[ Pobierz całość w formacie PDF ]
każde.
A cena była za wysoka. Ona chciała, żeby była za wysoka.
Wejdz za mną, zgodziłam się. Odczekaj pięć minut i wejdz za mną. Jeżeli będę martwa, rób, co się da.
Nie wdawałam się w sprzeczki z żadnym z nich. Po prostu rzuciłam się do środka, zatrzaskując za sobą otwór i
zamykając go siłą mojej woli. Luis pokona go, ale zabierze mu to trochę czasu.
Wiedziałam, że ja mam niewiele czasu.
Kiedy się odwróciłam, stanęłam przed szerokim ciągiem organicznych, opalizujących ścian - jakby były z kamienia,
kości i pereł. Zaokrąglone ściany naśladowały zewnętrzny kształt kopuły. Pobiegłam ścieżką, szukając tego, co
spodziewałam się znalezć.
Wbiegłam za zakręt i odnalazłam Isabel.
- Ibby?
Zwolniłam kroku, lewą, metalową ręką dotykając ściany. Spojrzałam na Ibby z intensywnością, którą rezerwowałam dla
tych, których kochałam i dla wrogów. Nie byłam pewna, kim w tej chwili to dziecko jest dla mnie. Czy może nadal jednym
i drugim.
Isabel miała nadal ciało małej pulchnej dziewczynki, ale nie zachowywała się jak dziecko. Stała nieruchomo, czujnie,
obserwując mnie, jak się zbliżam. Za nią czaiło się troje innych dzieci, wszystkie starsze od niej. Ubrane były tak samo, w
kamuflujące stroje, które, jak sobie teraz uświadomiłam, miały te same właściwości, które Luis wykorzystał, żeby nas ukryć
- upodabniały się do otoczenia, a w tej chwili były lśniąco kremowe, jak jedwab.
- Ibby - powtórzyłam. Zatrzymałam się i zwróciłam do niej twarzą, bez ruchu, jak ona. - Przyszłam, żeby cię zabrać do
domu.
Nie odpowiedziała. Wszystkie milczały. Po prostu wpatrywały się we mnie uważnymi, złowrogimi oczami.
- Isabel, nie chcę z tobą walczyć. Chcę cię zabrać do domu.
- To jest mój dom. - Isabel powoli pokręciła głową.
- Nie. Twój dom jest tam, gdzie mieszka twój wujek Luis. I ja, chciałam dodać, ale się nie odważyłam. -Czeka na
ciebie. Strasznie za tobą tęsknił. Chyba pamiętasz wujka?
285
84
Jej ciemne oczy przez chwilę lśniły i wiedziałam, że sobie przypomina. Inne pytanie, co sobie przypomniała. Jeżeli
Perle udało się zakłócić zmysły dziewczynki i jej wspomnienia, mogła przeżywać na nowo urojoną traumę albo prawdziwą.
Perła zmanipulowała te dzieci, usiłowała wykorzystać ich rodzinne uczucia, żeby stworzyć bariery i wzbudzić nienawiść,
ale mogła jedynie nimi manipulować, nie programować. One były bezbronne wobec takich prób.
- Wujek Luis nie żyje - powiedziała Ibby. - Zabiłaś go. To było potworne.
- Ona cię okłamuje - odparłam. Owszem, parę razy niewiele brakowało, żebym go zabiła, ale nie była to najlepsza pora
na to, żeby analizować dynamikę tej więzi. - Ibby, kobieta, która opowiada ci te rzeczy, nie jest twoją przyjaciółką. I
kłamie. Chce cię wykorzystać, chce wykorzystać was wszystkich. Nie obchodzi jej to, co się z wami stanie.
Isabel nie była głupia. Dostrzegłam, że się nad tym zastanawia. Jednak dzieci stojące za nią nie znały naszej historii. A
może nie miały też tak elastycznego umysłu.
- Kłamczucha! Zła! - krzyknęło jedno z nich i klasnęło w dłonie.
Przez wąski korytarz przetoczył się powietrzny młot, uderzył mnie i powalił na ziemię z taką siłą, że w oczach ukazały
mi się gwiazdy i poczułam się, jakbym żegnała się z tym światem. Dysząc, przewróciłam się na bok, żeby się podnieść.
Chłopiec Strażnik Pogody znowu uderzył, tym razem mocniej, popychając mnie twarzą na ścianę. Osunęłam się po
niej, niemal bez świadomości, ale dostrzegłam, że Isabel zrobiła krok do przodu. Atak ustał, chyba tylko dlatego, że
Strażnik Pogody, może ten sam, który usiłował nas zabić w przepaści, nie mógł atakować, mając na drodze Isabel.
Isabel przywołała ogień. Na jej dłoni pojawił się nie-bieskobiały płomień energii z migoczącymi czerwonymi
brzegami, który odbijał się dziwnie w jej oczach, kiedy szła w moją stronę.
- Chciałaś ich śmierci - stwierdziła. - Moich rodziców. Wszystkich naszych rodziców. Zabiłaś wujka Luisa. Chcesz
zabić mnie i moich przyjaciół. Chcesz zabić Panią.
Jedynie te słowa były prawdziwe - naprawdę chciałam zabić Perłę. I bez względu na to, jak do tego doszło, Manny i
Angela Rocha zginęli, a Perła mogła przekręcać fakty, jak jej się podobało, ja zaś nic nie mogłam wskórać, próbując im
zaprzeczać.
Ale Luis... Mogłam udowodnić, że kłamie w sprawie Luisa.
- Stój - powiedziałam, albo usiłowałam powiedzieć. W ustach miałam krew i nie byłam pewna, czy w ogóle się
odezwałam. Drugie uderzenie było tak silne, że nie mogłam wstać, wykonywałam jedynie niezborne ruchy. - On żyje. -
Zabrzmiało to niemal wyraznie. - Twój wujek żyje.
- Kłamczucha - odparła Ibby. - Widziałam, jak go zabijałaś. Pani mi pokazała: zraniłaś go, zraniłaś go tak mocno, że
umarł. A teraz się spalisz, tak samo jak spaliłaś jego.
Cofnęła dłoń.
Ja wyciągnęłam rękę w bezcelowym geście zaprzeczenia. .. i poczułam przypływ przerażenia tym, co zrobiono Ibby oraz
innym dzieciom. Kazano jej patrzeć jak ktoś - nawet jeżeli nie był to wcale Luis - płonie. Bez względu na to, czy była to
iluzja, czy rzeczywistość, przeżycie okazało się na tyle traumatyczne, żeby zostawić trwałe blizny.
Zanim zdążyła mnie podpalić, krzyknęłam:
-Ibby, pomyśl! Jestem taka jak twój wujek! Nie umiem posługiwać się ogniem!
Ibby zamrugała. Stała tuż na granicy przemocy, z ogniem migoczącym i syczącym w jej dłoni.
- Twój wujek jest Strażnikiem Ziemi - wypaliłam. -Mam taką samą moc, jak on. Jestem Strażnikiem Ziemi. Nie
mogłabym go spalić, nawet gdybym chciała, rozumiesz? I nigdy bym tego nie zrobiła, Ibby Kocham go, tak samo jak
ciebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
każde.
A cena była za wysoka. Ona chciała, żeby była za wysoka.
Wejdz za mną, zgodziłam się. Odczekaj pięć minut i wejdz za mną. Jeżeli będę martwa, rób, co się da.
Nie wdawałam się w sprzeczki z żadnym z nich. Po prostu rzuciłam się do środka, zatrzaskując za sobą otwór i
zamykając go siłą mojej woli. Luis pokona go, ale zabierze mu to trochę czasu.
Wiedziałam, że ja mam niewiele czasu.
Kiedy się odwróciłam, stanęłam przed szerokim ciągiem organicznych, opalizujących ścian - jakby były z kamienia,
kości i pereł. Zaokrąglone ściany naśladowały zewnętrzny kształt kopuły. Pobiegłam ścieżką, szukając tego, co
spodziewałam się znalezć.
Wbiegłam za zakręt i odnalazłam Isabel.
- Ibby?
Zwolniłam kroku, lewą, metalową ręką dotykając ściany. Spojrzałam na Ibby z intensywnością, którą rezerwowałam dla
tych, których kochałam i dla wrogów. Nie byłam pewna, kim w tej chwili to dziecko jest dla mnie. Czy może nadal jednym
i drugim.
Isabel miała nadal ciało małej pulchnej dziewczynki, ale nie zachowywała się jak dziecko. Stała nieruchomo, czujnie,
obserwując mnie, jak się zbliżam. Za nią czaiło się troje innych dzieci, wszystkie starsze od niej. Ubrane były tak samo, w
kamuflujące stroje, które, jak sobie teraz uświadomiłam, miały te same właściwości, które Luis wykorzystał, żeby nas ukryć
- upodabniały się do otoczenia, a w tej chwili były lśniąco kremowe, jak jedwab.
- Ibby - powtórzyłam. Zatrzymałam się i zwróciłam do niej twarzą, bez ruchu, jak ona. - Przyszłam, żeby cię zabrać do
domu.
Nie odpowiedziała. Wszystkie milczały. Po prostu wpatrywały się we mnie uważnymi, złowrogimi oczami.
- Isabel, nie chcę z tobą walczyć. Chcę cię zabrać do domu.
- To jest mój dom. - Isabel powoli pokręciła głową.
- Nie. Twój dom jest tam, gdzie mieszka twój wujek Luis. I ja, chciałam dodać, ale się nie odważyłam. -Czeka na
ciebie. Strasznie za tobą tęsknił. Chyba pamiętasz wujka?
285
84
Jej ciemne oczy przez chwilę lśniły i wiedziałam, że sobie przypomina. Inne pytanie, co sobie przypomniała. Jeżeli
Perle udało się zakłócić zmysły dziewczynki i jej wspomnienia, mogła przeżywać na nowo urojoną traumę albo prawdziwą.
Perła zmanipulowała te dzieci, usiłowała wykorzystać ich rodzinne uczucia, żeby stworzyć bariery i wzbudzić nienawiść,
ale mogła jedynie nimi manipulować, nie programować. One były bezbronne wobec takich prób.
- Wujek Luis nie żyje - powiedziała Ibby. - Zabiłaś go. To było potworne.
- Ona cię okłamuje - odparłam. Owszem, parę razy niewiele brakowało, żebym go zabiła, ale nie była to najlepsza pora
na to, żeby analizować dynamikę tej więzi. - Ibby, kobieta, która opowiada ci te rzeczy, nie jest twoją przyjaciółką. I
kłamie. Chce cię wykorzystać, chce wykorzystać was wszystkich. Nie obchodzi jej to, co się z wami stanie.
Isabel nie była głupia. Dostrzegłam, że się nad tym zastanawia. Jednak dzieci stojące za nią nie znały naszej historii. A
może nie miały też tak elastycznego umysłu.
- Kłamczucha! Zła! - krzyknęło jedno z nich i klasnęło w dłonie.
Przez wąski korytarz przetoczył się powietrzny młot, uderzył mnie i powalił na ziemię z taką siłą, że w oczach ukazały
mi się gwiazdy i poczułam się, jakbym żegnała się z tym światem. Dysząc, przewróciłam się na bok, żeby się podnieść.
Chłopiec Strażnik Pogody znowu uderzył, tym razem mocniej, popychając mnie twarzą na ścianę. Osunęłam się po
niej, niemal bez świadomości, ale dostrzegłam, że Isabel zrobiła krok do przodu. Atak ustał, chyba tylko dlatego, że
Strażnik Pogody, może ten sam, który usiłował nas zabić w przepaści, nie mógł atakować, mając na drodze Isabel.
Isabel przywołała ogień. Na jej dłoni pojawił się nie-bieskobiały płomień energii z migoczącymi czerwonymi
brzegami, który odbijał się dziwnie w jej oczach, kiedy szła w moją stronę.
- Chciałaś ich śmierci - stwierdziła. - Moich rodziców. Wszystkich naszych rodziców. Zabiłaś wujka Luisa. Chcesz
zabić mnie i moich przyjaciół. Chcesz zabić Panią.
Jedynie te słowa były prawdziwe - naprawdę chciałam zabić Perłę. I bez względu na to, jak do tego doszło, Manny i
Angela Rocha zginęli, a Perła mogła przekręcać fakty, jak jej się podobało, ja zaś nic nie mogłam wskórać, próbując im
zaprzeczać.
Ale Luis... Mogłam udowodnić, że kłamie w sprawie Luisa.
- Stój - powiedziałam, albo usiłowałam powiedzieć. W ustach miałam krew i nie byłam pewna, czy w ogóle się
odezwałam. Drugie uderzenie było tak silne, że nie mogłam wstać, wykonywałam jedynie niezborne ruchy. - On żyje. -
Zabrzmiało to niemal wyraznie. - Twój wujek żyje.
- Kłamczucha - odparła Ibby. - Widziałam, jak go zabijałaś. Pani mi pokazała: zraniłaś go, zraniłaś go tak mocno, że
umarł. A teraz się spalisz, tak samo jak spaliłaś jego.
Cofnęła dłoń.
Ja wyciągnęłam rękę w bezcelowym geście zaprzeczenia. .. i poczułam przypływ przerażenia tym, co zrobiono Ibby oraz
innym dzieciom. Kazano jej patrzeć jak ktoś - nawet jeżeli nie był to wcale Luis - płonie. Bez względu na to, czy była to
iluzja, czy rzeczywistość, przeżycie okazało się na tyle traumatyczne, żeby zostawić trwałe blizny.
Zanim zdążyła mnie podpalić, krzyknęłam:
-Ibby, pomyśl! Jestem taka jak twój wujek! Nie umiem posługiwać się ogniem!
Ibby zamrugała. Stała tuż na granicy przemocy, z ogniem migoczącym i syczącym w jej dłoni.
- Twój wujek jest Strażnikiem Ziemi - wypaliłam. -Mam taką samą moc, jak on. Jestem Strażnikiem Ziemi. Nie
mogłabym go spalić, nawet gdybym chciała, rozumiesz? I nigdy bym tego nie zrobiła, Ibby Kocham go, tak samo jak
ciebie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]