[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie - zaprzeczyłem. - W każdym razie ja nie.
- Mogę wam jeszcze pokazać parę miejsc - ofiarowała się Lila.
- Dziękujemy - powiedziała Sara. - Jak na dzisiaj, widzieliśmy już dosyć. Musimy
odpocząć.
Idąc do drzwi, musieliśmy się przecisnąć między stojącymi. Przez cały ten czas
Podwójny Kwartet nie robił nic, tylko uśmiechał się i uśmiechał.
11
W domu czekały na mnie dwie koperty. Kiedy Sara poszła po butelkę, rozdarłem
jedną. W środku znajdował się rękopis z dołączoną notatką:
Chinaski! Sram na ciebie! Kiedyś byłeś wielkim pisarzem! Teraz pieprzysz!
Skończyłeś się! Moja babcia ględzi ciekawiej od ciebie! Za długo zaglądałeś do własnej
dupy! Posłałem mój rękopis twojemu wydawcy. Odesłał mi go z listem: Dziękujemy, że się
pan do nas zwrócił, ale jesteśmy przeciążeni . Ja mu jeszcze przeciążę dupę, złamasowi!
Niech się udławi własnym gównem!
Wielcy poeci jak świat światem byli zapoznani! Zwiat boi się wielkich poetów!
Kiedyś byłeś wielkim poetą, teraz dałoby się tobą najwyżej opatrzyć wrzoda! Obciągasz
własnego ptaszka pod nieboskłonem rzygowin! Sprzedałeś rzeznikowi własne jaja! Zabiłeś
dziecko własnej miłości! Ty małpi wypierdku! Na wieki wieków!
Załączam moje najnowsze utwory...
Podpis kończył się zamaszystą linią w prawo, która zakręcała nad ostatnią literą
nazwiska i okalała całość, tworząc coś, co wyglądało jak rysunek twarzy.
Koperta pękała ód wierszy, z których ani jeden nie był przepisany na maszynie.
Wszystkie zostały nabazgrane niebieskim atramentem na żółtym, niebiesko żyłkowanym
papierze.
Sara przyniosła wino i korkociąg, otwarła butelkę i nalała wina do dwóch kieliszków.
- Charles Manson - powiedziała. - Nic dziwnego, że chcieli tanio wynająć.
- Dobrze, że zapamiętałaś to zdjęcie.
Sara rozłożyła Herald Examinera , a ja zabrałem się za pierwszy wiersz:
POETA
mordują poetę
palą poetę
ignorują poetę
nienawidzą poety
ale księżyc zna
poetę
prostytutki znają
cierpienia poety
dają mu za darmo
z nabożeństwem
liżą mu futro
na jajach
poeta
nie umiera
nawet w godzinie śmierci
nie wychodzi z księżyca
podając
wszechświatowi
swój palec!
POETA SI BAWI
cmoktam jej malinowe
cycki
cmoktam włoski
wokół
jej dupy
wylizuję
waniliowy orgazm
o świcie
ona
cmokta palce
u moich stóp
kicham przez kichę
ona śmieje się
zasypiamy.
Nie miałem ochoty zapoznawać się z resztą utworów. Wiedziałem, że wszystkie bez
wyjątku będą traktować o POECIE.
Sara podniosła wzrok znad Examinera .
- Znowu ktoś ci przysłał wiersze do oceny?
- Tak, 3, 4 razy w miesiącu dostaję taką przesyłkę.
- Po co? Nie jesteś przecież wydawcą.
- Kochają mnie i nienawidzą.
- Jakie są te wiersze?
- Gorsze, niż mu się wydaje, ale to chyba przypadłość każdego z nas.
- Dostajesz czasem wiersze od kobiet, prawda?
- No. Niektóre dołączają rozebrane zdjęcia. Z propozycjami. Wyobrażają sobie, że
pomogę im znalezć wydawcę. Albo mają nadzieję, że skreślę parę słów na okładkę jakiejś
niskonakładowej książczyny.
- Bezwstydne pizdy!
- Zwięte słowa!
Trąciliśmy się kieliszkami i wypiliśmy do dna. Dolałem do pełna.
Druga koperta była od Vina Marbada. Zajrzałem do środka:
STATUT KORPORACJI...
Zacząłem czytać. Całość napisana była prawniczym żargonem, który z trudem udało
mi się przełożyć na zwykłą angielszczyznę. Natychmiast odkryłem ustęp, który zupełnie nie
przypadł mi do gustu.
W przypadku orzeczenia przez psychiatrę sądowego niepoczytalności Prezesa
Korporacji, pozostali członkowie Korporacji mogą większością głosów uchwalić równy
podział majątku Korporacji pomiędzy jej członków.
Wziąłem pióro do ręki i przekreśliłem cały ustęp grubymi ciemnymi krechami.
Dolałem sobie, uprzednio opróżniwszy kieliszek, i czytałem dalej:
W przypadku uznania Prezesa ww. Korporacji za niezdolnego do pełnienia
obowiązków z powodu zażywania narkotyków bądz spożywania napojów wyskokowych,
bądz też uznania jego aktywności seksualnej za nadmierną i sprzeczną z interesem publicz-
nym i interesem Korporacji, ww. członkom przysługuje prawo przesunięcia Prezesa ww.
Korporacji na niższe stanowisko i rozdzielenia aktywów Korporacji pomiędzy pozostałych
członków.
Wziąłem pióro do ręki i zdecydowanie wykreśliłem ten ustęp. Wróciłem do lektury:
Jeżeli wiek Prezesa Korporacji zostanie uznany za zbyt podeszły...
Skreśliłem ustęp.
W przypadku nałogowego oddawania się grom hazardowym przez Prezesa
Korporacji...
Krecha.
Prezes Korporacji jest uprawniony do głosowania na takich samych zasadach, jak
pozostali członkowie Korporacji. Głosy wszystkich członków mają jednakową wartość...
Krecha.
Czytałem i czytałem. Włos jeżył się na głowic od tego barbarzyństwa. Byłem
przerażony. Było tego z 17 albo 18 stron. Kiedy skończyłem, stronice były z góry na dół
pokreślone czarnymi krechami.
Sara przyniosła następną butelkę. Odepchnąłem statut od siebie.
- Zwięci Pańscy, Zwięci Pańscy, rzygać się chce od czegoś takiego! Cóż za żałosne
wypociny!
- No to nie podpisuj tego szajsu - zaproponowała Sara.
- W życiu - zarzekłem się.
Znalazłem kartkę papieru i napisałem:
Vin!
To jest szatański bełkot. Nie mogę.
Wepchnąłem wszystko razem do załączonej koperty zwrotnej i odłożyłem do wysłania
na potem.
- To był długi dzień - zauważyła Sara.
- Charles Manson wcale nie jest jedynym zabójcą - dorzuciłem.
- Przynajmniej załatwił ich na miejscu - stwierdziła Sara. Inni robią to na odległość i
trudno ich przyłapać na gorącym uczynku.
- Wypijmy jeszcze trochę, żeby się odnalezć w naszej rzeczywistości
zaproponowałem.
- Chodz, będziemy pili aż do wschodu słońca.
- Naprawdę?
- Jasne, czemu nie?
- Zalałaś się - stwierdziłem. Humor zdążył mi się już poprawić.
12
Moje ówczesne mieszkanie miało parę zalet. Do największych zaliczał się ciemny,
ciemny błękit ścian sypialni. Ten ciemny błękit ukoił niejednego kaca. Miewałem kace tak
potężne, że omal nie przypłaciłem ich życiem, zwłaszcza w okresie, kiedy łykałem prochy.
Brałem je od ludzi, których nigdy nie zapytałem, co mi dają.. Bywały noce, kiedy byłem
pewien, że umrę, jeżeli nie zasnę. Cała noc chodziłem sani po pustym mieszkaniu, z sypialni
do łazienki, z łazienki przez pokój frontowy do kuchni. Dziesiątki razy otwierałem i
zamykałem lodówkę, odkręcałem i zakręcałem krany, Spuszczałem wodę. Ciągnąłem się za
uszy. wiczyłem wdechy i wydechy. O wschodzie słońca wiedziałem, że nic mi już nie grozi.
Zasypiałem wśród głębokiego, uzdrowicielskiego błękitu ścian.
Inną specjalnością mojego mieszkania były wizyty pań wątpliwej konduity.
Przychodziły między 3 a 4 rano. Nie były to zbyt powabne damy, ale miałem wtedy na tyle
popieprzone w głowie, żeby sądzić, że nadają mojemu życiu rumieńców. W gruncie rzeczy
ich wizyty zawdzięczałem temu, że większość z nich nie miała dokąd pójść. Podobało im się, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
- Nie - zaprzeczyłem. - W każdym razie ja nie.
- Mogę wam jeszcze pokazać parę miejsc - ofiarowała się Lila.
- Dziękujemy - powiedziała Sara. - Jak na dzisiaj, widzieliśmy już dosyć. Musimy
odpocząć.
Idąc do drzwi, musieliśmy się przecisnąć między stojącymi. Przez cały ten czas
Podwójny Kwartet nie robił nic, tylko uśmiechał się i uśmiechał.
11
W domu czekały na mnie dwie koperty. Kiedy Sara poszła po butelkę, rozdarłem
jedną. W środku znajdował się rękopis z dołączoną notatką:
Chinaski! Sram na ciebie! Kiedyś byłeś wielkim pisarzem! Teraz pieprzysz!
Skończyłeś się! Moja babcia ględzi ciekawiej od ciebie! Za długo zaglądałeś do własnej
dupy! Posłałem mój rękopis twojemu wydawcy. Odesłał mi go z listem: Dziękujemy, że się
pan do nas zwrócił, ale jesteśmy przeciążeni . Ja mu jeszcze przeciążę dupę, złamasowi!
Niech się udławi własnym gównem!
Wielcy poeci jak świat światem byli zapoznani! Zwiat boi się wielkich poetów!
Kiedyś byłeś wielkim poetą, teraz dałoby się tobą najwyżej opatrzyć wrzoda! Obciągasz
własnego ptaszka pod nieboskłonem rzygowin! Sprzedałeś rzeznikowi własne jaja! Zabiłeś
dziecko własnej miłości! Ty małpi wypierdku! Na wieki wieków!
Załączam moje najnowsze utwory...
Podpis kończył się zamaszystą linią w prawo, która zakręcała nad ostatnią literą
nazwiska i okalała całość, tworząc coś, co wyglądało jak rysunek twarzy.
Koperta pękała ód wierszy, z których ani jeden nie był przepisany na maszynie.
Wszystkie zostały nabazgrane niebieskim atramentem na żółtym, niebiesko żyłkowanym
papierze.
Sara przyniosła wino i korkociąg, otwarła butelkę i nalała wina do dwóch kieliszków.
- Charles Manson - powiedziała. - Nic dziwnego, że chcieli tanio wynająć.
- Dobrze, że zapamiętałaś to zdjęcie.
Sara rozłożyła Herald Examinera , a ja zabrałem się za pierwszy wiersz:
POETA
mordują poetę
palą poetę
ignorują poetę
nienawidzą poety
ale księżyc zna
poetę
prostytutki znają
cierpienia poety
dają mu za darmo
z nabożeństwem
liżą mu futro
na jajach
poeta
nie umiera
nawet w godzinie śmierci
nie wychodzi z księżyca
podając
wszechświatowi
swój palec!
POETA SI BAWI
cmoktam jej malinowe
cycki
cmoktam włoski
wokół
jej dupy
wylizuję
waniliowy orgazm
o świcie
ona
cmokta palce
u moich stóp
kicham przez kichę
ona śmieje się
zasypiamy.
Nie miałem ochoty zapoznawać się z resztą utworów. Wiedziałem, że wszystkie bez
wyjątku będą traktować o POECIE.
Sara podniosła wzrok znad Examinera .
- Znowu ktoś ci przysłał wiersze do oceny?
- Tak, 3, 4 razy w miesiącu dostaję taką przesyłkę.
- Po co? Nie jesteś przecież wydawcą.
- Kochają mnie i nienawidzą.
- Jakie są te wiersze?
- Gorsze, niż mu się wydaje, ale to chyba przypadłość każdego z nas.
- Dostajesz czasem wiersze od kobiet, prawda?
- No. Niektóre dołączają rozebrane zdjęcia. Z propozycjami. Wyobrażają sobie, że
pomogę im znalezć wydawcę. Albo mają nadzieję, że skreślę parę słów na okładkę jakiejś
niskonakładowej książczyny.
- Bezwstydne pizdy!
- Zwięte słowa!
Trąciliśmy się kieliszkami i wypiliśmy do dna. Dolałem do pełna.
Druga koperta była od Vina Marbada. Zajrzałem do środka:
STATUT KORPORACJI...
Zacząłem czytać. Całość napisana była prawniczym żargonem, który z trudem udało
mi się przełożyć na zwykłą angielszczyznę. Natychmiast odkryłem ustęp, który zupełnie nie
przypadł mi do gustu.
W przypadku orzeczenia przez psychiatrę sądowego niepoczytalności Prezesa
Korporacji, pozostali członkowie Korporacji mogą większością głosów uchwalić równy
podział majątku Korporacji pomiędzy jej członków.
Wziąłem pióro do ręki i przekreśliłem cały ustęp grubymi ciemnymi krechami.
Dolałem sobie, uprzednio opróżniwszy kieliszek, i czytałem dalej:
W przypadku uznania Prezesa ww. Korporacji za niezdolnego do pełnienia
obowiązków z powodu zażywania narkotyków bądz spożywania napojów wyskokowych,
bądz też uznania jego aktywności seksualnej za nadmierną i sprzeczną z interesem publicz-
nym i interesem Korporacji, ww. członkom przysługuje prawo przesunięcia Prezesa ww.
Korporacji na niższe stanowisko i rozdzielenia aktywów Korporacji pomiędzy pozostałych
członków.
Wziąłem pióro do ręki i zdecydowanie wykreśliłem ten ustęp. Wróciłem do lektury:
Jeżeli wiek Prezesa Korporacji zostanie uznany za zbyt podeszły...
Skreśliłem ustęp.
W przypadku nałogowego oddawania się grom hazardowym przez Prezesa
Korporacji...
Krecha.
Prezes Korporacji jest uprawniony do głosowania na takich samych zasadach, jak
pozostali członkowie Korporacji. Głosy wszystkich członków mają jednakową wartość...
Krecha.
Czytałem i czytałem. Włos jeżył się na głowic od tego barbarzyństwa. Byłem
przerażony. Było tego z 17 albo 18 stron. Kiedy skończyłem, stronice były z góry na dół
pokreślone czarnymi krechami.
Sara przyniosła następną butelkę. Odepchnąłem statut od siebie.
- Zwięci Pańscy, Zwięci Pańscy, rzygać się chce od czegoś takiego! Cóż za żałosne
wypociny!
- No to nie podpisuj tego szajsu - zaproponowała Sara.
- W życiu - zarzekłem się.
Znalazłem kartkę papieru i napisałem:
Vin!
To jest szatański bełkot. Nie mogę.
Wepchnąłem wszystko razem do załączonej koperty zwrotnej i odłożyłem do wysłania
na potem.
- To był długi dzień - zauważyła Sara.
- Charles Manson wcale nie jest jedynym zabójcą - dorzuciłem.
- Przynajmniej załatwił ich na miejscu - stwierdziła Sara. Inni robią to na odległość i
trudno ich przyłapać na gorącym uczynku.
- Wypijmy jeszcze trochę, żeby się odnalezć w naszej rzeczywistości
zaproponowałem.
- Chodz, będziemy pili aż do wschodu słońca.
- Naprawdę?
- Jasne, czemu nie?
- Zalałaś się - stwierdziłem. Humor zdążył mi się już poprawić.
12
Moje ówczesne mieszkanie miało parę zalet. Do największych zaliczał się ciemny,
ciemny błękit ścian sypialni. Ten ciemny błękit ukoił niejednego kaca. Miewałem kace tak
potężne, że omal nie przypłaciłem ich życiem, zwłaszcza w okresie, kiedy łykałem prochy.
Brałem je od ludzi, których nigdy nie zapytałem, co mi dają.. Bywały noce, kiedy byłem
pewien, że umrę, jeżeli nie zasnę. Cała noc chodziłem sani po pustym mieszkaniu, z sypialni
do łazienki, z łazienki przez pokój frontowy do kuchni. Dziesiątki razy otwierałem i
zamykałem lodówkę, odkręcałem i zakręcałem krany, Spuszczałem wodę. Ciągnąłem się za
uszy. wiczyłem wdechy i wydechy. O wschodzie słońca wiedziałem, że nic mi już nie grozi.
Zasypiałem wśród głębokiego, uzdrowicielskiego błękitu ścian.
Inną specjalnością mojego mieszkania były wizyty pań wątpliwej konduity.
Przychodziły między 3 a 4 rano. Nie były to zbyt powabne damy, ale miałem wtedy na tyle
popieprzone w głowie, żeby sądzić, że nadają mojemu życiu rumieńców. W gruncie rzeczy
ich wizyty zawdzięczałem temu, że większość z nich nie miała dokąd pójść. Podobało im się, [ Pobierz całość w formacie PDF ]