[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieziemską moc. Widziałem w swoim życiu wiele, jednak nigdy wcześniej nie spotkałem się
z czymś takim. Ktoś się chyba zdenerwował.
Przekrzywia głowę, jednocześnie wydając z siebie przeciągłe westchnienie.
Mówiłam, że się jeszcze zobaczymy.
 Co to? Randka z duchem?  pytam.  Od początku wiedziałem, że coś z tobą nie tak.
Ene due rabe, kotek ma chęć na zabawę. Wylicza, wskazując palcem nieistniejących
graczy.
Wzdycha. W westchnięciu tym słychać cierpienia tysiąca ludzi.
Zabawa skończona, kotka mina spłoszona. Przy ostatniej sylabie celuje prosto we mnie.
Stoimy naprzeciwko siebie. Absurd sytuacji i mój nienaturalny spokój budzą obawy. Coś
jest nie tak. Mam nadzieję, że dziewczyna nie zaatakuje. Nie miałem dotąd do czynienia z tak
potężną siłą umysłu. Nie potrafię jej się oprzeć.
Dotyka mojego podbródka, gładzi opuszkami palców po policzkach i znów chichocze. Ten
śmiech doprowadza mnie do szału. Jest równocześnie słodki i przerażający. Stoję zauroczony,
nie mogąc nic zrobić. W końcu, dając mi pstryczka w nos odzywa się:
 Nie wiesz w co się pakujesz. Siebie i swych ukochanych ludzi. Ten, którego tak usilnie
próbujesz ratować pracuje dla mafii. Wart jest takiego poświęcenia?
W głowie czuję mętlik, robię się bardzo senny.
 Każde życie jest warte poświęcenia. Dlatego to robię. Gnatzki przyrzekł... Mam
zabezpieczenie.
 Ależ ty jesteś naiwny. Chcesz znać prawdę? W tym banku finalizował kontrakt na kupno
dużej ilości broni.
Te słowa trafiają w mój najczulszy punkt.
 Za kilka miesięcy sprzeda ją pewnemu, radykalnemu ugrupowaniu młodzieżowemu.
Wywoła cholerną rzez. Będziesz miał setki istnień na sumieniu. Chociaż nie, bo do tego czasu
będziesz już mój.
Chichocze.
 A to twoje zabezpieczenie możesz sobie w dupę wsadzić. Do jutra wieczora będziesz już
zimnym nieboszczykiem. Chcesz tego? F. spójrz prawdzie w oczy  i tak masz przerąbane.
Artur Gnatzki nie jest człowiekiem którego można straszyć i jego wygląd nie ma nic do
rzeczy. Ciesz się, że nie masz rodziny, bo nim by cie zabił, kazałby ci oglądać jak jednego po
drugim wykańcza twoich bliskich.
Z wysiłkiem spoglądam jej w oczy, próbując poznać, czy mówi prawdę czy kłamie.
Zbieram kotłujące się myśli, których nie potrafię wyrazić.
 Dlaczego mam ci ufać? Mówiłaś, że nie możesz zdradzać przyszłości.
 Stawka jest zbyt wysoka, czasami trzeba złamać zasady. Dawaj zdjęcie i kończmy to.
Nie mam ochoty cię zabijać. Jeszcze nie. Ale jeśli mnie to tego zmusisz&
Przygląda się krytycznie własnym paznokciom, jakby właśnie uznała, że najwyższy czas
udać się do manicurzystki.
 Ach no cóż, wtedy znajdę sobie inną zabawkę.
Próbuję przezwyciężyć urok, by móc choć przez chwilę jasno myśleć. Rozważam
wszystkie za i przeciw. Nie podoba mi się to wszystko. Dziewczyna z całą pewnością nie
mówi prawdy. A przynajmniej nie zdradza wszystkiego. W końcu, widząc zniecierpliwienie
na jej twarzy, decyduję się na to, co i tak musiało nastąpić.
 Zgoda. Gnatzki będzie zawiedziony.  Oddaję kopertę wraz ze zdjęciem.
 Nie będzie. Nawet się nie zorientuje.
 Skoro masz już zdjęcia, odpowiesz mi na jedno pytanie?
 Pytaj.
 Z tą rzezią, to prawda?
 Nie. Chodzi o coś znacznie poważniejszego. Podjąłeś dobrą decyzję.
Czas wraca do normy. Gwałtownie wpadam w rzeczywistość. Choć tyle razy już to
przeżyłem, wciąż nie mogę się przyzwyczaić. Za każdym razem mnogość kolorów,
dzwięków, ruchów i zapachów boleśnie atakują moje zmysły. Czuję się, jakbym spadając z
wysokości, gwałtownie uderzył w beton. Tym razem wrażenie jest jeszcze brutalniejsze.
Głowa dosłownie mi pulsuje bólem, jakby zaraz miała wybuchnąć.
Z przerażeniem stwierdzam, że trzymam w ręku pistolet z tłumikiem. Nie mam pojęcia
skąd się wziął. Nie noszę broni. Bez emocji oddaję dwa szybkie, celne strzały. Zupełnie,
jakbym robił to od zawsze. Jeden nabój trafia Gnatzkiego w splot barkowy, drugi przeszywa
mu serce. Cóż za zbieg okoliczności. Biznesmen pada martwy na ziemię nim zdaje sobie
sprawę, że już po nim.
Z niedowierzaniem spoglądam to na trupa przed sobą, to na własną rękę, trzymającą,
ciążącą mi spluwę. Nie mogę się jej pozbyć. Jakby wrósł mi w rękę. Chwytając się dłońmi za
głowę, padam bezwładnie na kolana.
Jakaś kobieta zaczyna krzyczeć. Wokół robi się wrzawa. W ciągu kilku chwil zbiega się
cały tłum. Ludzie trzymają się jednak z dala, gdyż wciąż mam w ręku pistolet. Nie wiem co
robić. Mój Boże, nie wiem co robić!
Dziewczyna mówiła prawdę. Mam przerąbane.
Pan F. i cena zmiany
Ta noc będzie inna niż wszystkie. Czuję tak dobrze mi znane, przejmujące mrowienie
pełznące od karku w dół kręgosłupa; przyśpieszony rytm serca, pompującego wzburzoną
krew; uderzenia gorąca; wreszcie nadzwyczajną jasność umysłu, graniczącą niemal z
telepatią.
W przesiąkniętym złymi emocjami powietrzu, wisi napięcie i złowrogie wyczekiwanie.
Tak  dziś z pewnością stanie się coś niedobrego. Rozpoznaję to w tchnieniach cuchnących
zgnilizną podłych uczynków. Niczego nieświadomi ludzie ukazują to w zachowaniu,
nerwowych tikach, niespokojnych spojrzeniach.
Nawet księżyc górujący nad miastem, świeci przyćmionym blaskiem, jakby obawiając się
rozświetlić mrok nocy. Spoglądając w niebo można zobaczyć gęste chmury przysłaniające
gwiazdy. Pasemka mgły spowijają ulice. Ciemność nieśmiało rozpraszają pomarańczowe
światła latarń, niedostatecznie jednak, bym mógł poczuć się komfortowo. Atmosfera
przypomina tę, jaka panuje na cmentarzu w Zaduszki. Zła energia tężeje niczym zamarzająca
woda zamknięta w zbyt ciasnym pojemniku. Szuka ujścia, słabego punktu i gdy dojdzie do
kulminacji  trach  rozerwie opakowanie rzeczywistości. Brakuje jeszcze tylko jednej
składowej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl