[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sprawach najpilniejszych. Mam nadzieję, że dalszych kłopotów już nie będzie.
- Zgoda, bierzemy się za, sprawy najpilniejsze - powiedział Parker.
- Racja - dodał Brett; sądząc po kierunku, z jakiego dobiegał głos, inżynier-technik krzątał
się nieco dalej, po lewej stronie Parkera.,
- To na razie tyle, Parker. - Trzymajcie się tam.
Ripley pstryknęła przełącznikiem interkomu i spojrzała wyczekująco na kapitana.
Dallas milczał i nad czymś rozmyślał.
- Ile czasu zajmie nam przywrócenie pełnej sprawności najżywotniejszych systemów, Ripley?
- spytał w końcu. Zakładając, że Parker, prawidłowo oszacował straty i że uszkodzenia dadzą się
skutecznie naprawić.
Ripley zastanawiała się chwilę, spoglądając na wskazniki.
- Jeżeli uda im się zesztukować przewody, wyremontować dukt i zreperować moduł
dwunasty, sądzę, że około piętnastu, dwudziestu godzin.
- Niezle. U mnie wyszło osiemnaście. - Kapitan poczuł się o wiele razniej, chociaż niczym
tego po sobie nie okazał. - Co z urządzeniami pomocniczymi? Kiedy Parker i Brett skończą,
musimy być gotowi.
Dziesięć minut pózniej z głośnika przy stanowisku Kane'a dobiegła ich seria głośnych
sygnałów. Kane sprawdził jakiś wskaznik, a potem włączył interkom.
- Mostek. Kane z tej strony.,
Z drugiego końca statku odezwał się Parker. ,Był wyczerpany, ale wyraznie z siebie
zadowolony.
- Nie wiem, jak długo wytrzyma... Chyba schrzaniliśmy kilka spawów. Jeśli wszystko
zaskoczy, potem je poprawimy, żeby było na cacy. Powinniście już mieć prąd.
Pierwszy oficer włączył moc. Na mostku rozbłysły światła, ciemne dotychczas ekrany
zamigotały i ożyły. Towarzyszył temu pomruk zadowolenia i westchnienia ulgi.
- Jest światło. Urządzenia pod prądem - zameldował Kane. - Odwaliliście kawał dobrej
roboty, panowie.
- My się nigdy nie opieprzamy - odpowiedział Parker. - Racja. - Sądząc po monotonnym
szumie, jaki słyszeli przez interkom, pomocnik Parkera musiał stać obok silników, tuż koło
mikrofonu. Szum generatora stwarzał niezwykle eleganckie tło dla kunsztownej wypowiedzi
Bretta.
- Nie obiecujcie sobie zbyt wiele - ostrzegł główny inżynier. - Te nowe zwornice powinny
wytrzymać, ale głowy za to nie daję. Ot, połataliśmy, co się dało, i tyle. A u was? Jest coś
nowego?
Kane pokręcił przecząco głową i zreflektował się, że Parker go nie widzi.
- Ni cholery - mruknął zerknąwszy w iluminator. Przez szybę sączyła się na zewnątrz nikła
poświata. Kane dostrzegł tylko bezkształtny zarys jakichś kamieni czy głazów, nic więcej. Byli na
pustkowiu. Od czasu do czasu wichura szalejąca wokół statku ciskała koło nich niewielkimi
odłamkami skał, które rozbłyskiwały na chwilę w świetle z iluminatora.
- Skała, goła skała, Parker. Widoczność praktycznie zerowa. Nie zdziwiłbym się, gdyby się
okazało, że siedzimy o krok od jakiejś pięknej oazy.
- Marzyciel... - Parker krzyknął coś do Bretta i wyłączył się, rzucając: - Odezwę się, gdyby
wyskoczyło coś nagłego. Wy też nas o wszystkim informujcie.
- Pocztówkę ci poślemy... - mruknął Kane i pstryknął przełącznikiem interkomu.
3.
Dla spokoju ducha całej piątki byłoby lepiej, gdyby alarmu nie odwołano. Na mostku paliło
się światło, wszystkie urządzenia były pod prądem, a oni nie mieli nic do roboty. Z minuty na
minutę stawali się coraz bardziej rozdrażnieni i poirytowani.
Odprężyć się? Rozprostować kości? Ale gdzie? Zwykły chodnik spacerowy zająłby cały
pokład. Więc obijali się przy swoich stanowiskach, pili bez umiaru kawę, której automatyczny
kucharz nie skąpił, i robili wszystko, żeby tylko nie myśleć o niezbyt przyjemnym położeniu. I nie
spekulowali głośno, co też może na nich czyhać na zewnątrz, niewykluczone, że w bezpośredniej
bliskości statku.
Jedynie Ash sprawiał wrażenie człowieka względnie zadowolonego. Martwił się tylko o stan
psychiczny koleżanek i kolegów. Ośrodkiem rekreacyjnym tu nie dysponowali, więc z
rozrywkami było kiepsko. Nostromo to holownik, statek handlowy, nie zaś luksusowy krążownik
turystyczny. Po wykonaniu przewidzianych zadań załoga wchodziła do hibernatorów i resztę
czasu spędzała w głębokim, zimnym śnie. Dlatego rzeczą zupełnie normalną było to, że kiedy
nagle czasu mieli w nadmiarze, robili się w najlepszym razie nerwowi. Obecna sytuacja do
najlepszych zaś nie należała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
sprawach najpilniejszych. Mam nadzieję, że dalszych kłopotów już nie będzie.
- Zgoda, bierzemy się za, sprawy najpilniejsze - powiedział Parker.
- Racja - dodał Brett; sądząc po kierunku, z jakiego dobiegał głos, inżynier-technik krzątał
się nieco dalej, po lewej stronie Parkera.,
- To na razie tyle, Parker. - Trzymajcie się tam.
Ripley pstryknęła przełącznikiem interkomu i spojrzała wyczekująco na kapitana.
Dallas milczał i nad czymś rozmyślał.
- Ile czasu zajmie nam przywrócenie pełnej sprawności najżywotniejszych systemów, Ripley?
- spytał w końcu. Zakładając, że Parker, prawidłowo oszacował straty i że uszkodzenia dadzą się
skutecznie naprawić.
Ripley zastanawiała się chwilę, spoglądając na wskazniki.
- Jeżeli uda im się zesztukować przewody, wyremontować dukt i zreperować moduł
dwunasty, sądzę, że około piętnastu, dwudziestu godzin.
- Niezle. U mnie wyszło osiemnaście. - Kapitan poczuł się o wiele razniej, chociaż niczym
tego po sobie nie okazał. - Co z urządzeniami pomocniczymi? Kiedy Parker i Brett skończą,
musimy być gotowi.
Dziesięć minut pózniej z głośnika przy stanowisku Kane'a dobiegła ich seria głośnych
sygnałów. Kane sprawdził jakiś wskaznik, a potem włączył interkom.
- Mostek. Kane z tej strony.,
Z drugiego końca statku odezwał się Parker. ,Był wyczerpany, ale wyraznie z siebie
zadowolony.
- Nie wiem, jak długo wytrzyma... Chyba schrzaniliśmy kilka spawów. Jeśli wszystko
zaskoczy, potem je poprawimy, żeby było na cacy. Powinniście już mieć prąd.
Pierwszy oficer włączył moc. Na mostku rozbłysły światła, ciemne dotychczas ekrany
zamigotały i ożyły. Towarzyszył temu pomruk zadowolenia i westchnienia ulgi.
- Jest światło. Urządzenia pod prądem - zameldował Kane. - Odwaliliście kawał dobrej
roboty, panowie.
- My się nigdy nie opieprzamy - odpowiedział Parker. - Racja. - Sądząc po monotonnym
szumie, jaki słyszeli przez interkom, pomocnik Parkera musiał stać obok silników, tuż koło
mikrofonu. Szum generatora stwarzał niezwykle eleganckie tło dla kunsztownej wypowiedzi
Bretta.
- Nie obiecujcie sobie zbyt wiele - ostrzegł główny inżynier. - Te nowe zwornice powinny
wytrzymać, ale głowy za to nie daję. Ot, połataliśmy, co się dało, i tyle. A u was? Jest coś
nowego?
Kane pokręcił przecząco głową i zreflektował się, że Parker go nie widzi.
- Ni cholery - mruknął zerknąwszy w iluminator. Przez szybę sączyła się na zewnątrz nikła
poświata. Kane dostrzegł tylko bezkształtny zarys jakichś kamieni czy głazów, nic więcej. Byli na
pustkowiu. Od czasu do czasu wichura szalejąca wokół statku ciskała koło nich niewielkimi
odłamkami skał, które rozbłyskiwały na chwilę w świetle z iluminatora.
- Skała, goła skała, Parker. Widoczność praktycznie zerowa. Nie zdziwiłbym się, gdyby się
okazało, że siedzimy o krok od jakiejś pięknej oazy.
- Marzyciel... - Parker krzyknął coś do Bretta i wyłączył się, rzucając: - Odezwę się, gdyby
wyskoczyło coś nagłego. Wy też nas o wszystkim informujcie.
- Pocztówkę ci poślemy... - mruknął Kane i pstryknął przełącznikiem interkomu.
3.
Dla spokoju ducha całej piątki byłoby lepiej, gdyby alarmu nie odwołano. Na mostku paliło
się światło, wszystkie urządzenia były pod prądem, a oni nie mieli nic do roboty. Z minuty na
minutę stawali się coraz bardziej rozdrażnieni i poirytowani.
Odprężyć się? Rozprostować kości? Ale gdzie? Zwykły chodnik spacerowy zająłby cały
pokład. Więc obijali się przy swoich stanowiskach, pili bez umiaru kawę, której automatyczny
kucharz nie skąpił, i robili wszystko, żeby tylko nie myśleć o niezbyt przyjemnym położeniu. I nie
spekulowali głośno, co też może na nich czyhać na zewnątrz, niewykluczone, że w bezpośredniej
bliskości statku.
Jedynie Ash sprawiał wrażenie człowieka względnie zadowolonego. Martwił się tylko o stan
psychiczny koleżanek i kolegów. Ośrodkiem rekreacyjnym tu nie dysponowali, więc z
rozrywkami było kiepsko. Nostromo to holownik, statek handlowy, nie zaś luksusowy krążownik
turystyczny. Po wykonaniu przewidzianych zadań załoga wchodziła do hibernatorów i resztę
czasu spędzała w głębokim, zimnym śnie. Dlatego rzeczą zupełnie normalną było to, że kiedy
nagle czasu mieli w nadmiarze, robili się w najlepszym razie nerwowi. Obecna sytuacja do
najlepszych zaś nie należała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]