[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie odpowiem za ciebie na to pytanie. W dobrej wierze nie
mogę cię ani zachęcać, ani zniechęcać do przeczytania go. Musisz
zdecydować sama, nie sugerując się moimi słowami.
Janie wzdycha i sięga po dłoń staruszki, głaszcze chłodną,
cienką jak papier skórę.
- Tak myślałam, że powie pani coś takiego.
Pani Stubin głaszcze sękatą dłonią miękką dłoń Janie. Uśmiecha się z
żalem i powoli rozpływa w mglistym wieczorze.
Godzina 7.45
Jest niedziela rano. Już czas. Od znalezienia zielonego notesu minęło
dziesięć dni.
Janie wślizguje się na kilka minut do łóżka Cabela. Cabel
drzemie tylko, nie śni, a ona przytula go mocno, chcąc nacieszyć się
nim, zanim wyjdzie.
- Kocham cię, Cabe - szepcze.
I wychodzi.
Wraca do swojego pokoju, dwie przecznice dalej.
Godzina 8.15
Notes leży złowieszczo na łóżku Janie, która odwleka jak może
chwilę jego otwarcia.
Najpierw odrabia lekcje.
Robi sobie miskę płatków na mleku. Zniadanie - jeden z pięciu
najważniejszych posiłków w ciągu dnia. Nie należy o nim zapominać.
Godzina 10.01
Nie może już dłużej zwlekać.
Wpatruje się w zielony notes.
Otwiera go.
Czyta po raz kolejny pierwszą stronę.
Oddycha głęboko.
Godzina 10.02
Jeszcze raz oddycha głęboko.
Godzina 10.06
Podnosi komórkę i wybiera skrót numer 2.
- Komisky - słyszy.
Janie odzywa się piskliwym głosem. Chrząka.
- Witam, Kapitanie. Przepraszam, że dzwonię w...
- Nic nie szkodzi. Co się dzieje?
- No więc tak. Sny... Czy pani Stubin pokazywała pani
kiedykolwiek zawartość teczek?
- Czytałam jej policyjne raporty, tak.
- A pozostałe notatki, o kontrolowaniu snów i tak dalej?
- Przejrzałam kilka pierwszych luznych kartek w teczce, ale
czułam się tak, jakbym naruszała jej prywatność, więc odłożyłam je
zgodnie z jej prośbą.
- Czy kiedykolwiek... rozmawiałyście o jej zdolnościach?
Milczenie.
Przedłużające się milczenie.
- Co masz na myśli?
Janie kuli się w ciszy.
- Nie wiem. Nic. Kapitan się waha.
- W porządku.
Nerwowe westchnienie.
- Kapitanie?
- Janie, czy wszystko w porządku?
- Tak - odpowiada Janie po chwili milczenia.
Kapitan nic nie mówi.
Janie czeka. A Kapitan nie naciska.
- Dobra - mówi w końcu Janie.
- Janie?
- Tak, Kapitanie - szepce.
- Czy martwisz się z powodu Durbina? Chcesz się wycofać?
- Nie, Kapitanie. Ani trochę.
- Jeśli coś innego nie daje ci spokoju, możesz mi o tym
powiedzieć.
- Wiem. Nic mi nie jest. Dziękuję.
- Mogę udzielić ci rady, Janie?
- Pewnie.
- To twój ostatni rok w liceum. Jesteś zbyt poważna. Spróbuj się
zabawić. Idz od czasu do czasu na kręgle albo do kina, co?
Janie uśmiecha się niepewnie.
- Tak jest.
- Dzwoń, kiedy tylko zechcesz, Janie - mówi Kapitan.
Janie ma ściśnięte gardło.
- Do widzenia - mówi w końcu.
I się rozłącza.
Godzina 10.59
Janie oddycha głęboko.
Odwraca stronę.
Jest pusta.
Godzina 11.01
Odwraca pustą stronę.
Widzi znajome pismo.
Wygładza stronę.
A potem żołądek podchodzi jej do gardła i zamyka notes.
Odkłada go do pudełka.
I do szafy.
Godzina 11.59
Janie dzwoni do Carrie.
- Masz ochotę na kręgle?
Wyobraża sobie, jak Carrie kręci głową ze śmiechem, idzie
powtórzyć jej słowa Stu i wraca do telefonu.
- Ale z ciebie frajerka, Hannagan. Czemu by nie? Chodzmy na
kręgle.
Konkrety
13 lutego 2006
Imiona i plany lekcji uczestników zajęć z chemii są wyryte w pamięci
Janie. Problem polega na tym, że większość kujonów nie sypia w
szkole. A nawet gdyby zdarzyło im się zasnąć, nierozwiązana
pozostaje kwestia, jak Janie miałaby się znalezć w tym samym
pomieszczeniu. Wydaje się to niemożliwe.
A ponieważ jest zima, czajenie się po nocach pod ich
sypialniami nie ma sensu. Janie wiąże wielkie nadzieje z kiermaszem
chemicznym. Stawia na niego wszystko.
Cabel próbuje nawiązać kontakt z każdym uczniem z listy. Ma z
nimi więcej zajęć niż Janie. Ale pozostają wyniośli, kojarząc go z
popularnymi imprezowiczami z Hill ze względu na to, co łączyło go
kiedyś z Shay Wilder. Cabel jest sfrustrowany.
Z całego ich rocznika na chemię dla zaawansowanych chodzi
osiemnaście osób. W ubiegłym roku było ich trzynaście. Cała
trzynastka ukończyła liceum i zdała do college'u, niektórzy aż w
południowej Kalifornii. Cabel śledzi wytrwale ich losy na wypadek,
gdyby w ich życiu przez te dziewięć miesięcy, jakie upłynęły od
wręczenia dyplomów, zaszły zmiany. Każdego wieczoru wysiaduje
godzinami przed komputerem, oglądając ich błogi, strony na
Facebooku i Myspace, szukając szokujących opowieści, którymi
podzielili się - jak sądzili - tylko z wybranymi osobami. Razem mają
jedno wielkie nic.
Jedynym punktem zaczepienia, jaki ma w tej chwili Janie, jest
Stacey O'Grady, która chodziła na chemię w pierwszym semestrze.
Mają razem z Janie naukę własną. Stacey śnią się okropne koszmary,
jeśli w ogóle śpi. Co rzadko jej się zdarza.
Jednak wiele osób nawiedzają przerażające sny i o ile Janie
wiadomo, o niczym to nie świadczy. Nawet jeśli we śnie pojawia się
gwałciciel. Janie wie, że sen o byciu ściganą przez gwałciciela można
odczytać dosłownie, ale raczej zdradza lęk dotyczący innej sfery
życia. Lęk, który czujesz, gdy coś cię dogania, kiedy nie jesteś w
stanie szybciej biec albo straciłeś głos i nie możesz krzyczeć - to
wszystko może po prostu świadczyć o zbyt dużym napięciu w szkole
lub w domu, albo o poczuciu bezradności. Właściwie każdy może się
tak czuć w ostatniej klasie.
Mimo to Janie zaklina w duchu Stacey, żeby zasnęła w czytelni,
aby móc lepiej przyjrzeć się jej koszmarom.
Sześć z dziesięciu osób chodzących na chemię to dziewczyny
Janie nie zna dobrze żadnej z nich, ale odnoszą się do siebie
przyjaznie. Ani jedna nie jedzie na kiermasz.
Kiedy Desiree Jackson zapraszają do siebie do domu na wieczór
wspólnej nauki przed zbliżającą się klasówką, Janie ochoczo
przyjmuje zaproszenie. Może w ten sposób uda jej się zdobyć jakieś
informacje. Kilku innym osobom pomysł również przypada do gustu.
Umawiają się na spotkanie o dziewiętnastej w czwartek u Desiree.
Pan Durbin rozdaje ulotki z informacjami o imprezie mającej się
odbyć czwartego marca i Janie chce go o coś zapytać.
- Co pan myśli o zaproszeniu grupy z pierwszego semestru?
Więcej osób, lepsza zabawa. A może nie ma pan tyle miejsca w domu,
panie Durbin?
Janie przejeżdżała obok domu pana Durbina. Cabel zdołał
zdobyć jego plan w urzędzie miasta. Janie wkuła go na pamięć. Dom
ma trzy sypialnie i dużą kuchnię połączoną z przestronnym salonem.
Razem z wykończoną piwnicą z łatwością pomieści dwadzieścia i
więcej osób.
Pan Durbin drapie się po brodzie.
- Podoba mi się ten pomysł. Klaso, co sądzicie? Nie macie nic
przeciwko?
Uczniowie chcą wiedzieć, kto właściwie miałby przyjść. Durbin
wymienia z pamięci osiem nazwisk i klasa wyraża zgodę.
- Super - mówi Janie. - Przygotuję jeszcze kilka ulotek.
Powinniśmy wiedzieć z wyprzedzeniem, ile osób zamierza się
pojawić.
- Dobry pomysł. Rety, osiemnastka dzieciaków. Wyczyścicie mi
konto - żartuje pan Durbin.
Kilka dziewczyn oferuje się, że przyniosą przekąski, i pan
Durbin z wdzięcznością przyjmuje ich propozycję. Janie jest
zaskoczona. Myślała, że nie spodoba mu się ten pomysł. Ale Durbin
niczym nie zdradza, że planuje coś więcej niż udaną imprezę dla
maniaków nauki.
- Tylko żebym nie widział, jak przynosicie alkohol - mówi lekko
i uśmiecha się tak, jakby z racji młodego wieku potrafił czytać w
myślach uczniów ostatnich klas i zamierzał zdusić je w zarodku. Ale
sama wzmianka o tym sprawia, że kilka osób wymienia
porozumiewawcze spojrzenia.
Powiedział to specjalnie, myśli Janie. %7łeby zaczęli o tym
myśleć.
Durbin zatrzymuje ją po lekcji.
- To był świetny pomysł, Janie. Może mogłabyś przyjść z
kilkoma dziewczynami trochę wcześniej, żeby pomóc mi w
przygotowaniach? - Rzuca jej bezradne spojrzenie kawalera.
Janie dostaje gęsiej skórki, ale uśmiecha się z udawanym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • akte20.pev.pl