[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozrusznika. Chwilę pózniej rolls wytoczył się majestatycznie ze stanowiska odpraw celnych do
rampy towarowej. Agent stał w głębi biura i patrzył, jak na nią wjeżdża, jak zatrzaskują się za nim
potężne drzwi ładowni Bristol Frightera. Usunięto klinowe podstawki spod kół i kierownik ruchu
uniósł do góry kciuk. Dwa silniki kaszlnęły głośno, chwyciły ci4g i wielka, srebrzysta ważka
pokołowała na start.
Kiedy samolot był już na pasie, Bond opuścił biuro, przeszedł do hangaru, gdzie ukrył
samochód, usiadł za kierownicą i nacisnął przycisk pod deską rozdzielczą. Przez chwilę panowała
cisza, a potem z ukrytego głośnika buchnęło zgrzytliwe zawodzenie. Bond pokręcił gałką
potencjometru. Zawodzenie przeszło w głębokie, jednostajne brzęczenie. Agent odczekał, aż
Bristol Frighter wzbije się w powietrze. W miarę jak maszyna szybowała coraz wyżej, kierując się w
stronę wybrzeża, brzęczenie stawało się coraz cichsze i cichsze. Po kilku minutach ustało
zupełnie. Bond dostroił odbiornik, namierzył je ponownie i przez pięć minut wsłuchiwał się w
odgłosy eteru, podczas gdy samolot leciał nad kanałem. Pózniej wyłączył urządzenie. Uruchomił
silnik, ruszył, zatrzymał się przy Urzędzie Celnym, powiedział komu trzeba, że wróci o pół do
drugiej, żeby zdążyć na lot o czternastej, a następnie odjechał wolno, kierując się do pewnego
pubu w Rye. Od tej chwili Homer, prosty nadajnik, który umieścił w schowku narzędziowym rollsa,
będzie w stałym kontakcie z odbiornikiem radiowym Bonda, jeśli Bond nie oddali się od wozu
złotnika na więcej niż sto mil. Musiał tylko stale uważać na poziom natężenia dzwięku i nie
dopuścić do tego, żeby sygnał całkowicie zanikł. Był to rodzaj prostego systemu
naprowadzającego, który umożliwiał jednemu samochodowi śledzenie drugiego z dużej odległości
i bez narażania się na niebezpieczeństwo wykrycia  ogona . Po drugiej stronie kanału Bond będzie
musiał namierzyć trasę, jaką Goldfinger opuścił Le Touquet, ostrożnie się do niego zbliżyć, a w
dużych miastach, czy tam, gdzie napotka co bardziej ruchliwe skrzyżowania,  usiąść mu na
ogonie . Na pewno nie raz agent podejmie złą decyzję i wtedy zajdzie potrzeba nieco szybszej
jazdy, żeby nadrobić stracony czas. Ale z tym DB III już sobie poradzi. Zanosiło się na niezłą
zabawę - polowanie na lisa po całej Europie! Na bezchmurnym niebie świeciło słońce. Bond poczuł
lekki dreszczyk emocji i uśmiechnął się do siebie twardym, zimnym i okrutnym uśmiechem. No,
Goldfinger, pomyślał, pierwszy raz w życiu znalazłeś się w tarapatach. W poważnych tarapatach...
***
Na niebezpiecznym skrzyżowaniu ruchliwej arterii N1 ze spokojną szosą N38 do Le Touquet
zawsze znajdzie się jakiś agent cydiste. Tak, oczywiście, widział rollsa. Trudno takiego nie
zauważyć, co? Arystokrata pośród plebsu. Pojechał na prawo, monsieur, na Abbeville. Jakąś
godzinę temu, tak, ale cóż to znaczy dla pańskiej torpedy!
Załatwiwszy formalności na lotnisku, Bond natychmiast uruchomił odbiornik, i od razu namierzył
rollsa. Lecz z monotonnego brzęczenia nie sposób było wyczytać, czy Goldfinger udaje się na
północ - do Belgii, Holandii, Austrii czy może do Niemiec - czy też pędzi na południe. Dokładne
położenie wozu mogły określić jedynie dwa samochody radiolokacyjne. Agent podziękował
rozmówcy gestem ręki i wcisnął gaz do deski. Trzeba się spieszyć, bo Goldfinger minął już pewnie
Abbeville i skręcił albo w NI na Paryż, albo w N28 na Rouen. Jeśli strzał okaże się nietrafny, Bond
zmarnuje dużo czasu i benzyny.
Pruł kiepską, wyboistą drogą i nie oszczędzając wozu, czterdzieści trzy kilometry do Abbeville
pokonał w kwadrans. Brzęczenie Homera nasiliło się, Goldfinger nie mógł być dalej jak
dwadzieścia mil przed nim. Ale gdzie skręcić na skrzyżowaniu? Zaryzykował trasę na Paryż. Przez
jakiś czas ton sygnału aparatu naprowadzającego nie uległ zmianie, lecz to nie przesądzało
jeszcze sprawy. Naraz, prawie niezauważalnie, brzęczenie zaczęło znikać! Cholera! Zawrócić, czy
gnać przed siebie, skręcić gdzieś dalej w drugorzędną drogę do Rouen i tam złapać rollsa? Bond
nie znosił zawracać. Dziesięć kilometrów przed Beauvais skręcił w prawo. Najpierw droga była
parszywa, ale zaraz potem wpadł na szybką N30 i do Rouen wjechał już wolniutko, prowadzony
jak na smyczy przez brzęczyk Homera. Zatrzymał się na przedmieściach i jednym uchem
wsłuchując się w sygnał, sprawdzał trasę w przewodniku Michelina. Po wściekłym pisku
dochodzącym z głośnika poznał, że wyprzedził złotnika, ale oto miał przed sobą następne
skrzyżowanie i jeśli na nim też powinie mu się noga, zgubi Goldfingera na dobre. Goldfinger mógł
bowiem jechać na południe, trasą Alecon-Le-Mans-Tours, lub wybierał się na południowy wschód,
omijając Paryż i kierując się na Evreux, Chartrer i Orlean. Wjechać do centrum Ruen, zlokalizować
rollsa i sprawdzić, dokąd pojedzie? Wykluczone. Bond zmuszony będzie odczekać, aż sygnał
Homera stanie się znów monotonnie swojski i wówczas podejmie decyzję.
Podjął ją dopiero kwadrans pózniej, kiedy był absolutnie pewien, że Goldfinger go wyprzedził. I
tym razem skręcił na skrzyżowaniu w lewo, wbił pedał gazu do deski i pognał na złamanie karku.
Tak, stopniowe brzęczenie przechodziło łagodnie w jednostajne wycie, co znaczyło, że znalazł się
na dobrym tropie. Zwolnił do czterdziestu, wyciszył maksymalnie odbiornik i jechał spacerkiem,
zastanawiając się, dokąd to zmierza pan Goldfinger.
Minęła godzina piąta, szósta, siódma. We wstecznym lusterku DB III odbijały się promienie
zachodzącego słońca, a rolls pędził dalej i dalej. Przejechali przez Dreux, zostawili za sobą
Chartres i mknęli prostym, pięćdziesięciomilowym odcinkiem drogi do Orleanu. Jeśli Goldfinger [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl