[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W zeszłym tygodniu, po przyjściu do biura
zorientowałem się, że ktoś grzebał w aktach.
- Pracuje jeszcze u was Marge Barker?
Skinął głową. Zagubiony promień słońca zalśnił na jego
okularach. W pazdzierniku dni na północy Luizjany są jeszcze
przyjemnie ciepłe.
Wyciągnął śnieżnobiałą chusteczkę i otarł czoło.
- Marge zatrudniam na pełny etat. Pomaga jej moja żona,
Christy; przychodzi trzy razy w tygodniu na pół dnia.
Christy była równie urocza, jak Marge skwaszona.
- Skąd wiesz, że ktoś grzebał w papierach? - spytała
Amelia. Zakręciła lakier i odstawiła go na stolik.
Greg wziął głęboki wdech.
- Od dwóch tygodni podejrzewałem, że nocami ktoś
buszuje w biurze. Ale nic nie zginęło, nic się nie zmieniło,
moje osłony pozostały nietknięte. Za to, kiedy przedwczoraj
przyszedłem do biura, zauważyłem otwartą szufladę głównej
szafki na akta. Na noc szafka jest oczywiście zamykana;
mamy taki model, w którym przekręcenie klucza w zamku
górnej szuflady zamyka także wszystkie pozostałe. Ale kiedy
jedna pozostanie otwarta, prawie wszystkie akta klientów są
niezabezpieczone. Dlatego codziennie przed wyjściem z pracy
Marge dokładnie zamyka wszystkie szafki. Boję się, że ktoś
domyśla się... co robię.
Wiedziałam, że to by nim wstrząsnęło do głębi. Do samej
wątroby.
- Pytałeś Marge, czy na pewno zamknęła wtedy szafkę?
- Oczywiście. Wściekła się, znasz Marge, i powiedziała,
że na pewno ją zamknęła. Moja żona też była wtedy w pracy,
ale nie pamięta, czy widziała, jak Marge zamyka szafki.
Jeszcze w ostatniej chwili wpadł Terry Bellefleur, chciał
sprawdzić polisę tego swojego przeklętego kundla. Mógł coś
zobaczyć...
Był tak poirytowany, że odruchowo stanęłam w obronie
Terry'ego.
- Wiesz przecież, że Terry wcale nie czuje się dobrze z
tym, co się z nim dzieje - zauważyłam łagodnie. - Walczył za
ojczyznę, pomieszało mu się od tego w głowie... Musimy być
dla niego wyrozumiali.
Greg nachmurzył się, ale w końcu odparł:
- Wiem, Sookie. - Odprężył się. - Po prostu... Strasznie
się nakręca tym psem.
- Dlaczego? - zainteresowała się Amelia.
O ile ja miewam po prostu przebłyski ciekawości, o tyle
Amelia odczuwa nieprzeparty przymus, żeby natychmiast
dowiedzieć się wszystkiego o wszystkich. To ona powinna
dostać w darze telepatię, nie ja; pewnie umiałaby się nią
cieszyć, zamiast uważać ją za kalectwo.
- Terry jest kuzynem Andy'ego Bellefleura - zaczęłam.
Wiedziałam, że Amelia spotkała już U Meriotte'a" Andy'ego,
policyjnego detektywa. - Przychodzi do nas po zamknięciu
baru i sprząta. Czasem zastępuje Sama, ale mogłaś na niego
nie trafić, bo rzadko u nas bywasz. - (Amelia też czasem
pomagała nam za barem). - Walczył w Wietnamie, trafił do
niewoli i ciężko to przeżył. A z tymi psami to jest tak, że
uwielbia psy myśliwskie i co jakiś czas kupuje sobie
catahoulę. To drogie psy, a tym u Tommy'ego regularnie
przytrafiają się jakieś nieszczęścia. W tej chwili ma sukę,
która się oszczeniła, i strasznie się o nią trzęsie.
- Myślisz, że jest niezrównoważony?
- Miewa lepsze i gorsze dni. Czasem zachowuje się
całkiem normalnie.
- Już wiem! - wykrzyknęła Amelia takim tonem, że
właściwie brakowało tylko, żeby nad głową zapaliła się jej
żaróweczka. - Ma długie włosy, kasztanowe, ale siwiejące?
Wysokie czoło? Blizny na policzku? I jezdzi taką ogromną
ciężarówką?
- To on - przytaknęłam. Amelia zwróciła się do Grega:
- Mówiłeś, że co najmniej od dwóch tygodni miałeś
wrażenie, że ktoś kręci się po budynku po jego zamknięciu.
To na pewno nie była twoja żona? Ani ta cała Marge?
- Z żoną spędzamy wszystkie wieczory razem, chyba że
trzeba rozwiezć dzieciaki na jakieś zajęcia. Nie mam pojęcia,
dlaczego Marge miałaby wpaść na taki pomysł, żeby po
nocach szwendać się po biurze. Przecież i tak siedzi tam dzień
w dzień, do wieczora, i to często sama. A zaklęcia ochronne
wyglądają na nietknięte, ale na wszelki wypadek cały czas je
odnawiam.
- Opowiedz mi o nich. - To był konik Amelii.
Przez parę minut rozmawiali z Gregiem o zaklęciach.
Słuchałam ich, ale nie rozumiałam; nie rozumiałam nawet ich
myśli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
- W zeszłym tygodniu, po przyjściu do biura
zorientowałem się, że ktoś grzebał w aktach.
- Pracuje jeszcze u was Marge Barker?
Skinął głową. Zagubiony promień słońca zalśnił na jego
okularach. W pazdzierniku dni na północy Luizjany są jeszcze
przyjemnie ciepłe.
Wyciągnął śnieżnobiałą chusteczkę i otarł czoło.
- Marge zatrudniam na pełny etat. Pomaga jej moja żona,
Christy; przychodzi trzy razy w tygodniu na pół dnia.
Christy była równie urocza, jak Marge skwaszona.
- Skąd wiesz, że ktoś grzebał w papierach? - spytała
Amelia. Zakręciła lakier i odstawiła go na stolik.
Greg wziął głęboki wdech.
- Od dwóch tygodni podejrzewałem, że nocami ktoś
buszuje w biurze. Ale nic nie zginęło, nic się nie zmieniło,
moje osłony pozostały nietknięte. Za to, kiedy przedwczoraj
przyszedłem do biura, zauważyłem otwartą szufladę głównej
szafki na akta. Na noc szafka jest oczywiście zamykana;
mamy taki model, w którym przekręcenie klucza w zamku
górnej szuflady zamyka także wszystkie pozostałe. Ale kiedy
jedna pozostanie otwarta, prawie wszystkie akta klientów są
niezabezpieczone. Dlatego codziennie przed wyjściem z pracy
Marge dokładnie zamyka wszystkie szafki. Boję się, że ktoś
domyśla się... co robię.
Wiedziałam, że to by nim wstrząsnęło do głębi. Do samej
wątroby.
- Pytałeś Marge, czy na pewno zamknęła wtedy szafkę?
- Oczywiście. Wściekła się, znasz Marge, i powiedziała,
że na pewno ją zamknęła. Moja żona też była wtedy w pracy,
ale nie pamięta, czy widziała, jak Marge zamyka szafki.
Jeszcze w ostatniej chwili wpadł Terry Bellefleur, chciał
sprawdzić polisę tego swojego przeklętego kundla. Mógł coś
zobaczyć...
Był tak poirytowany, że odruchowo stanęłam w obronie
Terry'ego.
- Wiesz przecież, że Terry wcale nie czuje się dobrze z
tym, co się z nim dzieje - zauważyłam łagodnie. - Walczył za
ojczyznę, pomieszało mu się od tego w głowie... Musimy być
dla niego wyrozumiali.
Greg nachmurzył się, ale w końcu odparł:
- Wiem, Sookie. - Odprężył się. - Po prostu... Strasznie
się nakręca tym psem.
- Dlaczego? - zainteresowała się Amelia.
O ile ja miewam po prostu przebłyski ciekawości, o tyle
Amelia odczuwa nieprzeparty przymus, żeby natychmiast
dowiedzieć się wszystkiego o wszystkich. To ona powinna
dostać w darze telepatię, nie ja; pewnie umiałaby się nią
cieszyć, zamiast uważać ją za kalectwo.
- Terry jest kuzynem Andy'ego Bellefleura - zaczęłam.
Wiedziałam, że Amelia spotkała już U Meriotte'a" Andy'ego,
policyjnego detektywa. - Przychodzi do nas po zamknięciu
baru i sprząta. Czasem zastępuje Sama, ale mogłaś na niego
nie trafić, bo rzadko u nas bywasz. - (Amelia też czasem
pomagała nam za barem). - Walczył w Wietnamie, trafił do
niewoli i ciężko to przeżył. A z tymi psami to jest tak, że
uwielbia psy myśliwskie i co jakiś czas kupuje sobie
catahoulę. To drogie psy, a tym u Tommy'ego regularnie
przytrafiają się jakieś nieszczęścia. W tej chwili ma sukę,
która się oszczeniła, i strasznie się o nią trzęsie.
- Myślisz, że jest niezrównoważony?
- Miewa lepsze i gorsze dni. Czasem zachowuje się
całkiem normalnie.
- Już wiem! - wykrzyknęła Amelia takim tonem, że
właściwie brakowało tylko, żeby nad głową zapaliła się jej
żaróweczka. - Ma długie włosy, kasztanowe, ale siwiejące?
Wysokie czoło? Blizny na policzku? I jezdzi taką ogromną
ciężarówką?
- To on - przytaknęłam. Amelia zwróciła się do Grega:
- Mówiłeś, że co najmniej od dwóch tygodni miałeś
wrażenie, że ktoś kręci się po budynku po jego zamknięciu.
To na pewno nie była twoja żona? Ani ta cała Marge?
- Z żoną spędzamy wszystkie wieczory razem, chyba że
trzeba rozwiezć dzieciaki na jakieś zajęcia. Nie mam pojęcia,
dlaczego Marge miałaby wpaść na taki pomysł, żeby po
nocach szwendać się po biurze. Przecież i tak siedzi tam dzień
w dzień, do wieczora, i to często sama. A zaklęcia ochronne
wyglądają na nietknięte, ale na wszelki wypadek cały czas je
odnawiam.
- Opowiedz mi o nich. - To był konik Amelii.
Przez parę minut rozmawiali z Gregiem o zaklęciach.
Słuchałam ich, ale nie rozumiałam; nie rozumiałam nawet ich
myśli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]