[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Judy potrzebowała sześciu miesięcy, by dojść do wniosku, że jest gotowa na kom-
promis. Był czas, że cieszyłby się z takiego postawienia sprawy, ale teraz już nie.
Kiedy spotkał Molly, przestało to mieć dla niego znaczenie.
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Des zerwał się na równe nogi.
To z pewnością Molly skorzystała z zaproszenia na pizzę. W samą porę, żeby wyrwać
mnie z opresji, pomyślał.
Rozpierała go radość. Miał ochotę uścisnąć ją na powitanie i długo nie
wypuszczać z objęć, a może w ogóle nie pozwolić jej odejść.
- Cześć. Za wcześnie przyszłam? - zapytała, przekraczając próg i rozglądając się
dookoła.
- Nie. Właśnie...
- Des, kto to? - Głos Judy zabrzmiał tuż za jego plecami.
69
S
R
Nawet gdyby jego uwadze umknęło, że twarz Molly nagle zesztywniała, wyraz
jej oczu i nagła bladość twarzy mówiły same za siebie.
- Przepraszam. Nie wiedziałam, że masz gościa.
- Kochanie, chyba zapomniałeś nas przedstawić? - wtrąciła Judy.
Tak. Tego wymaga zwykła uprzejmość i okazanie dobrych manier, zreflektował
się Des.
- Molly, to jest Judy Abbot.
Zielone oczy Molly stały się jeszcze większe. Des miał świadomość, że
skojarzyła, o kogo chodzi. Niedawno opowiadał jej o swojej byłej narzeczonej. Będzie
musiał jej wszystko wytłumaczyć, łącznie z faktem, że Judy do każdego zwraca się per
 kochanie".
- Des jest ze mną zaręczony - oznajmiła Judy, taksując Molly chłodnym
wzrokiem.
- Czyżby? - Molly nieco uniosła głowę. - Poczekaj, aż rozniesie się wiadomość,
że Des O'Donnell ma dwie narzeczone. To wprawdzie nie bigamia, ale i tak wywoła
skandal w naszym małym miasteczku.
Jej głos brzmiał spokojnie, sprawiała wrażenie pewnej siebie, ale z jej pięknej
wrażliwej twarzy Des wyczytał, że poczuła się kolejny raz zdradzona i upokorzona.
Cofnęła się o krok, nie wypuszczając z rąk butelki wina.
- Przepraszam, że przeszkodziłam. Pewnie macie sobie wiele do powiedzenia.
- Molly, zaczekaj.
Ona jednak bez słowa odwróciła się i wyszła. Patrząc na jej oddalającą się
postać, Des czynił sobie wyrzuty, że znowu ją zranił. Małe pocieszenie stanowił fakt,
że tym razem nie było to z jego winy.
- Co miała na myśli ta twoja mała koleżanka, wspominając o dwóch
narzeczonych? - W głosie Judy brzmiała lekka irytacja.
Des zamknął drzwi i spojrzał na nią.
- Nie mam najmniejszego zamiaru z tobą o niej rozmawiać. Przyjmij jedynie do
wiadomości, że między nami wszystko skończone.
- Chyba żartujesz.
- Nigdy nie byłem bardziej poważny. Wracaj do Nowego Jorku następnym
samolotem.
Judy potrząsnęła głową.
- Zastanów się. Jesteś na mnie zły i chcesz się odegrać.
- Mylisz się.
70
S
R
- Nie sądzę, Des. Jesteśmy dla siebie stworzeni.
Może kiedyś i tak było. Teraz potrafił spojrzeć na siebie z dystansem i wiedział,
że jest innym, lepszym człowiekiem. Bardzo się zmienił po wyjezdzie z Nowego
Jorku. Przeczesał palcami włosy.
- Nie możemy być razem, Judy.
- Nie wierzę, że nie ma dla nas szansy. Zostanę jeszcze przez kilka dni w Charity
City. Zaczekam, aż ochłoniesz i zaczniesz działać, kierując się zdrowym rozsądkiem.
- %7łyjemy w wolnym kraju. Z pewnością uda ci się gdzieś wynająć pokój.
Co do jednego był przekonany. Judy powinna natychmiast opuścić jego
mieszkanie. Nic nie może rzucać cienia na jego relację z Molly.
Sam nie wiedział dokładnie, na czym ona polega, ale czuł potrzebę wyjaśnienia
jej całej niezręcznej sytuacji. Bardzo mu zależało, żeby wszystko między nimi zaczęło
się znowu dobrze układać.
ROZDZIAA DZIESITY
W sobotę rano, po skończeniu zajęć aerobiku, Molly wpadła do szatni, wyjęła z
szafki torbę i opuściła ośrodek. Minął dokładnie tydzień od spotkania absolwentów, na
którym tańczyła z Desem. Siedem ciężkich, smutnych dni, które ciągnęły się jej w
nieskończoność.
Uporczywe bóle barków będące oznaką stresu nie zapowiadały, że uda się jej
szybko otrząsnąć. Nie mogła wprost uwierzyć, że tak łatwo dała się zwieść jego pięk-
nym słowom i zapewnieniom, że się zmienił. Po nieoczekiwanym spotkaniu z jego
dawną narzeczoną nabrała przekonania, że Des dalej kręci.
Zamykając za sobą ciężkie przeszklone drzwi, głęboko odetchnęła świeżym
powietrzem północnego Teksasu. Był piękny jesienny dzień. Postanowiła, że musi go
przyjemnie spędzić, choćby miało to ją kosztować wiele wysiłku.
Zmierzała na parking położony po drugiej stronie budynku. Kiedy zbliżała się do
samochodu, zauważyła mężczyznę wysiadającego z zaparkowanej obok ciężarówki.
Jak mogła wcześniej nie dostrzec wielkiego logo O'Donnell Construction? A nawet
gdyby je dostrzegła, to miałaby biec do domu na piechotę, żeby uniknąć spotkania z
Desem?
A może ma jeszcze szansę uciec, zastanawiała się, otwierając drzwi. Des był
jednak szybszy. Przecisnął się wzdłuż zaparkowanych samochodów w jej stronę tak, że
praktycznie stanęli twarzą w twarz i dotykali się ramionami. Poczuła się jak w pułapce.
71
S
R
- Czego chcesz? - spytała, biorąc się pod boki.
- Muszę z tobą pomówić.
- Ale ja nie muszę z tobą rozmawiać.
- Przykro mi - odparł, choć ton jego głosu przeczył słowom.
- Zledzisz mnie?
Wzruszył ramionami.
- Unikasz mnie, nie odbierasz telefonu, nie reagujesz na pukanie do drzwi. Nie
miałem wyboru.
- Zawsze pozostaje jakaś alternatywa. Chyba wyraznie daję ci coś do
zrozumienia.
- Tyle do mnie dotarło. Nie chcesz mnie widzieć. Dlaczego?
Odpowiedział mu krótki ironiczny śmiech.
- Zapomnijmy na chwilę o sprawach oczywistych. Powiedzmy, że czekam, aż się
uspokoję i będę w stanie rozmawiać z tobą rozsądnie, bez zbędnych emocji. Innymi
słowy, jak mężczyzna z mężczyzną.
- Proszę, nie traktujmy tego jak wojny płci.
- Sam zacząłeś.
- Po pierwsze, to nieprawda. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl