[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najbardziej dumnych i rzadkich ludów. Czy nadal nic nie rozumiesz?
- Och, rozumiem aż nadto. Przeczytałem wszystko o Ubasti.
A zatem wiedziałbyś, że nie należy traktować Lorie jak zwykłej kury domowej. Och,
Lorie, nie płacz ma chere. Spójrz na nią, Gene. Czy nie widzisz jej godności i dumy?
- Jakiej dumy? - spytał Gene. - Lwiej dumy?
- Och, Lorie - zatroskała się matka - uspokój się, kochanie, nie płacz.
Gene podszedł do szafki i zaczai zbierać swoje przybory toaletowe. W lustrze widział
panią Stemple śledzącą jego ruchy. Chciał pokazać, że się nie boi, że nie jest bezradną gazelą,
chociaż serce biło mu jak młotem i trzęsły się ręce.
- Co zamierzasz zrobić? - spytała pani Semple. - Czy zamierzasz zostawić tę biedną
dziewczynę, samotną i porzuconą?
Gene nie odwrócił się.
- Czy pozwolisz tej istocie walczyć na własną rękę o przetrwanie w świecie, który jej
nienawidzi? Czy to właśnie chcesz zrobić?
- Zobaczę się jutro z adwokatem - odparł Gene. - Sądzę, że coś wymyślimy.
- Zdecydowałeś, że już jej nie kochasz, ponieważ ona zachowuje się dziwnie i miewa
apetyt na surowe mięso? Ot tak sobie?
- Tego nie mówiłem - zaprzeczył Gene twardo. - Powiedziałem tylko, że dłużej nie
zniosę takiego zachowania. Już raz zostałem paskudnie ugryziony
i okaleczony. Dziś jest jedynie sprawą przypadku, że niezjedzony żywcem. Mogę
pogodzić się z pewnymi jej niedostatkami fizycznymi i całą tą sprawą dziedzictwa Lorie, lecz
nie przejdę do porządku dziennego nad niebezpieczeństwem, jakie ono niesie. Pani Semple,
jeśli chce pani znać całą prawdą, to robię w spodnie ze strachu.
Podszedł do szafy, wziął swoją walizkę i spakował do niej przyniesione do posiadłości
Semple'ów koszule, skarpety oraz krawaty. Lorie nadal klęczała na dywanie, zasłaniając
dłońmi oczy, a matka stała za nią, delikatnie głaszcząc jej włosy.
- No cóż - powiedział Gene - to by było na tyle.
- Jesteś pewien? - spytała pani Semple. - Nawet jeśli udzielę ci pewnych gwarancji?
- Gwarancji? Jakich gwarancji?
- Przypuśćmy, że zagwarantuję ci bezpieczeństwo i spokój umysłu.
- W jaki sposób?
- W nocy moglibyśmy zamykać Lorie w pokoju obok, tym samym, w którym kiedyś
przebywałeś. Mógłbyś mieć klucz. Poza tym Mathieu mógłby pożyczyć ci swoją strzelbę.
Trzymałbyś ją przy łóżku i w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa mógłbyś jej użyć.
- I tak właśnie ma wyglądać miłość? Zamknięte drzwi i naładowana broń?
Pani Semple wstała i wzięła go za rękę.
- Gene, to nie potrwa długo. Gdy już będzie wiedziała, że z nią zostajesz i że chcesz
jej pomóc, powoli jej stan się polepszy. Gene, przecież ją kochasz. Pomóż jej wyzdrowieć.
Spróbuj sprawić, by mogła żyć jak normalna istota ludzka. Czy nie widzisz, jak jej zle bez
twojej miłości? Nigdy nie pokocha nikogo tak, jak ciebie. Czy chcesz, by pozostała taka do
końca życia?
- Przypuśćmy, że wedrze się tu w nocy i zaatakuje mnie? Przypuśćmy, że będę musiał
do niej strzelić? Co wtedy?
- To się nie zdarzy. Broń ma służyć wyłącznie twojemu spokojowi.
- Skąd ta pewność? A co z pani własnym mężem? Czyż jemu nie przydarzyło się to
samo?
- On zmarł w Kanadzie, Gene. Rozerwał go niedzwiedz.
- Chce pani powiedzieć, że to wyglądało, jakby rozszarpał go niedzwiedz.
Pani Semple cofnęła dłoń i wróciła do Lorie, która teraz siedziała na brzegu łóżka,
obejmując się ramionami, jakby było jej zimno.
- Wiem, jakie masz podejrzenia, Gene. Wiem też, że jesteś w szoku. Mogę cię jedynie
prosić o przebaczenie.
Gene oblizał wargi. Czuł się niepewnie. Opuszczenie Lorie było z pewnością
najłatwiejszym i najbezpieczniejszym wyjściem, lecz jakim okazałby się mężczyzną, gdyby
tak postąpił? Jakim mężem? Wiedział, że ona może być niebezpieczna, lecz nie zrobiła nigdy
nic bardziej groznego niż zwykła wariatka. Być może z pomocą Petera Gravesa, tego
psychiatry, mógł uczynić z Lorie pełnego człowieka. W końcu nawet prawdziwe lwy i
tygrysy dawały się wytresować. Dlaczego istota na wpół ludzka nie mogłaby osiągnąć tego
samego?
- Proszę, Gene, nie opuszczaj mnie - poprosiła Lorie płaczliwie, przekonując go w
końcu.
- Okay - westchnął ciężko. - Spróbujemy jeszcze raz. Ale tym razem po mojemu.
Załatwimy operację plastyczną. Pójdziemy do wykwalifikowanego psychiatry. I będziemy
zamykać drzwi od sypialni na cztery spusty, dopóki się nie upewnię, że chcę cię wypuścić.
Podszedł do łóżka i wziął Lorie w ramiona. Obok stała pani Semple, z zadowolonym,
kocim uśmiechem.
Peter Graves wyszedł z pokoju przyjęć i zamknął za sobą drzwi. Wyglądał na głęboko
zadumanego. Gene, który siedział czytając pomięte egzemplarze Time", uniósł głowę.
- No i...? Co o tym sądzisz?
Peter usiadł i oparł brodę na dłoniach.
- Masz rację, ona jest naprawdę dziwna - stwierdził. - Prawdę mówiąc, jest
najdziwniejszym przypadkiem, z jakim miałem do czynienia.
Gene odłożył magazyn.
- Słuchaj, Peter. Tyle to już wiem. Dlatego właśnie tu jesteśmy. Chciałbym raczej
dowiedzieć się, co jest nie tak i jak możesz temu zaradzić.
Peter rozparł się wygodnie.
- No cóż - powiedział powoli - nie jest to żadna z tych psychoz, które leczy się metodą
wstrząsową. Mówiąc szczerze, nie mam nawet pewności, czy to psychoza.
- Jeśli ona nie ma psychozy, to co z nią jest?
- Nie jestem pewien. Widzisz, w żargonie naukowym psychoza jest zaburzeniem
osobowości, w którym relacja podmiotu do rzeczywistości zostaje poważnie zachwiana, ale
twoja żona wydaje się mieć bardzo spójne spojrzenie na rzeczywistość, mimo iż realia, o
których mówi, są nieco... niezwykłe.
- Chcesz powiedzieć, że nic jej nie jest?
- Tego bym nie powiedział. Możesz zwrócić się do kogoś innego. Ona jest lekko
neurotyczna, jeśli chodzi o jej stosunek do ciebie, i czuje się winna, ponieważ naopowiadała
ci kłamstw, lecz poza tym wydaje się równie normalna, jak ktokolwiek inny.
- A co z tą niezwykłą rzeczywistością? Peter wzruszył ramionami.
- Jest niezwykła, ponieważ niepodobna do naszej. Lorie sądzi, że posiadanie większej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
najbardziej dumnych i rzadkich ludów. Czy nadal nic nie rozumiesz?
- Och, rozumiem aż nadto. Przeczytałem wszystko o Ubasti.
A zatem wiedziałbyś, że nie należy traktować Lorie jak zwykłej kury domowej. Och,
Lorie, nie płacz ma chere. Spójrz na nią, Gene. Czy nie widzisz jej godności i dumy?
- Jakiej dumy? - spytał Gene. - Lwiej dumy?
- Och, Lorie - zatroskała się matka - uspokój się, kochanie, nie płacz.
Gene podszedł do szafki i zaczai zbierać swoje przybory toaletowe. W lustrze widział
panią Stemple śledzącą jego ruchy. Chciał pokazać, że się nie boi, że nie jest bezradną gazelą,
chociaż serce biło mu jak młotem i trzęsły się ręce.
- Co zamierzasz zrobić? - spytała pani Semple. - Czy zamierzasz zostawić tę biedną
dziewczynę, samotną i porzuconą?
Gene nie odwrócił się.
- Czy pozwolisz tej istocie walczyć na własną rękę o przetrwanie w świecie, który jej
nienawidzi? Czy to właśnie chcesz zrobić?
- Zobaczę się jutro z adwokatem - odparł Gene. - Sądzę, że coś wymyślimy.
- Zdecydowałeś, że już jej nie kochasz, ponieważ ona zachowuje się dziwnie i miewa
apetyt na surowe mięso? Ot tak sobie?
- Tego nie mówiłem - zaprzeczył Gene twardo. - Powiedziałem tylko, że dłużej nie
zniosę takiego zachowania. Już raz zostałem paskudnie ugryziony
i okaleczony. Dziś jest jedynie sprawą przypadku, że niezjedzony żywcem. Mogę
pogodzić się z pewnymi jej niedostatkami fizycznymi i całą tą sprawą dziedzictwa Lorie, lecz
nie przejdę do porządku dziennego nad niebezpieczeństwem, jakie ono niesie. Pani Semple,
jeśli chce pani znać całą prawdą, to robię w spodnie ze strachu.
Podszedł do szafy, wziął swoją walizkę i spakował do niej przyniesione do posiadłości
Semple'ów koszule, skarpety oraz krawaty. Lorie nadal klęczała na dywanie, zasłaniając
dłońmi oczy, a matka stała za nią, delikatnie głaszcząc jej włosy.
- No cóż - powiedział Gene - to by było na tyle.
- Jesteś pewien? - spytała pani Semple. - Nawet jeśli udzielę ci pewnych gwarancji?
- Gwarancji? Jakich gwarancji?
- Przypuśćmy, że zagwarantuję ci bezpieczeństwo i spokój umysłu.
- W jaki sposób?
- W nocy moglibyśmy zamykać Lorie w pokoju obok, tym samym, w którym kiedyś
przebywałeś. Mógłbyś mieć klucz. Poza tym Mathieu mógłby pożyczyć ci swoją strzelbę.
Trzymałbyś ją przy łóżku i w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa mógłbyś jej użyć.
- I tak właśnie ma wyglądać miłość? Zamknięte drzwi i naładowana broń?
Pani Semple wstała i wzięła go za rękę.
- Gene, to nie potrwa długo. Gdy już będzie wiedziała, że z nią zostajesz i że chcesz
jej pomóc, powoli jej stan się polepszy. Gene, przecież ją kochasz. Pomóż jej wyzdrowieć.
Spróbuj sprawić, by mogła żyć jak normalna istota ludzka. Czy nie widzisz, jak jej zle bez
twojej miłości? Nigdy nie pokocha nikogo tak, jak ciebie. Czy chcesz, by pozostała taka do
końca życia?
- Przypuśćmy, że wedrze się tu w nocy i zaatakuje mnie? Przypuśćmy, że będę musiał
do niej strzelić? Co wtedy?
- To się nie zdarzy. Broń ma służyć wyłącznie twojemu spokojowi.
- Skąd ta pewność? A co z pani własnym mężem? Czyż jemu nie przydarzyło się to
samo?
- On zmarł w Kanadzie, Gene. Rozerwał go niedzwiedz.
- Chce pani powiedzieć, że to wyglądało, jakby rozszarpał go niedzwiedz.
Pani Semple cofnęła dłoń i wróciła do Lorie, która teraz siedziała na brzegu łóżka,
obejmując się ramionami, jakby było jej zimno.
- Wiem, jakie masz podejrzenia, Gene. Wiem też, że jesteś w szoku. Mogę cię jedynie
prosić o przebaczenie.
Gene oblizał wargi. Czuł się niepewnie. Opuszczenie Lorie było z pewnością
najłatwiejszym i najbezpieczniejszym wyjściem, lecz jakim okazałby się mężczyzną, gdyby
tak postąpił? Jakim mężem? Wiedział, że ona może być niebezpieczna, lecz nie zrobiła nigdy
nic bardziej groznego niż zwykła wariatka. Być może z pomocą Petera Gravesa, tego
psychiatry, mógł uczynić z Lorie pełnego człowieka. W końcu nawet prawdziwe lwy i
tygrysy dawały się wytresować. Dlaczego istota na wpół ludzka nie mogłaby osiągnąć tego
samego?
- Proszę, Gene, nie opuszczaj mnie - poprosiła Lorie płaczliwie, przekonując go w
końcu.
- Okay - westchnął ciężko. - Spróbujemy jeszcze raz. Ale tym razem po mojemu.
Załatwimy operację plastyczną. Pójdziemy do wykwalifikowanego psychiatry. I będziemy
zamykać drzwi od sypialni na cztery spusty, dopóki się nie upewnię, że chcę cię wypuścić.
Podszedł do łóżka i wziął Lorie w ramiona. Obok stała pani Semple, z zadowolonym,
kocim uśmiechem.
Peter Graves wyszedł z pokoju przyjęć i zamknął za sobą drzwi. Wyglądał na głęboko
zadumanego. Gene, który siedział czytając pomięte egzemplarze Time", uniósł głowę.
- No i...? Co o tym sądzisz?
Peter usiadł i oparł brodę na dłoniach.
- Masz rację, ona jest naprawdę dziwna - stwierdził. - Prawdę mówiąc, jest
najdziwniejszym przypadkiem, z jakim miałem do czynienia.
Gene odłożył magazyn.
- Słuchaj, Peter. Tyle to już wiem. Dlatego właśnie tu jesteśmy. Chciałbym raczej
dowiedzieć się, co jest nie tak i jak możesz temu zaradzić.
Peter rozparł się wygodnie.
- No cóż - powiedział powoli - nie jest to żadna z tych psychoz, które leczy się metodą
wstrząsową. Mówiąc szczerze, nie mam nawet pewności, czy to psychoza.
- Jeśli ona nie ma psychozy, to co z nią jest?
- Nie jestem pewien. Widzisz, w żargonie naukowym psychoza jest zaburzeniem
osobowości, w którym relacja podmiotu do rzeczywistości zostaje poważnie zachwiana, ale
twoja żona wydaje się mieć bardzo spójne spojrzenie na rzeczywistość, mimo iż realia, o
których mówi, są nieco... niezwykłe.
- Chcesz powiedzieć, że nic jej nie jest?
- Tego bym nie powiedział. Możesz zwrócić się do kogoś innego. Ona jest lekko
neurotyczna, jeśli chodzi o jej stosunek do ciebie, i czuje się winna, ponieważ naopowiadała
ci kłamstw, lecz poza tym wydaje się równie normalna, jak ktokolwiek inny.
- A co z tą niezwykłą rzeczywistością? Peter wzruszył ramionami.
- Jest niezwykła, ponieważ niepodobna do naszej. Lorie sądzi, że posiadanie większej [ Pobierz całość w formacie PDF ]