[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przejechała ręką po chropowatej ścianie. Chwaląc smykałkę Amy do urządzania
wnętrz, jednocześnie szukała oznak bałaganu, ale na próżno. Skończyły zwiedzanie
w kuchni. Chloe poszła do łazienki, Amy przyniosła wodę w szklankach.
Chloe wróciła do salonu.
Zliczne tu sobie urządziłaś gniazdko.
Usiadła na fotelu Scotta, wzięła szklankę. Z płytkiej misy na stoliku do kawy
wyjęła garść kulek i potrząsnęła nimi w dłoni jak kośćmi.
Lubimy je. Spokojna okolica, dużo drzew, dobra wartość nieruchomości.
Jesteśmy tak zadowoleni, że teraz pilnujemy, żeby być w mieście podczas każdego
głosowania w sprawie podatków.
Bakcyl republikanizmu?
Może jawny egoizm.
Na to samo wychodzi, prawda?
Zależy od definicji.
Amy siedziała spokojnie. Od wielu tygodni brakowało jej takiego spokoju.
Fajny ten naszyjnik. Skąd masz to stare cacko?
Od mojej ciotecznej babki Twolly. W szkatułce z biżuterią, którą widziałaś w
sypialni, pełno jest takich ślicznych precjozów. Na pewno chętnie byś w niej
pogrzebała.
%7łebyś wiedziała. No to gdzie jest Scott? Tęsknię za uściskiem mężczyzny, który
nosi spodnie luzne w kroku.
Roześmiała się.
Wróci dopiero o dziesiątej. Amy urwała. Naprawdę przyjechałaś tu, nie
mówiąc nikomu ani słowa?
Oj dobrze, powiem prawdę. Zciągnął mnie tu Kapitan Jigsaw. Uznał, że mój
przyjazd sprawi ci przyjemność.
Amy spojrzała serdeczniej, nikły uśmiech rozjaśnił jej twarz.
Coś podobnego!
Spojrzała na Chloe bez zmrużenia powiek. Uśmiech spełzł jej z ust.
Powiedział mi, że nadal bardzo pasjonuje się aptekarstwem.
Nosi się z zamiarem podjęcia magisterskich studiów menedżerskich o profilu
farmaceutycznym.
Jest w tym spora kasa. Właśnie teraz. Pokolenie wyżu demograficznego starzeje
się i będzie potrzebowało leków, żeby pozbyć się chorób, a przede wszystkim
powstrzymać starość. Można zbić na tym fortunę.
Moja mama po pierwszym uderzeniu gorąca zaraz pobiegła po hormonalną
terapię zastępczą.
Stosuje pigułki czy plaster? spytała Chloe.
Pigułki.
A moja plaster. Próbowałam ją namówić na soję albo zioła, ale jest taka
tradycyjna. Dlaczego się uśmiechasz?
I pomyśleć, że taką propagandę uprawia kobieta, która wydała cię na świat w
wyniku porodu trwającego dwadzieścia pięć godzin powiedziała Amy.
I że ta wiecznie chodząca w ciąży Nora Richmond, która cię urodziła, teraz stała
się symbolem nowej fali?
Niezupełnie. Moja mama głośno domaga się wnuków. Ale to temat na kiedy
indziej.
Zaczęła kręcić obrączką, co zdenerwowało Chloe.
Wiesz, co? Zgłodniałam. A ty? spytała.
Też bym coś zjadła.
Zabierz mnie do jakiegoś dawnego lokalu. Wpadłam w nostalgiczny nastrój.
Zanim do ciebie dotarłam, pół godziny jezdziłam po terenie Uniwersytetu Luizjany.
To miasto dziwnie się nie zmienia, a zarazem zmienia. Miasteczko uniwersyteckie
wydało mi się biedne jak zawsze, ale zdumiały mnie te okazałe nowe
apartamentowce na południu. Kto ma pieniądze, żeby tam mieszkać?
Wiadomo, kredyt albo... tatuś.
Chloe zerwała się, wrzuciła kulki do misy i wygładziła spodnie.
Cholera, wszyscy powinni dostać w kość tak jak my. To kształtuje charakter.
Trzeba na coś zapracować, żeby to potem doceniać.
Cóż za republikańska sentencja.
Zamknij się.
Amy umyła szklanki, wytarła i odstawiła do szafki. Ruszyły na miasto na kolację.
Scott wrócił do opustoszałego domu. Zorientował się, że przyjechała Chloe, bo
przed domem stał zaparkowany jej wynajęty samochód, a na łóżku w pokoju
gościnnym leżała wielka walizka. Wziął prysznic, ubrał się na przyjęcie gościa. Na
domowe bokserki włożył szorty zapinane na suwak i podkoszulek. Usiadł w fotelu z
książką, którą zaczął czytać, i szklanką soku pomarańczowego. Zaczął bębnić
nerwowo palcami. Po kilka razy czytał kolejne akapity i co chwila zerkał na zegarek.
O jedenastej zaczął chodzić między kuchnią a stołowym, wyglądając przez okna.
Chloe i Amy, roześmiane, weszły tylnymi drzwiami. Odprężył się dopiero, kiedy
zaczął się z nimi witać.
Aap mnie!
Chloe podbiegła i padła mu w ramiona, a on poderwał ją do góry. Kiedy postawił
ją na podłodze, cmoknęła go z wystudiowaną przesadą w policzek.
Ależ ty trzymasz formę! Bo poza tym nic się nie zmieniłeś.
Z tymi słowy szturchnęła go pięścią w brzuch.
Niech mnie licho, ty też nie.
Roześmiała się. Amy rozglądała się, gdzie odłożyć torebkę.
Dobrze się bawiłyście?
Aż mi się kleją w brzuchu frytki serowe od Louiego. I wprawiłam w
zakłopotanie rząd małolatów w kinie. Kapitalny wieczór wyznała Chloe.
Scott spojrzał porozumiewawczo na Amy, która zdjęła zegarek i naszyjnik. Chloe
przerwała ciszę, oświadczając, że idzie do łazienki.
Znalazłam ją na ganku powiedziała Amy.
Pogłaskałaś i dałaś spodeczek mleka? zapytał Scott. I co? Zatrzymamy ją?
Amy uśmiechnęła się nieznacznie i pokręciła głową.
Tylko na weekend. Już miała wyciągnąć rękę w jego stronę, ale odwróciła się
do szafek. Dziękuję, Scott. Bardzo się ucieszyłam na jej widok.
Sięgnęła po szklankę.
Nie ma za co. Pogładził ją po głowie, delikatnie uścisnął kark. Nalała sobie
wody z kranu. Dobrze się bawiłyście?
Znasz Chloe. Z nią trudno się zle bawić.
Zwietnie wygląda. Chyba wszystko u niej dobrze.
Bardzo się wyrobiła. I bardzo jej z tym do twarzy.
Amy wypiła łyk wody i odstawiła szklankę na blat.
Wyglądała jak krucha lalka z porcelany. Ubranie miała aż za dobrze
wyprasowane, zbyt nienaganną fryzurę i nieskazitelny makijaż. Stała tak z
opuszczonymi rękami, a dłonie zadarła do góry właśnie jak lalka, która zaraz ruszy
mechanicznym krokiem przez pokój. Rozprostowała palce, żeby pozbyć się w nich
napięcia po całym dniu pracy przy komputerze. Zanim ponownie wzięła szklankę,
Scott przycisnął ją do zlewu, objął.
Scott.
Cieszę się, że spędziłaś miły wieczór. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
przejechała ręką po chropowatej ścianie. Chwaląc smykałkę Amy do urządzania
wnętrz, jednocześnie szukała oznak bałaganu, ale na próżno. Skończyły zwiedzanie
w kuchni. Chloe poszła do łazienki, Amy przyniosła wodę w szklankach.
Chloe wróciła do salonu.
Zliczne tu sobie urządziłaś gniazdko.
Usiadła na fotelu Scotta, wzięła szklankę. Z płytkiej misy na stoliku do kawy
wyjęła garść kulek i potrząsnęła nimi w dłoni jak kośćmi.
Lubimy je. Spokojna okolica, dużo drzew, dobra wartość nieruchomości.
Jesteśmy tak zadowoleni, że teraz pilnujemy, żeby być w mieście podczas każdego
głosowania w sprawie podatków.
Bakcyl republikanizmu?
Może jawny egoizm.
Na to samo wychodzi, prawda?
Zależy od definicji.
Amy siedziała spokojnie. Od wielu tygodni brakowało jej takiego spokoju.
Fajny ten naszyjnik. Skąd masz to stare cacko?
Od mojej ciotecznej babki Twolly. W szkatułce z biżuterią, którą widziałaś w
sypialni, pełno jest takich ślicznych precjozów. Na pewno chętnie byś w niej
pogrzebała.
%7łebyś wiedziała. No to gdzie jest Scott? Tęsknię za uściskiem mężczyzny, który
nosi spodnie luzne w kroku.
Roześmiała się.
Wróci dopiero o dziesiątej. Amy urwała. Naprawdę przyjechałaś tu, nie
mówiąc nikomu ani słowa?
Oj dobrze, powiem prawdę. Zciągnął mnie tu Kapitan Jigsaw. Uznał, że mój
przyjazd sprawi ci przyjemność.
Amy spojrzała serdeczniej, nikły uśmiech rozjaśnił jej twarz.
Coś podobnego!
Spojrzała na Chloe bez zmrużenia powiek. Uśmiech spełzł jej z ust.
Powiedział mi, że nadal bardzo pasjonuje się aptekarstwem.
Nosi się z zamiarem podjęcia magisterskich studiów menedżerskich o profilu
farmaceutycznym.
Jest w tym spora kasa. Właśnie teraz. Pokolenie wyżu demograficznego starzeje
się i będzie potrzebowało leków, żeby pozbyć się chorób, a przede wszystkim
powstrzymać starość. Można zbić na tym fortunę.
Moja mama po pierwszym uderzeniu gorąca zaraz pobiegła po hormonalną
terapię zastępczą.
Stosuje pigułki czy plaster? spytała Chloe.
Pigułki.
A moja plaster. Próbowałam ją namówić na soję albo zioła, ale jest taka
tradycyjna. Dlaczego się uśmiechasz?
I pomyśleć, że taką propagandę uprawia kobieta, która wydała cię na świat w
wyniku porodu trwającego dwadzieścia pięć godzin powiedziała Amy.
I że ta wiecznie chodząca w ciąży Nora Richmond, która cię urodziła, teraz stała
się symbolem nowej fali?
Niezupełnie. Moja mama głośno domaga się wnuków. Ale to temat na kiedy
indziej.
Zaczęła kręcić obrączką, co zdenerwowało Chloe.
Wiesz, co? Zgłodniałam. A ty? spytała.
Też bym coś zjadła.
Zabierz mnie do jakiegoś dawnego lokalu. Wpadłam w nostalgiczny nastrój.
Zanim do ciebie dotarłam, pół godziny jezdziłam po terenie Uniwersytetu Luizjany.
To miasto dziwnie się nie zmienia, a zarazem zmienia. Miasteczko uniwersyteckie
wydało mi się biedne jak zawsze, ale zdumiały mnie te okazałe nowe
apartamentowce na południu. Kto ma pieniądze, żeby tam mieszkać?
Wiadomo, kredyt albo... tatuś.
Chloe zerwała się, wrzuciła kulki do misy i wygładziła spodnie.
Cholera, wszyscy powinni dostać w kość tak jak my. To kształtuje charakter.
Trzeba na coś zapracować, żeby to potem doceniać.
Cóż za republikańska sentencja.
Zamknij się.
Amy umyła szklanki, wytarła i odstawiła do szafki. Ruszyły na miasto na kolację.
Scott wrócił do opustoszałego domu. Zorientował się, że przyjechała Chloe, bo
przed domem stał zaparkowany jej wynajęty samochód, a na łóżku w pokoju
gościnnym leżała wielka walizka. Wziął prysznic, ubrał się na przyjęcie gościa. Na
domowe bokserki włożył szorty zapinane na suwak i podkoszulek. Usiadł w fotelu z
książką, którą zaczął czytać, i szklanką soku pomarańczowego. Zaczął bębnić
nerwowo palcami. Po kilka razy czytał kolejne akapity i co chwila zerkał na zegarek.
O jedenastej zaczął chodzić między kuchnią a stołowym, wyglądając przez okna.
Chloe i Amy, roześmiane, weszły tylnymi drzwiami. Odprężył się dopiero, kiedy
zaczął się z nimi witać.
Aap mnie!
Chloe podbiegła i padła mu w ramiona, a on poderwał ją do góry. Kiedy postawił
ją na podłodze, cmoknęła go z wystudiowaną przesadą w policzek.
Ależ ty trzymasz formę! Bo poza tym nic się nie zmieniłeś.
Z tymi słowy szturchnęła go pięścią w brzuch.
Niech mnie licho, ty też nie.
Roześmiała się. Amy rozglądała się, gdzie odłożyć torebkę.
Dobrze się bawiłyście?
Aż mi się kleją w brzuchu frytki serowe od Louiego. I wprawiłam w
zakłopotanie rząd małolatów w kinie. Kapitalny wieczór wyznała Chloe.
Scott spojrzał porozumiewawczo na Amy, która zdjęła zegarek i naszyjnik. Chloe
przerwała ciszę, oświadczając, że idzie do łazienki.
Znalazłam ją na ganku powiedziała Amy.
Pogłaskałaś i dałaś spodeczek mleka? zapytał Scott. I co? Zatrzymamy ją?
Amy uśmiechnęła się nieznacznie i pokręciła głową.
Tylko na weekend. Już miała wyciągnąć rękę w jego stronę, ale odwróciła się
do szafek. Dziękuję, Scott. Bardzo się ucieszyłam na jej widok.
Sięgnęła po szklankę.
Nie ma za co. Pogładził ją po głowie, delikatnie uścisnął kark. Nalała sobie
wody z kranu. Dobrze się bawiłyście?
Znasz Chloe. Z nią trudno się zle bawić.
Zwietnie wygląda. Chyba wszystko u niej dobrze.
Bardzo się wyrobiła. I bardzo jej z tym do twarzy.
Amy wypiła łyk wody i odstawiła szklankę na blat.
Wyglądała jak krucha lalka z porcelany. Ubranie miała aż za dobrze
wyprasowane, zbyt nienaganną fryzurę i nieskazitelny makijaż. Stała tak z
opuszczonymi rękami, a dłonie zadarła do góry właśnie jak lalka, która zaraz ruszy
mechanicznym krokiem przez pokój. Rozprostowała palce, żeby pozbyć się w nich
napięcia po całym dniu pracy przy komputerze. Zanim ponownie wzięła szklankę,
Scott przycisnął ją do zlewu, objął.
Scott.
Cieszę się, że spędziłaś miły wieczór. [ Pobierz całość w formacie PDF ]