[ Pobierz całość w formacie PDF ]

istnieć we wszechświecie cokolwiek, czego nie będziemy w stanie zrobić?
„A wszystko to należy do ciebie!” – stwierdziła Jaycee ironicznie, głosem
ociekającym kwasem.
– Właśnie. Któregoś dnia powrócę tu z odpowiednią liczbą ludzi i sprzętu dla
otworzenia tej jaskini. Zabiorę wtedy wszystko, co będziemy w stanie zrozumieć.
„Może ktoś tu powróci Bron, ale nie ty. Zostało ci powietrza na niecałe trzy
godziny. Czyżbyś naprawdę sądził, że masz jakąkolwiek szansę na wydostanie się
stąd żywym?”
– Musi być sposób na wyjście, bo istnieje sposób na wejście. Wystarczy tylko trochę
pomyśleć, żeby je znaleźć na czas.
Rozdział XXXIX
W głębi sali Bron odkrył dużą przezroczystą cysternę, wypełnioną brunatno-
ażurowym płynem. Zafascynowany nią przystanął i zauważył wewnątrz miliardy
maleńkich punkcików świetlnych, które mrugały i ruszały się bezwładnie. Czasami
dostrzegał lśniący ślad pomiędzy poszczególnymi błyskami. Zrozumiał, że ogląda
tutejszą replikę makiety Chaosu. Był to swoisty kamień z Rosetty, który mógł
utworzyć pomost pomiędzy ich dwiema, zupełnie obcymi sobie, kulturami. Jego
odkrycie stanie się najprawdopodobniej najważniejszym wydarzeniem entropijnym w
historii. Jeżeli tylko uda mu się zrozumieć je i wykorzystać, fizyka dokona nowego
skoku.
Przyglądał się brunatnemu płynowi jak urzeczony, zastanawiając się, czy była to
rzeczywista, działająca w czasie realnym makieta. W takim przypadku jeden z tych
błyszczących punkcików oznaczał jego. Nagle w rogu cysterny błysnęło szczególnie
silnie. Jednak on nigdy się nie dowie czy miało to jakieś znaczenie. Pozostało mu
powietrza na dwie i pół godziny, a dotychczas nie znalazł sposobu wydostania się na
powierzchnię.
Odnaleźć planetę, dotrzeć do groty, zrozumieć to odkrycie... wszystko wydawało
się być serią testów mających na celu ustalenie kwalifikacji tych, którzy wejdą do tej
sali. Ostatnią próbą było wydostanie się stąd żywym. Logicznie rzecz biorąc powinno
się mu udać, podobnie jak poprzednio. Tylko, że tym razem nie miał absolutnie
niczego, co mogłoby mu pomóc, a jego wiedza była bardziej niż prymitywna. Próba
była być może obliczona na zmierzenie zdolności przybyszów, ale odrobina
powietrza, która mu została ograniczała ją w czasie w sposób barbarzyński. Obcy
wybierali swoich następców z potworną troską.
Odwrócił się plecami do cysterny, pewien, że gdzieś musi być jakieś wyjście.
Wystarczyło je tylko znaleźć. Nie był w stanie wrócić pod prąd. Tak samo nie mógł
mieć żadnej nadziei, że ci, co pozostali na górze, zdążą dotrzeć na głębokość trzech
kilometrów zanim skończy mu się powietrze.
Nagle dotarł do niego zaniepokojony głos Jaycee.
„Bron! Co Cana robi ze swoją flotą?”
– Mam nadzieje, że dokładnie to, o co go prosiłem.
„Antares powiadomił o wejściu na niską orbitę statków Niszczycieli. Czy to ty
wydałeś ten rozkaz?”
– Odczep się, Jaycee. I tak mam dość zmartwień.
Jeszcze raz zaczął rozważać swój problem. Metaliczna rzeka przechodziła przez
kraty i znikała wewnątrz planety. Z tej strony nie było żadnego wyjścia.
„Bron! Dziesięć ciężkich krążowników Niszczycieli wchodzi w system Słoneczny ,
a Obrona Kosmiczna zlokalizowała pięćdziesiąt innych w drodze. Czy Cana ma
zamiar zaatakować Ziemię?”
Bron nie odpowiedział. Jego poszukiwania przywiodły go na środek sali, gdzie
wznosiła się ogromna kolumna, prawdopodobnie przecinająca sufit. Wyróżniała się
prostotą. U dołu widniały otwierające się do środka drzwi, a solidność
przezroczystych ścian zmusiła go do zastanawiania się nad wielkością ciśnienia, jakie
ta konstrukcja miała wytrzymywać.
„Bron! Słuchasz mnie?”
– Słucham, Jaycee.
„Znam twoje zdolności w dziedzinie Chaosu. Rozpoznam je wszędzie. Czy
poleciłeś zniszczyć Antares?”
– Nie zniszczyć, a zdobyć.
„Tak właśnie sądziłam, ale po co?”
– Bo jeżeli będę trzymał Antares, to Ziemia straci ten przekaźnik, a co za tym idzie
również kontrolę nade mną.
„Nie wywiniesz się z tego. To zdrada i nie masz żadnej szansy na wygranie.
Komando rozbije Canę i wykończy go”.
– Większa cześć floty Komanda jest z Ananiasem. Spróbuj mu to powiedzieć.
Wyjątkowa prostota kolumny odróżniała ją wyraźnie od maszyn i ze środka sali nie
można było jej nie zauważyć. Ten kontrast musiał coś oznaczać. To było coś, co
mogło zafascynować tylko czystą inteligencję. Po raz pierwszy od chwili wejścia do
groty pozwolił sobie na uśmiech.
„Świnia, świnia” – głos Jaycee uderzał z siłą rozpalonego do białości ostrza.
„Wszystko ukartowałeś, co? Ananias zabrał flotę tak daleko, że nie możemy się z nią
połączyć zwykłym radiem nadświetlnym. Naszą jedyną nadzieją jest kanał
transferowy na statku wywiadu radiowego...”
– ...którym dowodzi Ananias – zakończył za nią Bron. – Jaycee, bądźmy realistami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl