[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nął drzwi i zamknął je na zasuwę. Wichura, jakby urażona jego
bezczelnością, ze zdwojoną siłą zaczęła atakować chatkę.
- A więc twoi ludzie przybędą nam na ratunek? - spytała
Raine z nadzieją w głosie. - Może uda im się tu dotrzeć jeszcze
dziÅ› w nocy?
- Skądże. Poczekają do świtu.
Nagle Raine pojęła grozę sytuacji. Nie dość, że spędzi z Lu-
cienem całą noc na tym odludziu, to jeszcze inni, obcy, dowiedzą
siÄ™ o tym!
- I zastaną nas tu razem - podsumowała w oszołomieniu.
Lucien wzruszył ramionami.
- Jeśli do tego czasu nie pozabijamy się nawzajem, to tak,
zastanÄ… nas tu razem.
W wyobrazni Raine ujrzała to, co wkrótce zobaczą inni: oto
ona i Lucien, na wpół nadzy, po nocy spędzonej w jednej chacie,
w jednym pokoju, co tam - na jednym łóżku, i to przeznaczo
nym dla jednej osoby. Albo dla dwóch, tylko że splecionych
w bardzo czułym uścisku. Oczywiście, wszyscy zaczną speku
lować, w jaki sposób skorzystali z tego łóżka. Zacisnęła usta.
SMAK CYTRYN 37
Co tam. Już wcześniej słyszała podobne plotki na swój temat
i jakoś jej to nie zabiło. Tym razem też przeżyje.
- Spokojnie, kochanie. - Lucien najwyrazniej jak zwykle
bezbłędnie odczytał jej ponure myśli. Jego oczy zabłysły wo
jowniczo. - Niech tylko ktoś spróbuje to komentować, będzie
miał kłopoty z żuchwą.
- Co masz na myśli? - zająknęła się Raine.
- To proste. Niech tylko usłyszę jakieś plotki, a ich autor
będzie mógł szukać swoich zębów wszędzie, tylko nie we włas
nych ustach.
- Wcześniej nie dbałeś tak bardzo o moją reputację - powie
działa Raine oskarżycielsko.
Spojrzał na nią urażony.
- Wręcz przeciwnie - odparł z godnością. - Jak myślisz, od
czego mam spłaszczony nos? Od pijackiej bójki w barze?
- Tak właśnie myślałam.
- To częściowo prawda. Tyle że to ty byłaś powodem nie
porozumienia. A więc mam tę pamiątkę po tobie.
Raine słyszała coś niecoś o tej bójce. Ponoć Lucien spędził
wtedy resztÄ™ nocy w areszcie, pod czujnym okiem szeryfa
Tilsona.
- A więc biłeś się z Busterem o mnie?
- To zamierzchłe czasy. Bez większego znaczenia.
- Dla mnie to ma znaczenie.
Lucien podrapał się po głowie.
- Znowu ci się udało zmienić temat. Pewnie to przez ten
twój magiczny głos. Kiedy mówisz, zaczynam cię słuchać i za
pominam, co chciałem powiedzieć.
- Nie na długo - mruknęła Raine. Niestety, zawsze na ko
niec sobie przypominał.
- A więc? Co takiego zrobił Tess i Emmie ten Klub?
- A nie mówiłam? - Raine pokręciła głową i próbowała
38 DAY LECLAERE
zyskać na czasie, zawiązując mocniej końce prześcieradła pod
biustem. Przy jej szczęściu gotowa jeszcze nadepnąć na pro
wizoryczną szatę i ukazać się oczom Luciena tak, jak ją Pan Bóg
stworzył. Swoją drogą, ciekawe, co by Lucien wtedy zrobił?
Dołoży wszelkich starań, żeby się nie dowiedzieć. - Klub Sa
motnych Serc zajmuje się swataniem - odparła na pozór spo
kojnie.
- Swataniem? Jak biuro matrymonialne?
- CoÅ› w tym stylu.
Lucien otworzył usta ze zdumienia.
- Na Boga, Raine! Czy ktoś usiłuje nas wyswatać? Kurczę
pieczone...
ROZDZIAA TRZECI
Raine zmarszczyła brwi. Dlaczego Lucien wygląda tak, jak
by sam pomysł małżeństwa z nią wydawał mu się obrzydliwy?
- Większość akcji Klubu kończy się sukcesem. To znaczy
małżeństwem - powiedziała jakby na usprawiedliwienie.
A może wszystkie? Tess chyba wspominała coś o doskona
łych wynikach Klubu. Raine nie mogła przypomnieć sobie
szczegółów, ale pamiętała doskonale, że jak dotąd wszystkie
działania Klubu doprowadzały do ślubu - wyswatali blisko trzy
sta par! Tak czy siak, próba połączenia jej z Lucienem to nie
najlepszy pomysł i musi spalić na panewce. Cóż, oto Klub zmie
rza ku swojej pierwszej, ale wielkiej katastrofie!
- Skąd członkom jakiegoś zwariowanego Klubu przyszło do
głowy, że my bylibyśmy dobrą parą? - spytał Lucien.
- Nie mam pojęcia. Gdyby spytali mnie o zdanie, wybiła
bym im to z głowy - odparła Raine z godnością.
Lucien przez długą jak wieczność chwilę przyglądał się jej
badawczo.
- Ty mówisz całkiem poważnie, prawda? O tym Klubie? On
naprawdÄ™ istnieje? I swata ludzi?
- Powiedzmy, że Tess i Emma mają podstawy, by nie wątpić
w jego istnienie.
Lucien z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Coś takiego. I Klub znalazł im mężów?
- Aha.
- Do diabła!
40 DAY LECLAIRE
Raine pokiwała ze zrozumieniem głową.
- WyjÄ…Å‚eÅ› mi to z ust.
Lucien przeczesał palcami prawie już suche włosy.
- Raine, jednego nie rozumiem. Jak to możliwe, że wybrali [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
nął drzwi i zamknął je na zasuwę. Wichura, jakby urażona jego
bezczelnością, ze zdwojoną siłą zaczęła atakować chatkę.
- A więc twoi ludzie przybędą nam na ratunek? - spytała
Raine z nadzieją w głosie. - Może uda im się tu dotrzeć jeszcze
dziÅ› w nocy?
- Skądże. Poczekają do świtu.
Nagle Raine pojęła grozę sytuacji. Nie dość, że spędzi z Lu-
cienem całą noc na tym odludziu, to jeszcze inni, obcy, dowiedzą
siÄ™ o tym!
- I zastaną nas tu razem - podsumowała w oszołomieniu.
Lucien wzruszył ramionami.
- Jeśli do tego czasu nie pozabijamy się nawzajem, to tak,
zastanÄ… nas tu razem.
W wyobrazni Raine ujrzała to, co wkrótce zobaczą inni: oto
ona i Lucien, na wpół nadzy, po nocy spędzonej w jednej chacie,
w jednym pokoju, co tam - na jednym łóżku, i to przeznaczo
nym dla jednej osoby. Albo dla dwóch, tylko że splecionych
w bardzo czułym uścisku. Oczywiście, wszyscy zaczną speku
lować, w jaki sposób skorzystali z tego łóżka. Zacisnęła usta.
SMAK CYTRYN 37
Co tam. Już wcześniej słyszała podobne plotki na swój temat
i jakoś jej to nie zabiło. Tym razem też przeżyje.
- Spokojnie, kochanie. - Lucien najwyrazniej jak zwykle
bezbłędnie odczytał jej ponure myśli. Jego oczy zabłysły wo
jowniczo. - Niech tylko ktoś spróbuje to komentować, będzie
miał kłopoty z żuchwą.
- Co masz na myśli? - zająknęła się Raine.
- To proste. Niech tylko usłyszę jakieś plotki, a ich autor
będzie mógł szukać swoich zębów wszędzie, tylko nie we włas
nych ustach.
- Wcześniej nie dbałeś tak bardzo o moją reputację - powie
działa Raine oskarżycielsko.
Spojrzał na nią urażony.
- Wręcz przeciwnie - odparł z godnością. - Jak myślisz, od
czego mam spłaszczony nos? Od pijackiej bójki w barze?
- Tak właśnie myślałam.
- To częściowo prawda. Tyle że to ty byłaś powodem nie
porozumienia. A więc mam tę pamiątkę po tobie.
Raine słyszała coś niecoś o tej bójce. Ponoć Lucien spędził
wtedy resztÄ™ nocy w areszcie, pod czujnym okiem szeryfa
Tilsona.
- A więc biłeś się z Busterem o mnie?
- To zamierzchłe czasy. Bez większego znaczenia.
- Dla mnie to ma znaczenie.
Lucien podrapał się po głowie.
- Znowu ci się udało zmienić temat. Pewnie to przez ten
twój magiczny głos. Kiedy mówisz, zaczynam cię słuchać i za
pominam, co chciałem powiedzieć.
- Nie na długo - mruknęła Raine. Niestety, zawsze na ko
niec sobie przypominał.
- A więc? Co takiego zrobił Tess i Emmie ten Klub?
- A nie mówiłam? - Raine pokręciła głową i próbowała
38 DAY LECLAERE
zyskać na czasie, zawiązując mocniej końce prześcieradła pod
biustem. Przy jej szczęściu gotowa jeszcze nadepnąć na pro
wizoryczną szatę i ukazać się oczom Luciena tak, jak ją Pan Bóg
stworzył. Swoją drogą, ciekawe, co by Lucien wtedy zrobił?
Dołoży wszelkich starań, żeby się nie dowiedzieć. - Klub Sa
motnych Serc zajmuje się swataniem - odparła na pozór spo
kojnie.
- Swataniem? Jak biuro matrymonialne?
- CoÅ› w tym stylu.
Lucien otworzył usta ze zdumienia.
- Na Boga, Raine! Czy ktoś usiłuje nas wyswatać? Kurczę
pieczone...
ROZDZIAA TRZECI
Raine zmarszczyła brwi. Dlaczego Lucien wygląda tak, jak
by sam pomysł małżeństwa z nią wydawał mu się obrzydliwy?
- Większość akcji Klubu kończy się sukcesem. To znaczy
małżeństwem - powiedziała jakby na usprawiedliwienie.
A może wszystkie? Tess chyba wspominała coś o doskona
łych wynikach Klubu. Raine nie mogła przypomnieć sobie
szczegółów, ale pamiętała doskonale, że jak dotąd wszystkie
działania Klubu doprowadzały do ślubu - wyswatali blisko trzy
sta par! Tak czy siak, próba połączenia jej z Lucienem to nie
najlepszy pomysł i musi spalić na panewce. Cóż, oto Klub zmie
rza ku swojej pierwszej, ale wielkiej katastrofie!
- Skąd członkom jakiegoś zwariowanego Klubu przyszło do
głowy, że my bylibyśmy dobrą parą? - spytał Lucien.
- Nie mam pojęcia. Gdyby spytali mnie o zdanie, wybiła
bym im to z głowy - odparła Raine z godnością.
Lucien przez długą jak wieczność chwilę przyglądał się jej
badawczo.
- Ty mówisz całkiem poważnie, prawda? O tym Klubie? On
naprawdÄ™ istnieje? I swata ludzi?
- Powiedzmy, że Tess i Emma mają podstawy, by nie wątpić
w jego istnienie.
Lucien z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Coś takiego. I Klub znalazł im mężów?
- Aha.
- Do diabła!
40 DAY LECLAIRE
Raine pokiwała ze zrozumieniem głową.
- WyjÄ…Å‚eÅ› mi to z ust.
Lucien przeczesał palcami prawie już suche włosy.
- Raine, jednego nie rozumiem. Jak to możliwe, że wybrali [ Pobierz całość w formacie PDF ]