[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sądem.
- Nie wiem - westchnęła. - Myślę, że on je nienawidził. Były stare, wstrętne, brzydkie,
może zmuszały go do rzeczy, na które nie miał ochoty. Właśnie wtedy, gdy jedna z nich
chwyciła nóż, aby mu nie pozwolić iść na plażę, ta nienawiść wybuchnęła w nim do tego
stopnia, że je zabił. Pamięta pan, że zapytałam go, czy nie lubi kobiet. Nic mi wtedy nie
odpowiedział, ale ja myślę, że on miał uraz do kobiet po tym, jak go żona rzuciła, gdy był
chory.
- Obrońca sugerował coś w tym rodzaju - rzekł Piotr. - W takiej sytuacji, być może,
psychiatrzy skłonni byliby uznać, że popadł w stan, w którym doszło do zakłócenia jego
czynności psychicznych. Ale nic było do tego dostatecznych przesłanek. On sam zaprzeczał,
jakoby z siostrami Aojek łączyło go coś więcej niż mieszkanie we wspólnej izbie.
Powoływanie się na niepamięć o zbrodniczym czynie było chyba zwykłym i to prymitywnym
wybiegiem. Co drugi zabójca twierdzi, że nie pamięta, jak doszło do zabójstwa.
Zdemaskowało go pięćdziesiąt tysięcy złotych znalezione w skrytce auta, no i to, że po
zabójstwie zachowywał się tak normalnie.
- Pan nie znał sióstr Aojek. Można je było nienawidzić. Były wstrętne przez to, że się
nieustannie malowały i tleniły, nie potrafiły pogodzić się ze swoim wiekiem. Wieczorami
siadały na ławce przed domem i obserwowały każdego, kto przechodził uliczką. Gdy szłam
do domu z mężczyzną, bałam się na nie spojrzeć, tyle było złości w ich oczach. Jestem
pewna, że je nienawidził.
- To go nie usprawiedliwia. Nienawiść jest uznawana przez sąd za niską pobudkę i nie
powoduje złagodzenia wyroku.
- Powiedział to pan takim tonem, jakby pan nigdy w życiu nie przeżył uczucia
nienawiści - powiedziała drwiąco. - A ja nienawidziłam, mocno nienawidziłam - wybuchnęła.
- I dlatego potrafię zrozumieć Labudę.
Jej ręce leżące na kolanach obciągniętych spódniczką nagle bezwiednie poczęły drgać.
 Ma za sobą przykry romans - pomyślał. Bez trudu mógł sobie wyobrazić banalną historię:
ona, on i ta trzecia. Od razu stracił zainteresowanie dla tej dziewczyny.
- Pani jest, zdaje się, po rozwodzie. To są zazwyczaj dość przykre sprawy -
powiedział, udając współczucie i zrozumienie.
Podniosła się z fotela.
- Napije się pan czegoś? Może kawy? - zaproponowała.
Poprosił o kawę. Zapalił nowego papierosa. Czekanie na dozorczynię wydawało mu
się bezużyteczną stratą czasu. Ta dziewczyna była bardzo ładna i skoro już siedział w jej
mieszkaniu, to przynajmniej mógłby z nią porozmawiać o czymś innym niż o Labudzie, na o
nienawiści, miłości, o rozwodach. Ale miał ochotę mówić o Labudzie, choć zdawał fobie
sprawę, że ona nie mogła mu dorzucić nic nowego do tego, co już wiedział o tym człowieku.
Tym hardziej wiec pozostawanie tutaj nie miało sensu.
Lecz nie ruszył się z fotela.
- Nie zgodziłabym się zostać ławnikiem - powiedziała nalewając wodę do czajnika.
- Ja też tak myślałem - rzekł.
- Ale pan nim został.
- I nawet polubiłem te godziny spędzane w sądzie. Wydawało mi się, że tam właśnie
stykam się z tą stroną tycia, która do tej pory była mi bardzo mało znana. Od sprawy Labudy
myślę o sądzie z pewną niechęcią.
Zapaliła gaz na kuchni i wróciła do swego fotela.
- Wydaje mi się - rzekła - że na to, aby osądzać innych, trzeba być lepszym od innych.
Czy pan się czuje lepszy?
- Nie wymagają ode mnie, żebym był lepszy. Każą mi być uczciwym i
sprawiedliwym. Przypuszczam, że można mnie uważać za człowieka uczciwego. A co do
owej sprawiedliwości to, wyznaję, że nie za bardzo wiem, co należy przez nią rozumieć.
- Wymierza pan sprawiedliwość nie wiedząc, co ona oznacza?
- Tak wszyscy robią. Określamy stopień winy i wymierzamy karę zgodną z kodeksem.
Ten akt nazywamy sprawiedliwością. Ale ja zapytywałem siebie, czy sam jestem
 człowiekiem sprawiedliwym , a to już zupełnie inna historia. Wystarczy mi, że wydaję się
sobie człowiekiem uczciwym.
- Co pan przez to rozumie?
- Nie okradłem nikogo, nie zabiłem, staram się nie zrobić nikomu krzywdy, a jeśli tę
krzywdę czynię, to zaręczam, że nieświadomie.
- To chyba bardzo mało - zaśmiała się.
- Tak pani sądzi? - zdumiał się. Zawsze był pewien, że to właśnie jest bardzo dużo.
- Nigdy pan, na przykład, nie zdradził swojej żony? - powiedziała śmiejąc się.
Mógł, oczywiście, nie odpowiedzieć. Ona nie była powołana, żeby go indagować o
takie sprawy. Ale irytowało go, że powątpiewa o jego uczciwości.
- Nie, proszę pani. Nigdy - odrzekł z powagą.
Przestała się śmiać. Wydawało mu się, że znowu zauważył drganie jej rąk leżących na
kolanach.
- Dlaczego? - niemal krzyknęła.
- Co za śmieszne pytanie - wzruszył ramionami. - Przeżyłem z nią ładną historię i
kawałek ładnego życia. Jak się coś takiego przeżyje, to nie warto psuć sobie smaku.
- Pańska żona musi być bardzo szczęśliwa - powiedziała patrząc mu w oczy.
Nie wiadomo dlaczego, zaczerwienił się. A właściwie to wiedział, dlaczego się
czerwieni. Chciał skłamać i powiedzieć:  Tak, jest szczęśliwa .
- Nie wiem, czy jest szczęśliwa - rzekł, uciekając spojrzeniem w okno. - Narzeka, że
stałem się oschły.
- Na pewno wydaje się jej, że ją pan krzywdzi. Jest więc ktoś, komu wyrządza pan
krzywdę.
- To nie moja wina - stwierdził. Ta rozmowa zaczynała go denerwować. Mimo to
powiedział jeszcze: - Sam nie wiem, dlaczego staję się coraz bardziej oschły we wszelkich
stosunkach z ludzmi. Coś we mnie umarło.
- I pan chce sądzić innych ludzi? - zawołała. - Pan, który nigdy nie zdradził swojej
żony, który na pewno nie pomyślał o zabójstwie, bo nikogo pan nie nienawidził, nie mówiąc
o tym, że zapewne nigdy nie przyszła panu do głowy myśl o kradzieży. Przecież pan nie
potrafi zrozumieć człowieka, którego pan sądzi. Nie zdoła pan wniknąć w motywy jego
postępowania. Pan myśli o przestępstwie jak ślepy o kolorach. Nie chciałabym, aby
kiedykolwiek sądził mnie taki człowiek jak pan. Nie mogłabym u niego liczyć na zrozumienie
i na sprawiedliwość - powtórzyła. - Bo pan nie jest człowiekiem sprawiedliwym, a tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl