[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaczęła wychwalać w myślach zdolności Clare'a. Uznała, że nikt nie
potrafi powozić tak jak on. Neiland będzie musiał pędzić jak wiatr,
żeby ich dogonić.
Tymczasem Neiland wcale ich nie gonił. Siedział sobie
wygodnie w fotelu i popijał porto, czytając gazetę. Eversley,
przekonany, że jego plany co do Lilliheuna wyjdą na jaw, gdy już
będzie za pózno na interwencję, zerknął zadowolony na Neilanda i
wrócił do studiowania dzieł zebranych doktora Samuela Johnsona.
Dopiero gdy książę wrócił z gośćmi z przejażdżki, panowie
zaniepokoili się nieco.
- Jak wycieczka, ojcze? - spytał Neiland, odkładając gazetę.
-Bardzo udana. Longbourne to przepiękna posiadłość. Ciągle się
zmienia. Dewhurst zaczął hodować bydło i myśli o wysuszeniu
podmokłego terenu na zachodnim krańcu, żeby w tym miejscu
stworzyć park. Odkrył też jakieś ruiny na starym pastwisku.
Archeolodzy się nimi zajmują. Szkoda że Lilliheun ich nie widział.
Musimy go tam jutro wysłać, na pewno go Zainteresują.
- To Lilliheun nie pojechał z wami? - spytał Neiland.
- Nie. Myślałem, że jest z tobą, Davidzie.
246
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Powiedział, że może się przyłączy do mnie, ale nie zrobił tego,
więc uznałem, że udał się z wami.
- Rano widziałem go w bibliotece - wtrącił niewinnie Eversley. -
Nie wspomniał, że chce się zająć czymś konkretnym. Pewnie poszedł
spać albo wybrał się na spacer do ogrodu.
To im wystarczy do kolacji, pomyślał z satysfakcją. A potem
będzie za pózno, żeby ktokolwiek mógł pomóc temu zarozumiałemu
sztywniakowi.
-W takim razie idę się przebrać - mruknął Wheymore. - Za
godzinę ma być kolacja. Książę chce nas przyzwyczaić do wiejskiego
rozkładu dnia i będziemy jadać wcześniej. - Hrabia roześmiał się na
widok miny Eversley'a. - Wiem, wiem. Wczoraj pozwolił nam zjeść
wieczorem, ale od dziś zmiana pory kolacji. Neilandzie, ty też się
przebierz. Dewhurst życzy sobie, abyśmy jadali elegancko ubrani.
Neiland zaczął się podnosić, gdy rozległ się krzyk i tupot nóg na
schodach.
- Mamo! Tato! Wszyscy zamarli.
Argosy długo wpatrywał się w liścik. Czytał go raz po raz, a
Elgin Moss w tym czasie nerwowo spacerował po aptece.
-To nie może oznaczać tego, co myślę - mruknął w końcu
Argosy.
- Dlaczego nie? - Moss odstawił butelkę z czerwonym płynem
na półkę. Z lady wziął mozdzierz i tłuczek, i zaczął je podrzucać do
góry. - Nawet Dibs nie miałby wątpliwości co do znaczenia tej
247
Anula
ous
l
a
and
c
s
wiadomości. Peace i jego banda chcą napaść na jakiś powóz gdzieś
między Londynem i Newhope, i zabić kogoś. A ja wiem, że w to
morderstwo chcą wrobić Jasona i donieść na niego policji. Na mnie i
Dibsa prawdopodobnie też, biorąc pod uwagę, że zamknęli nas w
piwnicy wszystkich razem. - Moss spojrzał na Argosy'ego. -Chyba nie
zamierza pan oddać Jasona w ręce policji, prawda? Zamierza pan -
mruknął na widok zawstydzonej miny Argosy'ego. - Więc dlaczego
pan go tu przyprowadził? Uznał pan, że nie przeżyje więzienia, jeśli
nie opatrzy mu się głowy? Bał się pan, że nie dożyje dnia sądu? Niech
pana piekło pochłonie!
- Nie, nie, nie! - obruszył się Argosy. - Ja nawet nie szukałem
Jasona Fate'a. Powiedziałem już, że miałem dowiedzieć się jak
najwięcej o przeszłości pana Johna Locksleya. Borhill potrzebował
dowodu, że nie jest on spadkobiercą Dewhursta i ja miałem go
dostarczyć.
- Ale znalazł pan kapitana, prawda? I teraz będzie pan chciał
zgarnąć nagrodę.
- Wcale o tym nie myślę, panie Moss.
- Owszem, myśli pan.
- Może rzeczywiście przyszło mi to głowy jakiś czas temu, ale
teraz inne sprawy są ważniejsze. Nawet jeśli Fate i Locksley to ta
sama osoba, on wciąż może być wnukiem księcia. A ja sam nie
zamierzam zawisnąć na szubienicy za doprowadzenie do zguby
spadkobiercy Dewhursta.
248
Anula
ous
l
a
and
c
s
- No, w to uwierzę - kiwnął głową Moss. - Jasonie -
zwrócił się do wchodzącego do pomieszczenia Fate'a. -Nie
powinieneś wstawać.
- Tak właśnie mu powiedziałem! - oburzył się aptekarz, który
razem z Dibsem kroczył za kapitanem. -Ale on zerwał się z łóżka, jak
tylko skończyłem zaszywać mu ranę. Gdyby pan Dibs go nie
przytrzymał, nie dałby sobie nawet założyć bandaża! Jeśli on upadnie
i umrze na ulicy, to nie będzie moja wina!
- Nie umrę, nie umrę - mruknął Fate. - Mam ważniejsze sprawy
na głowie. Dibs, poszukaj dorożki, jedziemy na plac Grosvenor. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl