[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dojadło chronienie tego sukinsyna.
- Widziałeś Szarlatana we własnej osobie, Auer? - zapytała Sirikit.
Na znak Budwortha przeszła do rutynowych, pytań. Należała do najbieglejszych w tej
dziedzinie, zaś Auer zawsze dobrze z nią współdziałał. Bud zajął się rozpracowywaniem
planowanych zgromadzeń. Do liniowca G należałoby skierować więcej porządkowych.
- Rzuca się w oczy. - Auer wzruszył ramionami z udaną obojętnością. - Rozpala
wszystkich do białego. A potem ucieka. Jak zwykle. Nigdy nie zostaje, żeby uspokoić
wzburzenie, które sam wywołał.
- Gdzie? - spytała Sirikit.
- Typowa sala zgromadzeń kompleksu mieszkalnego. Sceneria charakterystyczna dla
Pontisa. Nic niezwykłego... chociaż... - Auer przerwał i zmarszczył brwi. - ...Chociaż... to
dziwne!
- Co jest dziwne, Auer?
- To dotyczy chudej dziewuszki... - Spojrzał na nich błędnymi oczami.
- Tak?
- Czuję... grozi jej prawdziwe niebezpieczeństwo. I to się dziś nie skończy. Ona jest
Talentem! - powiedział ze zdumieniem Auer, a potem przesunął dłonią przed oczami. -
Zniknęło już. Zniknęło.
I ekran ściemniał.
Pojaśniał następny.
- NIE powinniście dawać temu typowi pozwolenia! - Bertha Zoccola pałała
oburzeniem. - Tyle razy go przyłapaliście na machlojkach! Ci ludzie mają za mało pieniędzy,
żeby je wydawać na mistyczne terapie i cudowne uzdrowienia. Ten Pontis pluje
najpaskudniejszą panteistyczną papką. I to w rozpaczliwie mętnym stylu!
- Co widziałaś, Bertho? - spytał Bud pulchną kobietkę, która wciąż traktowała jak
największy skarb zużytą talię kart do tarota, bo kiedyś pomogły jej prababce uzyskać znaczny
rozgłos.
- Ciągle ci powtarzam, że ten facet oznacza kłopoty. - Podwójny podbródek Berthy
drżał, oczy miała niespokojne. - Guzik mnie obchodzi, że po jego występie wzrasta wskaznik
zadowolenia w liniowcu. Czemu my, Talenty, mamy chronić takiego szarlatana, oszusta,
faryzeusza, kanciarza, mistyfikatora! Skończony z niego łobuz!
- Przecież wcale go nie ochraniamy! Bertho, co widziałaś?
- Mniej więcej w połowie tej jego bełkotliwej paplaniny... nigdy nie wiesz, co on
właściwe mówi w tym swoim ohydnym żargonie... po lewej stronie estrady widać jakieś
zamieszanie... - Bertha machnęła lewym ramieniem, bransoletki hałaśliwie zagrzechotały.
- ...A może po jego prawej? - Uniosła drugą rękę, ukazując obładowane pierścieniami palce. -
Jakieś zamieszanie. Chodzi o sporą grupę kobiet. - Znów machnęła dłonią, zmarszczyła brwi.
- I wybucha mętlik! Imię! Wykrzykują jakieś imię! Nie słyszę jakie! Och, nawet święty by się
wściekł! Najważniejszy detal! A sądziłam, że tak wyraznie je słyszę... - przerwała, zacisnęła z
wysiłku wargi, a potem powoli potrząsnęła głową i westchnęła. - Nie; to już zniknęło. Przykro
mi.
- Dzięki, Bertho, kochanie. Uzupełniłaś parę szczegółów.
- Kto jeszcze to widział? - Zoccola jak zawsze chciała się tego dowiedzieć.
- Auer.
- Hmmm? - mruknęła z niedowierzaniem. - I czego się dowiedzieliście? Szukaj dalej,
Buddy.
- A pewnie. - Budworth połączył się z biurem Roznina, zaraz gdy jej ekran ściemniał. -
Mamy incydent, Sasza.
- Do tego kaznodziei przypisany jest tylko jeden porządkowy - szepnęła do Budwortha
Sirikit. - Mieszkamy liniowiec G jest zakwalifikowany jako cichy i spokojny, niebieski.
- No to trzeba mu zmienić kolor, dopóki nie zdołamy tego rozładować. Sasza, coś ma
się wydarzyć tego wieczora na spotkaniu z Pontisem w liniowcu G.
- W liniowcu G? - Duże, niebieskie oczy osadzone w słowiańskiej twarzy Saszy
rozszerzyły się w zdumieniu. - Nic tam nie planowaliśmy - mruknął do siebie, a do Buda: -
Kto to widział?
- Bertha i Auer.
- Co takiego? - Roznin uniósł brwi. - To ci nowina. Zgłoszę się do ciebie pózniej,
Buddy. Najpierw muszę się zająć zorganizowaniem penetracji. Rhyssa, nasza szanowna pani
dyrektor, poinformowała mnie właśnie, że ona i Peter tak się zagłębili w techniki gestaltu, iż
nie mogą teraz tego zostawić, więc tamta sprawa spada na mnie.
Budworth uśmiechnął się i poskrobał po podbródku, ekran z Sasza ściemniał. Miał
nadzieję, że będą tam wtyczki. A jeśli maczał w tym palce brat Saszy z OPP, Borys, to pewno
będą. Bud lubił uczestniczyć w takich nieoczekiwanych widowiskach. Nigdy nie wiedziałeś, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl akte20.pev.pl
dojadło chronienie tego sukinsyna.
- Widziałeś Szarlatana we własnej osobie, Auer? - zapytała Sirikit.
Na znak Budwortha przeszła do rutynowych, pytań. Należała do najbieglejszych w tej
dziedzinie, zaś Auer zawsze dobrze z nią współdziałał. Bud zajął się rozpracowywaniem
planowanych zgromadzeń. Do liniowca G należałoby skierować więcej porządkowych.
- Rzuca się w oczy. - Auer wzruszył ramionami z udaną obojętnością. - Rozpala
wszystkich do białego. A potem ucieka. Jak zwykle. Nigdy nie zostaje, żeby uspokoić
wzburzenie, które sam wywołał.
- Gdzie? - spytała Sirikit.
- Typowa sala zgromadzeń kompleksu mieszkalnego. Sceneria charakterystyczna dla
Pontisa. Nic niezwykłego... chociaż... - Auer przerwał i zmarszczył brwi. - ...Chociaż... to
dziwne!
- Co jest dziwne, Auer?
- To dotyczy chudej dziewuszki... - Spojrzał na nich błędnymi oczami.
- Tak?
- Czuję... grozi jej prawdziwe niebezpieczeństwo. I to się dziś nie skończy. Ona jest
Talentem! - powiedział ze zdumieniem Auer, a potem przesunął dłonią przed oczami. -
Zniknęło już. Zniknęło.
I ekran ściemniał.
Pojaśniał następny.
- NIE powinniście dawać temu typowi pozwolenia! - Bertha Zoccola pałała
oburzeniem. - Tyle razy go przyłapaliście na machlojkach! Ci ludzie mają za mało pieniędzy,
żeby je wydawać na mistyczne terapie i cudowne uzdrowienia. Ten Pontis pluje
najpaskudniejszą panteistyczną papką. I to w rozpaczliwie mętnym stylu!
- Co widziałaś, Bertho? - spytał Bud pulchną kobietkę, która wciąż traktowała jak
największy skarb zużytą talię kart do tarota, bo kiedyś pomogły jej prababce uzyskać znaczny
rozgłos.
- Ciągle ci powtarzam, że ten facet oznacza kłopoty. - Podwójny podbródek Berthy
drżał, oczy miała niespokojne. - Guzik mnie obchodzi, że po jego występie wzrasta wskaznik
zadowolenia w liniowcu. Czemu my, Talenty, mamy chronić takiego szarlatana, oszusta,
faryzeusza, kanciarza, mistyfikatora! Skończony z niego łobuz!
- Przecież wcale go nie ochraniamy! Bertho, co widziałaś?
- Mniej więcej w połowie tej jego bełkotliwej paplaniny... nigdy nie wiesz, co on
właściwe mówi w tym swoim ohydnym żargonie... po lewej stronie estrady widać jakieś
zamieszanie... - Bertha machnęła lewym ramieniem, bransoletki hałaśliwie zagrzechotały.
- ...A może po jego prawej? - Uniosła drugą rękę, ukazując obładowane pierścieniami palce. -
Jakieś zamieszanie. Chodzi o sporą grupę kobiet. - Znów machnęła dłonią, zmarszczyła brwi.
- I wybucha mętlik! Imię! Wykrzykują jakieś imię! Nie słyszę jakie! Och, nawet święty by się
wściekł! Najważniejszy detal! A sądziłam, że tak wyraznie je słyszę... - przerwała, zacisnęła z
wysiłku wargi, a potem powoli potrząsnęła głową i westchnęła. - Nie; to już zniknęło. Przykro
mi.
- Dzięki, Bertho, kochanie. Uzupełniłaś parę szczegółów.
- Kto jeszcze to widział? - Zoccola jak zawsze chciała się tego dowiedzieć.
- Auer.
- Hmmm? - mruknęła z niedowierzaniem. - I czego się dowiedzieliście? Szukaj dalej,
Buddy.
- A pewnie. - Budworth połączył się z biurem Roznina, zaraz gdy jej ekran ściemniał. -
Mamy incydent, Sasza.
- Do tego kaznodziei przypisany jest tylko jeden porządkowy - szepnęła do Budwortha
Sirikit. - Mieszkamy liniowiec G jest zakwalifikowany jako cichy i spokojny, niebieski.
- No to trzeba mu zmienić kolor, dopóki nie zdołamy tego rozładować. Sasza, coś ma
się wydarzyć tego wieczora na spotkaniu z Pontisem w liniowcu G.
- W liniowcu G? - Duże, niebieskie oczy osadzone w słowiańskiej twarzy Saszy
rozszerzyły się w zdumieniu. - Nic tam nie planowaliśmy - mruknął do siebie, a do Buda: -
Kto to widział?
- Bertha i Auer.
- Co takiego? - Roznin uniósł brwi. - To ci nowina. Zgłoszę się do ciebie pózniej,
Buddy. Najpierw muszę się zająć zorganizowaniem penetracji. Rhyssa, nasza szanowna pani
dyrektor, poinformowała mnie właśnie, że ona i Peter tak się zagłębili w techniki gestaltu, iż
nie mogą teraz tego zostawić, więc tamta sprawa spada na mnie.
Budworth uśmiechnął się i poskrobał po podbródku, ekran z Sasza ściemniał. Miał
nadzieję, że będą tam wtyczki. A jeśli maczał w tym palce brat Saszy z OPP, Borys, to pewno
będą. Bud lubił uczestniczyć w takich nieoczekiwanych widowiskach. Nigdy nie wiedziałeś, [ Pobierz całość w formacie PDF ]