do niego zaglądała, i oprócz tego pomówiłem ze służącym, człekiem bardzo sprytnym; ten
również obiecał mi, że będzie uważał. Zaledwie opuściłem generała, zjawił się u mnie Potapycz z
wezwaniem do babci. Była ósma i babcia dopiero co wróciła z kasyna po ostatecznym zgraniu się.
51
Udałem się do niej: staruszka siedziała w fotelu, wymęczona i wyraźnie chora. Marfa podawała jej
szklankę herbaty, którą prawie w nią wmusila. I głos, i ton babci bardzo się zmienił. - Jak się pan
ma, Aleksy Iwanowiczu - powiedziała wolno i poważnie pochylając głowę - przepraszam, że
jeszcze raz pana trudzę, niech pan wybaczy staremu człowiekowi. Mój drogi, wszystko tam
zostawiłam, prawie sto tysięcy rubli. Miałeś rację, żeś wczoraj ze mną nie poszedł. Teraz jestem
bez pieniędzy, nie mam ani grosza. Nie chcę zwlekać ani chwili i o wpół do dziesiątej jadę.
Posłałam do twojego Anglika, Astleya czy jak, i chcę go prosić o pożyczenie na tydzień trzech
tysięcy franków. Powiedz mu więc, żeby sobie nic nie pomyślał i nie odmówił. Jeszcze jestem dość
bogata, mój drogi. Mam ttzy wsie i dwa domy. A i pieniądze jeszcze się znajdą, nie wszystko
zabrałam ze sobą. Mówię to dlatego, żeby nie miał jakich wątpliwości... Ale otóż i on! Zaraz
można poznać, z kim się ma do czynienia. Mister Astley pośpieszył na pierwsze wezwanie babci.
Bez namysłu i nie mówiąc-wiele, natychmiast wręczył jej trzy tysiące franków na weksel, który
babka podpisała. Załatwiwszy sprawę, ukłonił się i wyszedł. - A teraz żegnaj i ty, Aleksy
Iwanowiczu. Została jeszcze godzina i parę minut - chcę się trochę położyć, kości mnie bolą. Bądź
pobłażliwy dla mnie, głupiej starej. Teraz już nie będę młodych obwiniać o lekkomyślność, a i tego
nieszczęsnego generała też grzech teraz winić. Pieniędzy mu jednak nie dam, 971
bo, moim zdaniem, to kompletny dureń,-ale i ja, stara wariatka, .nie jestem od niego mądrzejsza.
Słusznie, Bóg i na starość nie daruje i ukarze dumę. No, bywaj zdrów. Marfą, podnieś mnie.
Jednakże chciałem babcię odprowadzić. Poza tym byłem w jakimś oczekiwaniu, wciąż się
spodziewałem, że lada chwila coś się musi zdarzyć. Nie mogłem usiedzieć u siebie. Wychodziłem
na korytarz, nawet na chwilę wyszedłem przejść się po alei. List mój do niej był jasny i
zdecydowany, a obecna katastrofa-z pewnością była ostateczną. W hotelu usłyszałem o wyjeździe
des Grieux. Wreszcie jeżeli Polina nawet mnie odepchnie jako przyjaciela, to może nie odepchnie
jako sługę. Przecież jestem jej potrzebny, przydam się choćby na posyłki, inaczej być nie może!
Przed odjazdem pociągu poszedłem na dworzec i ulokowałem babcię. Wszyscy razem zajęli
osobny przedział familijny. „Dziękuję ci, mój drogi, za twoją bezinteresowną sympatię-pożegnała
się ze mną babcia - a powtórz Praskowii to, o czym jej wczoraj mówiłam - będę na nią czekała.” [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl